Jasny
dzień... Zimowy... Dawno nie byłem w mojej własnej jaskini, cały czas
musiałem spać z innymi w tej największej z racji zimna. Puściłem się w
stronę mojego domu. Słońce świeciło, ptaki śpiewały. Dzień był taki
świetlisty, ujmujący lśniącą bielą. Wpadłem do mojej jaskini. Było tam
zimno. Ale cóż, takie są prawa zimy. Zacząłem sprawdzać gdzie co jest.
Wszystko było na swoim dotychczasowym miejscu. Stanąłem na środku... Nie
wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Nagle otoczenie zasnuła mgła.
Zrobiło się wokół mnie ciemno, a bujna sierść zaczęła falować, chociaż
nie było wiatru. Nagle miałem wrażenie, że jakiś znajomy głos wrzasnął
mi przeraźliwie do ucha... Nikogo jednak nie było. Wokół pustka, mgła,
ciemność... Czemu ten głos był znajomy? Po to był... Krzyk jednej
wadery, którą zabiłem, przyszedł na nią czas. Jednak ten wrzask był tak
głośny, że aż się wzdrygnąłem... Sumienie... To wina sumienia, którego
śmierć nie powinna posiadać... BO potem dzieją sie takie rzeczy. Stałem
dalej. Słyszałem wszystkie jęki, oraz wrzaski zamordowanych. Czasem były
bardzo blisko, czasem daleko... Stało się coś dziwnego. Gdy wrzasnął
następny głos... Tak płaczliwie i z przerażeniem, wtedy... Wtedy
poczułem mocny cios w sam brzuch. Właśnie tak wrzasnął mój kuzyn, gdy
wbijałem w niego sztylet. Miałem wrażenie, że w brzuchu siedzi mi
kawałek zimnego metalu. Stałem jednak wyprostowany dalej... Teraz już
jako człowiek czułem, jak coś ociera mi się o twarz... Coś zimnego. Też
metal, chociaż niczego nie było. Potem jakby ktoś w kark wbijał mi piłę
łańcuchową. Nie skręcałem się z bólu. To tylko moje własne iluzje.
Czasem coś takiego się dzieje, dla mnie to normalne.
,,Kim jest zdrajca? Kto jest zabójcą w tłumie? Ten, który skrada się w korytarzach Bezgłośnie.'' Myśli były dręczące. Czemu zostałem ukarany... Sumieniem... I znowu: ,,Czy to jest warte oczekiwania Wszystko, co zabija czas? Czy jesteś wystarczająco silny by znieść Ochronę obojga: twojego, i mojego serca?'' Zabija czas... Kto jest mordercą... Śmierć pełza po korytarzach bezgłośnie... Znowu jęki, znowu krzyki... Słyszałem ostatnie tchnienia moich wrogów, moich ofiar... Czułem zapach krwi, wokół mnie pojawiły się małe płomyki. To były życia tych, którzy jeszcze tu są. Tak... Wystarczy mokrymi palcami ścisnąć jeden, by ktoś odszedł bez bólu i cierpienia... Tylko zasnął... Kosa... To jedna z rzeczy, które zawsze były moją słabością... Czemu jestem wygnańcem, czemu jestem mordercą, czemu...? Moje serce jest ciężkie... Trudne do zniesienia... Możliwe, że utracę wszystko bezpowrotnie... Nagle poczułem, że chyba... Płynę? Teraz leżałem w lodowatym strumieniu, jego nurt łagodnie mnie niósł. Zamknąłem oczy. Byleby ta chwila była wieczna... Ile bym za to dał... Gdy otworzyłem oczy, znów stałem w jaskini otoczony mgłą i krzykiem mordowanych. Rodzimy się by umrzeć... To nasz ostatni czas... Bo czasami droga jest zbyt trudna i niebezpieczna, bo miłość nie wystarcza... Urodziliśmy się by umrzeć... Tak... Wtedy podniosłem szybko głowę, bo coś wrzasnęło mi do ucha przeraźliwiej niż do tej pory. Ale nic już nie było. Tylko ja na zimnej podłodze... ,,Nie jest jak dawniej... Bo moje czarne serce jest ciężkie... Lepiej nie mieć niczego, niż mieć wszystko i ciągle pragnąć więcej... Bo tak trudno jest żyć w tym świecie... Bo tak trudno jest być magicznym wilkiem... Tylko ten kto słucha odgłosu wrzącej krwi zasługuje na potępienie... Ja sam... Nie inni jak to ja im robię...'' |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz