wtorek, 15 stycznia 2013

Greill CD Rose

Czułem zapach obcych... Ludzi... Wolę być ostrożny w takich sytuacjach. Sam więc przybrałem ludzką postać. Stałem chwilę w miejscu. Czułem niebezpieczeństwo wszystkimi moimi zmysłami. Zamknąłem oczy starając się intuicyjnie wszystko ocenić... Nagle usłyszałem strzał, który niósł się echem po lesie. Potem kruki wzleciały z wrzaskiem w powietrze ( mieszka ich tutaj dość dużo ). Ruszyłem przed siebie szybkim krokiem. Byłem dość daleko od terenu watahy - wiadomo, powsinoga ze mnie. Potem przyspieszyłem do biegu. W ludzkim ciele jest to bardziej męczące, ale bezpieczniejsze. Biegłem coraz szybciej, aż na jednej polanie stanąłem jak kołek wbity w ziemię i z przerażeniem stwierdziłem, że parę metrów ode mnie stoją kłusownicy. Słyszałem jak mówili coś o białej waderze z czarnymi przednimi łapami, uszami, oraz włosach z czarnym pasemkiem na grzywce... To... ONI CHCIELI ZABIĆ ROSE? A puki co, to stoją ode mnie jakieś pięć metrów! Zabić ich? Nie, to irracjonalny pomysł, do tej pory nie nosiłem ze sobą granatów, strzelb, czy innej broni palnej. Szybko schowałem się za pobliskie drzewo. Głupi tchórz ze mnie... W każdym razie najważniejsze jest teraz znalezienie Rose... Zmieniłem się w wilka i pobiegłem w stronę watahy. Nagle poczułem zapach alfy. Wolałem na nowo zmienić się w wersję ,,Greill le'person'', bo kłusownicy mogą być niedaleko. Nos mnie nie mylił. Jakiś kawałek ode mnie leżała Rose z nabojem ze środkiem usypiającym w ramieniu. Doszedłem do niej spokojnie, lecz nie ociągając się. Dobrze, że nie użyli ostrzejszej amunicji!
- Rose... - powiedziałem cicho klękając obok niej.
- Greill... - odparła, co zrzuciło mi kamień z serca... Do tej pory miałem ubaw z patrzenia na wszelką na wpół żywą istotę, ale Rose za bardzo lubiłem, żeby tańcować nad nią jak wariat z kosą. Byłem zdezorientowany... Zawsze silna Rose... Dostała się kłusownikom. Cóż mi zostało... Zrozpaczony wziąłem ją na ręce. Dźwiganie innych wilków w mojej obecnej postaci jest znacznie wygodniejsze i szybsze... Gdy widziałem już jaskinie w których mieszkamy, położyłem ją na ziemi. Coś mi się przypomniało. Nie powinna specjalnie długo mieć wbitego tego naboju, bo jest szansa, że cały ten środek narkotyczny jeszcze cały się z tego nie wylał. Ostrożnie wyciągnąłem z jej ramienia to jedne z najpaskudniejszych ludzkich narzędzi... Zatrzymałem to, bo mógł się przydać do czegoś Terze. Bałem się o Rose... I o innych, bo skoro po okolicy kręcą się myśliwi? Wziąłem ponownie Rose na ręce i wybrałem nieco bardziej okrężną drogę do domku Terry, żeby wszyscy się nie zbiegli i nie zagradzali mi drogi. Gdy przyszedłem do Terry oddałem alfę pod jej opiekę i przystąpiłem do opowiadania całej historii. Terra wysłuchała jednocześnie zajmując się Rose. Akurat skończyła, gdy zakończyłem moją opowieść.
- Niedługo się obudzi, nic jej nie grozi, ale przez trzy dni nie powinna wychodzić nigdzie za daleko... Najbardziej martwią mnie jednak ci kłusownicy, co jak tutaj wpadną? - spytała.
- To nie będę taki miłosierny i skrócę ich o połowę tułowia lub głowę... - odparłem wzruszając ramionami - ...Chyba się budzi... - dodałem spoglądając na Rose.

( Rose? )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz