piątek, 31 maja 2013

Od Starshine

Samotne wędrówki po mieście stały się dla mnie w ostatnich dniach regułą. Rose zniknęła i choć zostawiła wcześniej wiadomość, żebyśmy się o nią nie martwili, nadal zastanawiało mnie dlaczego i dokąd się udała, a przede wszystkim - kiedy ma zamiar wrócić.
Szukanie jej na własną rękę nie miało większego sensu biorąc pod uwagę znaczącą wielkość miasta. Nie pozostało mi nic innego jak tylko cierpliwie czekać i zająć się czymś ciekawym.
Tym razem miejsce mojej "wyprawy" wypadło na park. Po ostatnich przykrych doświadczeniach z działaniem światła słonecznego, starałam się go unikać na tyle na ile pozwalały mi na to okoliczności. Spacerowałam po zacienionych uliczkach usiłując zapomnieć o tęsknocie nie tylko do przyjaciółki, ale i do towarzyszki, która została na terenach Watahy pod opieką Terry. Jaka szkoda, że jej tu nie ma...
Bo nie wiadomo, kiedy się znów zobaczymy...
Przede mną znajdowało się stoisko z lemoniadą. Podeszłam do sprzedawcy, który podał mi wypełnioną po brzegi szklankę.
-Nie trzeba! -uśmiechnął się przyjaźnie, gdy sięgnęłam do portfela.
Zerknęłam na niego podejrzliwie. Gdybym nie była tak bardzo spragniona, zachowałabym więcej ostrożności  i poszukała innego sklepu. Lecz nie tym razem. Wypiłam całą lemoniadę i odstawiłam na blat puste naczynie.
-Dziękuję - uśmiechnęłam się nieznacznie i zaraz po tym odwróciłam się i poszłam dalej. Cieszyłam się słysząc jak ptaki śpiewają fruwając z wiatrem po parku. Słyszałam je bardzo wyraźnie...
Dlatego serce zabiło mi mocniej gdy w jednej chwili zapadła cisza. Zamazanym wzrokiem zdążyłam zobaczyć, że świat się nie zmienił. To coś ze mną było nie tak. Ostatkiem sił oparłam się o ławkę.

<He he ... Otrułam się lemoniadą xD  DZIĘKUJĘ WAM WSZYSTKIM ZA DOBRĄ ZABAWĘ ;3 Żegnajcie! >


Lyka CD Grella ,,Ślub''

Już za niecałą godzine miał sie zaczać najpiękniejszy dzień mojego życia. Byłam podekscytowana jak nigdy. Odkąd zaczeła sie nasza mała i nic nie znacząca przygoda z suknia nie wiedziałam Grella. Martwiłam sie czy wszystko udało sie załatwic w tak krótkim czasie ale wierzyłam w jego siły nie tylko ze względu, że był Shinigami...
-Au-szepnęłam gdy Rose przez przypadek pociagneła moje włosy tak mocno, ze miałam wrażenia jakby chciał mi je wyrwac za to, że nie pojawiłam sie na jej urodzinach -.-
-Przepraszam- skrzywiła sie, przytaknęłam głowa usmiechajac sie lekko. Rose odwzajemniła mi tym samym. Własnie trwały nasze końcowe przygotowania mnie i tych moim diabłów na głowie. Nie znosiłam tych włosów z całego serca. Były jak klatwa teraz pytanie jak sie ich pozbyc...
Po dosyc długich i bolesnych przygotowaniach byłam juz gotowa. Ostatnia poprawka alfy było nałożenie mi wlonu, który strasznie przeszkadzał mi w widzeniu.
-Jak to mozna nosic-powiedziąłm dmuchajac w welon. Rose zaśmiala sie co od razu usłyszałam. Zostało jeszcze jakieś pół godziny do ślubu wiec zaczełysmy sie kierowac w strone ołtarza. Jeszcze nie widziałam naszego ołtarzyka i z podeksytowania naszełam skakać. Ale opamowąłam sie, bo od dzisiaj miałam byc dorosła <nawiasem mówiac nigdy nie dorosne, bo jestem z lekka nienormalna i mam nie tak poukładane w głowie. Jeśli choc jedna osoba przeżyła czytajac to opowiadanie do tego miejsca to gratuluje>
Radośnie zmierzałyśmy ku ołtarzowi, którego juz kawałek widziąłm przez szczelisy wśród drzew.
-Wrazenia?-spytała cicho Rose. Zaśmiałam sie wrecz bezgłosnie i zawirowałam. Ustałyśmy w krzakach by czekać na odpowiedni moment. Stałysmy w ciszy. Podniosłam bukiet blizej twarzy. Prawą ręka <bo w leewj go trzymalam> zaczelam przebierać w kwaitkach. Układałam je na różne wymyslone sposoby. Słyszłam chichot przyjaciółki <jeśli wgl jestesmy, bo co do tego to pewnosci nie mam xD > Rose wymknęła sie do ołtarza, a ja zamieniwszy pare zdań z Grelem stałam nadal za drzewami. Gdy rozległ sie marsz weselny wyszłam z gracja zza krzaczków. Wyglądałam mniej wiecej tak:

Powoli zmierzłam ku ołtarzowi. Czulam jak spojrzenia są skierowane w moja strone. Nie zracałam uwagii prawie na nikogo. Całą swoją uwage skupiałam na  Grellu, który stał uśmiechniety na ołtarzu. Gdy znalazłam sie naprzeciwko niego zaczeła sie ceremonia. Nie byłam wogóle przejeta. Wiedziałam, ze nieważne co sie stanie to i tak nie powtórze tak cudownego dnia... Trzymaliśmy sie za rece wpatrujac w siebie nawzajem. Zaśmialam sie i odpowiadałam na przysięge małrzenska. Gdy juz był koniec Grell odsłonił mój welon i pocałował mnie. Czułam sie jak w raju... najpiękniejszym śnie, którego nie mozesz powtórzyc.  Oklaski brzmiały wokół nas. Przymrużyłam oczy. Razem zeszlismy z ołtarza i zaprosiliśmy wszystkich na zabawe. Wszyscy rozeszli sie skupiajac na zabawie. Usłyszłam jęk Rose. Podbieliśmy do niej. Ona własnie RODZIŁA!!! Przeraził mnie ten fakt. Razem z Grellem pomagaliśmy jej. Po poł godzinie juz było w wszystkim. Rozejrzałam sie wokół nikogo ni było w pobliżu a to znaczyło, że nie było tak najgorzej. Rose wpatrywała sie w swoje dziecko. Zrobiło mi sie słodko.  Grell wyszedł z pod drzewa pod którym sie wcześniej znajdowaliśmy. Ochłonał z nerwów, które mnie jednak nie dopadły. Teraz było czekać, az wszystko sie uspokoi.

<Grell? męzu? xD, a Rose? Jak dziecko? pokazesz nam jak wygląda? O.o Mam nadzieje, ze to moje bazgrolstwo do najgorszych nie należy...>

Od Grella - Ślub

     Powoli dobiegała godzina 18:00. Goście zaczęli się schodzić, ale nie widziałem nigdzie Lyki i Rose. Uroczystość miała odbyć się za pół godziny, myślałem już, że coś stało się dziewczynom, gdy...
Nadeszła wreszcie moja przyszła żona. Można było zobaczyć ją z daleka, dzięki.... Hmmmm... Zaszalała... Krwistoczerwonej sukni, w której wyglądała spektakularnie. Do tego ozdobiony czarnymi i szkarłatnymi różami karminowo-biały welon i buty na obcasie... Wyglądała nietypowo, aczkolwiek olśniewająco. Z nią szła nasza kochana alfa z brzuszkiem.
- Co o tym sądzisz? - spytała mnie ukochana robiąc piruet, gdy do mnie doszła.
- Doskonale... - ucałowałem jej dłoń.
Spojrzałem życzliwie na Rose.
- Świetnie się spisałaś... - puściłem do niej oko.
- Nie ma sprawy - uśmiechnęła się.
Na ślub przyszły przeważnie wilki, które były z nami w świecie ludzi. Czas szybko płynął. Wszyscy którzy mieli być, przyszli. Wszyscy oprócz... Starshine... Zastanawiałem się, gdzie ona morze być.
Czas szybko płynął, więc wszyscy goście zajęli swoje miejsca w ławkach i czekali. Gdy wszedłem na altanę, rozmowy ucichły.
Rozpoczęła się uroczystość. Rose spoglądała na mnie z pierwszej ławki z dużą życzliwością - widziała, że mam niezłą tremę. Bo miałem.
Zaczął grać marsz weselny. W odpowiednim momencie zza drzewa wyszła Lyka. Jej welon delikatnie powiewał na wietrze, a jej usta wyginały się w uśmiechu. W dłoniach miała bukiet z białych, czarnych, oraz czerwonych kwiatów różnych gatunków, które rosły na tej wyspie.
W głowie histerycznie powtarzałem sobie, co muszę powiedzieć w przysiędze małżeńskiej.
Lyka podeszła do ołtarza, podała mi z gracją w dłoń i podeszła bliżej. Chwyciliśmy się za obie ręce. Podświadomie wiedziałem, że pan Tanaka-san oraz William zaraz się wzruszą do łez.
Ja i moja ukochana powiedzieliśmy sobie przysięgę i nałożyliśmy na palce obrączki. Byliśmy szczęśliwi. Gdy wyznaliśmy sobie miłość z trawy wyleciały barwne motyle, a w koronach drzew zaczęły popiskiwać słowiki.
Przyciągnąłem do siebie Lykę, odrzuciłem welon z jej twarzy i pocałowałem ją. Zastygliśmy tak, a ona uwiesiła mi się na szyi.
Wtedy rozległy się oklaski i szlochy naszego drogiego faceta od sushi i Williama. Rose też otarła tę malutką łezkę z oka.
Ja i Lyka zeszliśmy z ołtarza, i zaprosiliśmy wszystkich na zabawę, ale wtedy usłyszeliśmy przejmujący jęk Rose, która zmieniła się w wilka i nie mogła złapać oddechu. Ja i moja żona podbiegliśmy do niej.
- Co się dzieje? - spytała wystraszona Lyka.
- Ja... Ja zaraz... Ja rodzę! - mówiła Rose dusząc się - Zaczęło się jak tylko powiedzieliście sobie ,,Tak''.
Nagle w myślach usłyszałem głos Terry. Podobno Sayona też zaczęła rodzić.
Załamałem ręce, zamarłem.
- Lyka, zrób coś! Ty jesteś wadera, więc spróbuj jej pomóc... - spojrzałem na nią błagalnie.
- Dobrze, spróbuję - powiedziała Lyka i uklękła bliżej Rose - Oddychaj spokojnie, zamknij oczy.... Zachowa spokój - siliła się na spokojny ton. Ja też co chwila dodawałem co rodząca ma robić i ostrzegałem ją co zaraz będzie się dziać i jak sytuacja wygląda. Ten cudowny czar telepatii i możliwość połączenia się z Terrą dawały wiele otuchy, bo mówiła, co trzeba robić.
Całe szczęście, że goście poszli się bawić, gdy cała ta dramatyczna akcja się zaczęła, mogliśmy przynajmniej w spokoju rozkminiać, co robić dalej. Niepokojące było to, że Rose było trudno złapać oddech.
Na szczęście jednak wszystko skończyło się w przeciągu pół godziny.
Nasza wykończona alfa spoglądała na swoje dziecko, a ja osunąłem się pod drzewem wykończony nerwami. Podeszła do mnie Lyka i przytuliła mnie.
- Dobrze, że wszystko się skończyło dobrze... - powiedziała.
Błysnęło mi żywiej w oczach.
- Poczekajmy chwilę, aż ona odżyje, to pójdziemy do pozostałych, pewnie chcieliby nam złożyć życzenia... - mówiąc to zajrzałem przez ramię mojej kochanej Lyki co dzieje się za drzewami. Jak się okazało, nasz drogi kucharz raczący wszystkich kuchnią azjatycką pięknie zajmował się nimi pod naszą nieobecność. Czekała nas szampańska zabawa - wesele, do tego jeszcze Rose ma dziecko i jest od równej minuty szczęśliwą nowo upieczoną mamą... Ta zagmatwana i dramatyczna przygoda u ludzi, ma naprawdę dobre skutki... Tak jak powiedziała Axi - będziemy szczęśliwi.

<Lyka -  jak tam wrażenia, ma luba? Ekstremalny ten nasz ślub XD
Rose - wiedziałem, że chciałaś urodzić to dziecko w trakcie ślubu, więc to opisałem i znów się pytam - nie obraziłaś się na mnie o to?
A może ktoś z gości znalazł naszą trójkę? ;3 >

Lyka CD Grella

Czas gonił, a nam został jeszcze ważny element do załatwienia... Sukienka!! Pociagnelam Rose za sobą i razem zmierzalysmy ku miastu, które widać było na kidnokregu. Wsiadlysmy w łódź i ruszylysmy w pogoń za uplywajacymi minutami... Podróż ciągnęła sie a ja wioslujac coraz bardziej byłam zestresowana. Nie wytrzymalam napięcia, wzięła wiosla i wyrzucilam na burtę. Rose patrzala na tonące kawałki drewna z niedowierzeniem.
- Jak teraz doplyniemy?- zapytała z takim impentem, ze nie wiedziałam jak zareagować ale zdążyłam dojść do jasnego myślenia.
- Pokaże ci jak- szepnelam uśmiechnięta wskazując ręka miejsce w ktorym miała usiąść. Kazalam jej mocno sie trzymać na co alfa wykonała polecenie patrząc na mnie niezrozumiale. Usmiechnelam sie tajemniczo i stałam na dziobie łódki. Zaczęłam machac rękoma, a powietrze uderzyło o fale które z każdym kolejnym ruchem zwiększały sie. Gdy dziób Łodzi był już ja górze fali. Uderzylam magia w tył i z zawrotną prędkością popedzilismy w przód. Ledwo utrzymywałam sie na krawędzi ale jakos przetrwałam ta podróż. Gdy po godzinie byliśmy w porcie odstawilam nasz maly jachcik na miejsce ( ktorekolwiek to było XD ) i pociagnelam Rose w głąb miasta. Ulice zatłoczone były ludźmi, a my trzymalysmy sie blisko siebie i przeciskajac przez kolejnych ludzi szlysmy w stronę jakiegoś sklepu. Słyszałam obelgi innych przechodniów na fakt ze idziemy pod prąd ale średnio sie tym przejelam. Gdy byliśmy na miejscu zaczęło sie polowanie na suknie. Przebieralam w kolejnych oczywiście czerwonych sukienkach. Każda była ładna ale ja z brakiem umiejętności podejmowania decyzji nie mogłam sie zdecydować. W tej sławie pomogła mi Rose... Gdy suknia już była gotowa. Ruszylysmy w podróż powrotną. Żniw uczyłam sztuczki dzięki której zajęło nam to mniej czasu. Była około 23 gdy dotarliśmy na wyspę. Od razy znalazłam miejsce i polozylam sie spać. Rose zrobiła to samo.
- Dzięki- szepnelam do Rose zaspana.
- Za co?- zapytała zdziwiona. Ziewnelam
- ze jesteś moja druhna- usmiechnelam sie i zasnelam. Tesknilam za Grellem ale nie mógł mnie zobaczyć przed ślubem. Pozostało tylko czekać...

<Rose? Grell? XD w następnym opowiadaniu opisie ślub ale palce już mnie bolą od klikania -.- >

czwartek, 30 maja 2013

Zaproszenie na ślub

     
Grell i Lyka biorą ślub w dniu 31 maja 2013 roku - zapraszamy wszystkie wilki i ludzi z naszej watahy na uroczystość, która odbędzie się o godzinie 18:00 na wyspie Expire ( przy kwiatowej altanie ) w świecie ludzi. Pozdrawiamy cieplutko wszystkich którzy przyjdą, a także tych, którzy niestety nie dadzą rady. Pozdrawiamy!


Lyka ( Angelina Barnett) 

i Grell Sutcliff państwo młodzi

Grell CD Rose

- Oczywiście... - powiedziałem i wyciągnąłem moją piłę łańcuchową. Nasunąłem na nos czerwone okulary i zmieniłem się w moją bardziej jaskrawą postać.
Rose i Lyka spoglądały na mnie wyczekująco.
- Odsuńcie się dziewczyny... - powiedziałem i uruchomiłem moją kosę.
Rozległ się ogłuszający huk. Moja przyszła żona, oraz nasza alfa i przyjaciółka zarazem - zrobiły co im nakazałem.
Doszedłem do kłody i zacząłem zręcznie obcinać kawałki drewna tak, by powstała z tego zgrabna ławeczka.
- Załóż biznes! - palnęła nagle Rose.
Spojrzałem na nią jak na wariatkę.
- Przepraszam ale... Czy hormony w czasie ciąży ci nie buzują? - wyszczerzyłem się w moim rekinim uśmiechu.
Rose ryknęła śmiechem.
- Najwyraźniej! - powiedziała z trudem łapiąc oddech.
Nieco się o nią martwiłem - wykazywała niepokojące objawy niestabilności psychicznej przed porodem.
- Ale o co ci chodzi z tym biznesem! - przekrzykiwałem moją piłę.
- Mógłbyś być drwalem lub stolarzem! - wtrąciła Lyka - Gdybyś pracował tutaj, u ludzi!
Wyłączyłem piłę. Skończyłem tę ławkę. Podszedłem do Lyki  i Rose.
- Ja nie jestem stolarzem... Ja jestem SHINIGAMI - wysłannik śmierci. Ja kosze i przeprowadzam zmarłych na drugą stronę, a do spokojniejszej pracy moja kosa też nadaje... - pogładziłem z zadowoleniem metalowe ostrze - Nie sądzisz Lyka, że powinnaś znaleźć jakąś druhnę? - uśmiechnąłem się.
- Druhnę... - powtórzyła Lyka - ...Poszukam jej... - rozpromieniła się.
- Doskonale - zmrużyłem oczy - ...Będę miał problem własnym druhem bądź świadkiem, ale cóż, spytam kogoś... Wolpyx by się nadawał, ale nie wiem, czy się zgodzi... - urwałem nagle i zmieniłem temat - Jaką macie wizję ołtarza? - spytałem.
Lyka spojrzała na kwiaty, które rosły na łące. Wyczytałem w jej myślach, że po głowie chodziła jej altana, więc pościnałem kilka drzew ( wiem, że nieekologiczne, ale drzew nałogowo nie ścinam -,- ) i wystrugałem z nich ładną altankę. Potem przygotowałem z białych kwiatów farbę i pomalowałem ławki które zrobiłem przy okazji, a również altanę. W tym czasie Lyka i Rose nazbierały kwiatów. Przyozdobiliśmy drewniany ''szkielet'' i cieszyliśmy się efektami naszej pracy.

Nagle otworzyłem szerzej oczy.
- Lyka! Jutro piątek! Ściemnia się! - zbladłem.
- A ja nie mam sukni... - przeraziła się moja narzeczona.
- I nie ma jedzenie - Rose zrobiła pokerface'a - ...I zaproszeń!!!
Załamałem ręce.
- Ja skombinuję sobie ciuchy, załatwię jedzenie i zaproszenia, uwijajcie się, BŁAGAM! - powiedziałem.
Rose i Lyka pognały szybko wymyślać jakąś suknię ślubną.
Skoro całą uroczystość miała odbyć się jutro o osiemnastej, musiałem się bardzo uwijać. Nie wiedziałem, co wymyślają Rose i Angelina, ale w każdym razie wiedziałem, ze sobie poradzą. Ja szybko zmieniłęm się w wilka i upolowałem kilka dzikich zwierząt. Potem zacząłem robić z nich delikatne przystawki z aromatycznymi ziołami które znalazłem. Gorzej było  z tortem, ale przypomniało mi się coś. FACET Z BUDKI OD SUSHI, PRZY KTÓYM SPOTKAŁEM WILLIAMA! Pognałem do miasta i ściągnąłem wystraszonego Japończyka wraz z jego stoiskiem na ślub. Wyjaśniłem mu wszystko dokładniej i jak się okazało, będziemy mieli zaserwowaną świeżą, klasyczną kuchnię azjatycką - konkretnie japońską - a do tego jeszcze najzwyklejszy, pyszny OGROMNY tort.
Potem pobiegłem przygotować się jakoś - znów musiałem zasuwać jakbym miał piórko tam gdzie nie sięga zwykłe ludzkie oko latać do miasta i  kupować ubrania, w których całkiem dobrze się prezentowałem.
Mogłem powiedzieć, ze o północy byłęm już gotowy, gdy nagle przypomniała mi się rzecz straszna - ZAPROSZENIA! Szybko wyczarowałem z powietrza plik tematycznie ozdobionej papeterii i napisałem na niej piękne życzenia. Zostało mi czekać na Lykę i Rose wraz z panem Japończykiem i.... Williamem!? Najwyraźniej mój przełożony myślał, ze zamierzam coś zrobić biednemu kucharzowi, ale przecenił swoje przeczucia i stał się moim drugim towarzyszem ostatniego wieczoru, w którym będę mógł być nazywany kawalerem.
Położył mi dłoń na ramieniu, widziałem po nim, ze był całkiem wzruszony.
- Byłeś upie*dliwy, to przyznam... - mówił drżącym głosem - ...Ale znalazłeś kobietę swego serca i ustatkowałeś się! To takie uroczeeeeee! - w końcu się poryczał.
Ja też się poryczałem... Trochę z sentymentu do młodzieńczych wspomnień, a z drugiej strony płakałem ze śmiechu - miałem niezłą bekę z Will'a. Nasz drogi kucharz przyłączył się do grona wyjących. Potem William zadeklarował się, ze podrzuci kartki wszystkim naszym znajomym. Podałem mu zaproszenia, a on w godzinę się uporał.
     Była już druga w nocy, gdy wrócił. Popijałem wino, a pan Japończyk miał już lekkiego kaca, więc żeby wytrzeźwiał do rana zabroniłem mu pić ze mną i Willem, pod groźbą żniw. Niecierpliwiłem się.
- Chciałbym zobaczyć Lykę... - westchnąłem patrząc w kieliszek.
-Pan młody nie może oglądać narzeczonej przed ślubem...! - walnął dłonią w stół pan Tanaka ( czyli pan Japończyk XD ).
- Dokładnie, to podobno przynosi pecha w związku, więc tam nie idź, mówię ci, to przesąd, ale lepiej się nie narażać... - skomentował William.
Niedługo potem lekko pijany pan Tanaka, ja i William posnęliśmy.
Gdy rano się obudziłem, okazało się, że trzeźwi już towrzysze przyprowadzali już moje krwistoczerwone kudły do porządku.
- Łuala! - powiedział William - to teraz czekamy na Lykę i Rose, a także gości - uśmiechnął się.
Potem poszliśmy posprawdzać jeszcze, czy wszystko jest jak należy. Do ślubu zostało jeszcze szesnaście godzin...

< Rose? Ja coś tak od początku czułem, że będziesz pomagać Lyce w sensie druhny XD Mam nadzieję, że nei obraziłaś się opowiadanie XD. A tak w ogóle, to do Rose i Lyki - co z tą suknią? XD >


Lyka CD Masterczulka ( sorki, że tak długo )

-Jasne że nie-powiedziałam ze smiechem. Masterczulek uśmiechnał się niepewnie. A ja pomogłam Rose nabrać powietrze. Ona gdy juz ustała normalnie spojrzła na mnei z lekkim wyrzutem.
Wiesz,że nie chciałam-szepnęłam prubujac powstrzymać smiech. Nasza alfa pokreciła głowa ze smiechem.


<Masterczulek? Rose?>

Powitajmy Lexi!


Imię:Lexi
Wiek:3 lata 8 miesiące [Nieśmiertelna]
Płeć:wadera
Moce: miłosny czar
- cienisty wilk
- ognisty krąg
Żywioł: miłość ciemności i 
CharakterMiła, no prawie, towarzyska, przyjazna, odważna, pomaga słabszym, uczciwa, szczera, sympatyczna, romantyczna, troskliwa, czasem agresywna
Stanowisko:łowca 
Zauroczenie:Wolpyx
Rodzina:nie ma
Talizman: 


Cleveleen CD Nuit

- Rzeczywiście, tu jest pięknie! - zawołałam. - Czy tutaj wszystko jest takie cudowne?
- Nie, nie wszystko, ale jest trochę takich miejsc.
Popatrzyłam na wilczycę. Sprawiała wrażenie pewnej siebie, była ostrożna, ale i smutna.
- Coś cię martwi? - zapytałam. - Może mogłabym ci jakoś pomóc.

< Niut?>

Rose CD Lyka

Zmieniłam sie w wilka. Tak bedzie mi wygodniej pracować, ponieważ będę mogła latać i tak bardzo nie bedzie mnie ograniczał mój brzuch, ktory osiągnał już spore rozmiary. ,,Ciekawe ile jeszcze czasu mi zostało do porodu...''-pomyślałam. Wezwalam Czio i razem polecialyśmy szukać ławek. Jakis kilometr od miejsca gdzie znajdowali sie Lyka i Grell znalazłysmy sporych rozmiarów klodę. Bedzie z niej znakomita ławka... Sprobowałam ją podnieść na powietrzu ale nic sie nie stalo. Widać moje moce osłabły. Może dlatego że długo nie byłam wilkiem, a może przez ciąże dla której zuzywam teraz tyle energi.. Obwiazałam klode grubym sznurem, ktory znalazłam kilka metrów dalej. Czio chwycila jeden koniec sznura, a ja drugi i uniosłysmy klode do góry. Lecialyśmy powoli. Po pierwsze kłoda byla cięzka, a po drugie, żeby nam sie ze sznura nie wyplątała. Polożyłyśmy kłode przed Grellem.
-Czy mógłbys to zamienić w ławke?-zpytałam cicho.

Grell

środa, 29 maja 2013

Lyka CD Grella


Zasmialam sie po czym zerknelam na Rose, ktora cieszyła sie razem z nami. Nadal brak mi było Axany ale z jej słów wynika ze gdziekolwiek jest jest szczęśliwa i to właśnie sie liczyło. Zlapalam Rose i mojego uroczego narzeczonego za nadgarski i pociagnelam za sobą. Uderzylam noga w drzwi, które z hukiem uderzyły o ścianę. Skrawki farby spadły na ziemie. Nie przejalam sie tym zbytnio. Miałam w głowie teraz tylko jedno zadanie: Dotrzeć na wyspę jak najszybciej to możliwe. Ciągnęłam moich towarzyszy najmocniej jak umiałam. Czułam jak niezgrabnie zabiegają ze schodów nie mogąc nadążyć. Gdy wreszcie byliśmy przed ostatnimi schodami puscilam ich nadgarski. Rose druga ręka prubowala ulżyć sobie z ból jaki jej nieumyślne zadałem. Grell olał totalnie swoją czerwona rękę. Wskazałam na poręcz schodów. Rose złapała mnie z poczatku za rękę ale ja wyrwalam sie zanim zacisnela dłoń. Ustalam na poręczy i już po chwili byłam na dole. Odwrocilam sie do nich i pomachalam. Grell wzruszył ramionami i zrobic to co ja. Czekaliśmy na Rose. Nagle coś mi sie przypomniało... Przecierz nasza alfa jest w ciąży!! Wytworzylam kule powietrze, ktora delikatnie zniosła ja na parter.
- Dla bezpieczeństwa- zerknelam na nią odwracajac sie tyłem. Wybieglam na zewnątrz i od razu skierowaliśmy sie do stajni. Wyciagnelam trzy pierwsze konie z boksów i wyprowadzilam na zewnątrz .
-W porcie czeka na nas Łódź ktora doplyniemy do wyspy. Potem piechotą- mówiłam spokojnie dając każdemu uzda od jego konia. Jednym ruchem wskoczylam na zwierze, które ruszyło sie parskajac. Zasmialam sie i gdy sie zorientowałam ze wszyscy byli gotowi zwróciłam konia w stronę miasta, i popedzilam zwierze do galopu. Wiatr wiał mi w twarz co spowolnialo podróż.  Po godzinie byliśmy już w porcie. Zeskoczylam z konia i podbieglam do mężczyzny, który stał przy Łodzi, ktora miała byc nasza.
- Witam- uśmiechnelam sie do mężczyzny, który zetknął na mnie zły.
- Czego?- warknal. Zdziwiona sie ale nie zmieniłam nastawienia.
- Chciabym te łódź ponieważ ona należy to rodu Trancych - powiedziałam pewna siebie choć w głębi duszności byłam przekonana czy to jest przynależność tego rodu. Mężczyzna skłonił sie kiedy ręczna towarzyszy przybyła. Usmiechnelam sie do niego po czym wskoczylam do Łodzi. Gdy wyprodukowany w długo podróż ciagle przekrecalam sie z boku na bok. Rose i Grell śmiali sie prawie przez cała drogę na co ja tylko wzruszylam ramionami. Gdy po 3 godzinach i wiecej bo potem przestałam liczyć dotarliśmy na wyspę wyskoczylam z łodzi jak oparzona. Myślałam ze ładne na ziemie ale widok, który  zobaczyłam zaparl dech w piersiach. Na tym terenie, który jeszcze niedawno bym gruzami teraz kwitly kwiaty. Przez chwile staliśmy bez ruchu ale nie mogliśmy tracić czasu.
-Do pracy!- mówiłam a wręcz krzyczałam odwracajac sie do nich. Grell i Rose otrzasneli sie i zaczęła sie praca

<Rose?Grell? Opiszecie przygotowania? XD >

poniedziałek, 27 maja 2013

Od Grell'a - do Lyki ( o ślub tutaj chodzi XD )

     Było mi przykro z powodu Axany. Znów dręczyły mnie wyrzuty sumienia, ale... Ona chciała odejść. Chciała umrzeć i być szczęśliwa na tamtym świecie. Kiedyś się spotkamy, ja to wiem... Ja to czuję. Claude i Sebastian zaprzestali być demonami, a Ciel również umarł i nikt nie dostał jego duszy.
     Snułem się z lekka zagubiony po rezydencji. Nagle sobie o czymś przypomniałem. Musiałem poszukać Lyki. Znalazłem ją i Rose w jednej z komnat. Gdy tylko otworzyłem drzwi obie szybko się odwróciły. Miały załzawione oczy.
- Grell? - szepnęła Lyka.
Ja jedynie bez słowa podszedłem do niej i Rose ze spokojem i spojrzałem na notes, który nasza alfa trzymała w dłoniach.
- Powiesz mi, co tam masz? - spytałem spoglądając na jedną z kartek która wystawała nierówno z całego pliku.
- To zapiski Axany. To coś jak list, lub wyrwana kartka z dziennika. Lyka to znalazła - Rose podała mi kartkę - Odczytaj to na głos - poleciła.
Spojrzałem na kawałek papieru ze smutkiem. Wziąłem głęboki oddech i przejechałem dłonią obleczoną w czarną rękawiczkę po literach. To było pismo Axany. Poprawiłem sobie okulary i zacząłem czytać.
- ,,...Czuję, że najgorsze, a zarazem najlepsze już się zbliża. Wiem, że nie jestem silna, lecz zdziałam to, co pomoże wszystkim. Kocham Aloisa - chociaż wycierpiałam wiele z jego rąk. Znałam go od bardzo dawna, za sprawą jego młodszego brata, który zawarł ze mną umowę. Miałam pomścić wszystkie jego, oraz jego brata krzywdy, jakie wyrządzili im ludzie z miasteczka. Byłam wtedy znacznie młodsza, nikt nie znał mojej agresywnej natury. Gdy zniszczyłam moją mocą wszystkich, prócz Aloisa i pewnej kobiety, która była dobra dla chłopców znalazłam małego Lucę, któremu miałam na mocy umowy odebrać życie. Chłopiec podziękował mi przed śmiercią. To zmieniło mnie na taką, jaką jestem. Stałam się lepsza również dzięki mojemu młodszemu bratu - Grell'owi. Chcę życzyć jemu, oraz jednej z moich najlepszych przyjaciółek - Lyce, szczęścia we wspólnym życiu. Gdybym miała mieć względem was jakieś pragnienia - weźcie ślub na wyspie Expire. Sądzę, że będzie piękna po mojej śmierci, mówię prawdę :).
Nie jestem demonem. Ostatnio mnie o to obwiniano, lecz to nie była prawda. Kocham wszystkich. Jeszcze raz: Kocham, kocham, kocham... I jeśli odejdę, to nie chcę, by mnie zapomnieli. Można poświęcić tak wiele dla osób, które się kocha. Wiem, że niedługo umrę, ale będę miała wreszcie prawdziwą, kochającą rodzinę. Więc jeśli ktoś kiedyś przeczyta te notatki... Niech będzie przeświadczony, że jego cierpienie sie kiedyś skończy i wyjdzie na prostą, a także kocha bezgranicznie - nawet swoich wrogów. I... Czy kiedykolwiek wszyscy skończymy razem? Jestem tego pewna, a z drugiej strony nie mogę mieć takiej pewności, bo nie jestem jedyna. Żegnajcie...~Axana'' - gdy to czytałem z trudem powstrzymywałem łzy i drżenie głosu.
Oddałem Rose kartkę i przytuliłem się do Lyki.
- Ona miała rację, jest szczęśliwa... - uśmiechnąłem się blado.
Lyka odwzajemniła ze smutkiem uśmiech i położyła dłoń na mojej dłoni.
- Słyszałeś o wyspie Expire? - spytała.
Zamyśliłem się na chwilę.
- Słyszałem... - uśmiechnąłem się - ...Axi chciała, żebyśmy wzięli tam ślub.
Nagle wtrąciła się Rose.
- Ona tam umarła... - powiedziała.
Coś zaczęło mi świtać.
- Może odnaleźlibyśmy tam ich ciała... - zacząłem myśleć na głos - ...A jeszcze zobaczylibyśmy tę wyspę i zaczęli coś organizować, co myślicie dziewczyny? - spytałem.
Moja ukochana nieco poweselała.
- Chodźmy tam... - uwiesiła mi się na szyi - ...A tak w ogóle, to jak uważasz, na kiedy możemy to wszystko zaplanować?
Zamknąłem oczy.
- Co powiedziałabyś... Emmmm... O piątku? - spytałem.
- Myślę, że powinniśmy dać radę wszystko przygotować - uśmiechnęła się Lyka.
Ucałowałem jej dłoń.

< Lyyyykaaaaa XD? >

niedziela, 26 maja 2013

Masterczulek CD Lyka

Spoglądałem raz na ledwo dysząca Rose, a raz na Lykę.
-Chciałaś ja zabić..?-zapytałem Lykę cicho.

Lyka?

Rose CD Lyka

-Zapiski Axany...-przeleciałam kartkę wzrokiem po czym schowałam do notesu.-Na pewno o niej nie zapomnimy....

<Lyka? Cierpię na brak weny.>

Rose CD Lyka

Lyka momentalnie znalazła sie przy mnie i zaczęła z zawrotna predkoscią ściągać na dół. Było świetnie do czasu kiedy zaczęłam się dusić. Nagle Lyka sie zatrzymała, a ja o mało się nie wywróciłam. Spojrzałam na nią z wyrzutem. Wtedy poczułam potworny ból w prawej połowie ciała. Jęknęłam. Jak najwolniej usiadłam na stopniu jednak nie obeszło sie bez bólu. ,,Pewnie żebro.''-pomyślałam. Dotknęłam bolące miejsce. ,,Tak to żebro". Znowu spojrzałam na Lykę.

<Lyka?>

PS Moje opowiadania są dziwniejsze Lyka...

Powitajmy Valixy!


Imię:Valixy
Wiek: 2,3 nieśmiertelna
Płeć:wadera
Moce:
potrafi wyczarować rośliny lub strumyk
stworzyć mur obronny ze skał
nie chce mi się wymieniać ale większość związana z żywiołem
Żywioł:ziemia
Charakter:miła, przyjacielska,zwinna,pomocna,romantyczna czasem nieśmiała,odważna,rodzinna, chociaż że wygląda słodko to jest bardzo waleczna
Patron: Hera
Stanowisko:Opiekun
Zauroczenie:~
Rodzina:nie pamięta

Talizman:

Jako człowiek: Nie cierpi ludzi ale jakoś z tych z watahy może tolerować

Nuit CD Cleveleen

- Co Ty tu robisz? - warknęłam zjeżona.
- A Ty? - odparła w ten sam sposób.
- Śledzę Cię - odparłam bez najmniejszych skrupułów - Wybacz. Po prostu Cię stąd nie kojarzę. A mało która wadera wyprawia się sama do Czarnego Lasu.
- No patrz. - warknęła. - A jednak się takie zdarzają.
- dobra - wzięłąm głęboki oddech i uspokoiłam się - Zacznijmy jeszcze raz, dobra?
- Eh.. Okay.
- W takim razie.. Co tu robisz? - zapytałam przyjaźnie.
- Nikt mnie nie zauważa, a tutaj mogę liczyć na jakiekolwiek zainteresowanie.. - mruknęła
- Chyba potworów - roześmiałam się krótko - Jestem Nuit, a Ty?
- Cleveleen.
- moze pójdziemy stąd?
- Znasz jakieś fajniejsze miejsce?
- Jasne. Na pewno bardziej.. przyjaźnie nastawione.
- okay, prowadź - uśmiechnęła się nowo poznana wadera.
Ruszyłyśmy w kierunku Polany tysiąca Westchnień.

(Cleveleen?)

Nuit CD Benchmade

W myślach przeklęłam własną głupotę. No tak, do tego zdolna mogłam być już tylko ja. Wtedy mój wzrok padł na apetyczną sarnę leżącą nieopodal. Żołądek zaczął uporczywie dopominać się o jedzenie.
- Jest Twoja - powiedział basior, podążając za moim wzrokiem.
Spojrzałam na niego z wdzięcznością i zabrałam się do uczty. Kiedy zostało już z niej tylko kilka ogryzionych kości, znowu przypomniałam sobie o mojej głupocie.
- Oh, Benchmade, przepraszam, nie zaproponowałam Ci...
- Daj spokój - przerwał mi basior - Ja juz zjadłem, Ty bardziej tego potrzebowałaś.
- Oh, no dobra, to co.. wracamy? - zapytałam nieśmiało, bo poczułam, że wracają mi siły.
- Jasne, kiedy tylko będziesz w stanie. - uśmiechnął się.
- No to.. hop! - powiedziałam i wstałam. A przynajmniej tak mi się wydawało, bo po chwili znowu upadłam na pysk.
- Nuit?! 
- Spokojnie - mruknęłam, rozcierając bolące miejsce - Chyba jednak będziesz mi musiał pomóc...

(Benchmade?)


W nasze szeregi wstępuje Akita!


Imię: Akita
Wiek: 1,5 lat
Płeć:Samica
Moce: kątrolowanie powi
Na czym polegają moce?: na kątrolowaniu powietrza i bronienia sie nim przd wrogami, a także potrafi wytworzyć wir, huragan i wiele innych powietrznych barier i broni.
Żywioł: Powietrze
Charakter:miła,żartobliwa,pomocna,mądra,dobrze dogaduje się z dziećmi
Patron: Uranos
Stanowisko: Opiekunka
Zauroczenie:
Rodzina:sierota
Talizman:

piątek, 24 maja 2013

Lyka CD Masterczulka

Rozejrzłam sie wokół, zakreciłam wokół własnej osi i wzruszyłam ramionami. Ciagle słyszałam jak Masterczulek nie potrafi powstrzymać śmiechu. Spojrzłam na niego z lekka zirytowana, ale on na moją w dosłowności komiczną mine,znów zaczał się śmiac i to jeszcze głosniej.
-Rose-uśmiechnęłam sie, kiedy zauważyłam ze nasza lafa schodzi po schodach. Ona zatrzymałam sie na jednym z najwyzszych schodków i patrzła na mnie jak na totalną wariatke, która nie wie co robić. Podbiegłam do niej, uścisnęłam ja i zaczęłam ciagnac w dół. Nie wypuszłam ją z uścisku, a Rose z lekka zamotana ledwo nie zabiła sie na schodach.
-No to Rose juz mamy-powiedziłam uradowana, gdy bylam juz na schodku na którym przed chwilą stałam. pusciąłma alfe, która zachwiała sie ale nie przerwuciła.
-lyka-powiedziąłm z wyrzutem ale widzac moja smutna mine zasmiałam sie.

<Masterczulek? znów prosze o wrażenia xD, a Ciebie Rose prosze o wrazenia podróży >

PS: czy moje opowiadania nie sa takie jakieś z lekka dziwne? O.o

Lyka CD Rose

Rose usiadła koło mnie. Żadna z nas nawet nie miałam zamiaru się odezwać. Ta cisza przygnębiała mnie, ale jeszcze bardziej zasmucał mnie fakt, ze Axany nie ma już wśród nas. Wśród nas, czyli tych ,którzy jeszcze ostali na ziemi. Teraz była gdzieś wysoko, ale widziałam, że jest szczęśliwa. Kochała tego swojego bachorka i jego durnowatego lokaja i te trzy dziwnie, fioletowłose dzieci. Kochała ich a teraz jest tak z nimi. To był jedyny powód dla którego śmiałam twierdzić, ze gdziekolwiek jest, jest szczęśliwa. Zerknęłam na Rose i przysunęłam jej kartkę, po której przed chwilą bazgrałam.
-Co to?-zapytała cicho, jednak jej głos rozniósł się po całej rezydencji.
-ostatnie zapiski z życia Axany-szepnęłam.- Cała walka zapisana, by nikt nigdy nie zapomniał ile można poświecić dla ważnej osoby- mój głos był poważny ale wyczuwało się w nim smutek ,który we mnie dzierżył.

<Rose?>

środa, 22 maja 2013

Masterczulek CD Lyka

Nie mogłem powstrzymać śmiechu.
-Zabawne jesteście.-powiedziałem.-Lyka? A wiesz może gdzie jest Grell, Rose, Angel, Wolpyx i Starshine?

Lyka?

Rose CD Axana

Axana umarła. Jeszcze kilka godzin temu rozmawiała z nami, a teraz... Mrugnęłam i z oczu pociekły mi łzy. Nawet nie wiemy gdzie jest jej ciało. Leżałam na łóżku w pokoju Axany. Lyka siedziała przy biórku i coś pisała. Wstałam i usiadłam koło niej.

<Lyka?>

poniedziałek, 20 maja 2013

Lyka CD Masterczulka


Widziałam ze przez okno, ze ktoś zmierza do rezydencji. Ucieszyłam sie. Wiescie ktos odwiedza te nudną rezydencje. Zaczełam wzorkiem szukać Axi ale ona jka i reszta miotali sie po całej rezydencji. Wzruszyłam ramionami i znow spojrzłam na chłopaka. Skas go kojarzyłam ale sama nie wiedziłam z kad.
-On nazywa sie...-zawachałam sie przez chwile- Masterczulek chyba, wiem tylko ze razem z nami przybył do swiata ludzi.
Gdy wchodził do śordka wyskoczyłam przed nim jka z procy.
-Cześć-zaśmialam sie.-Masterczulek tak?-niby zadłam pytanie ale nie dąłam  mu szansy odpowiedziec.- Witaj w rezydencji Trancy. Jesli nie chcesz kłopotów radze nie wkurzac małe krzatajacego sie tu i ówdzie blondasie jak i jego wiecznie na czarno ubranego kamerdynerka-cofałam sie do tyłu gdy poczułam schody. Magia uniosłam sie do góry. Ustałam na trzeci schodku i przedstawiałm mu cała rezydencje.On pośmiewywał sie czym sie nie przejmowłam.
-Axi!-krzyknełam kiedy zobczyłam ja. Ona zajeta praca nawet nie zróciła uwagii na mnie. Przekrecialm śmiesznie głowe w zamyśleniu. Przerwał mi śmiech.


<Masterczulek? Prosze o swoje odczucia xD >

Axana CD Lyki

Włożyłam sobie na palec pierścień od Lyki...
- Dziękuję wam... - przytuliłam się do niej i Rose.
Czułam się słaba, smutna, a zarazem szczęśliwa. Teraz mam jeden cel - pomóc Claude'owi i Trojaczkom, a Alois i Luca już są ze mną... Nie mogę się doczekać, gdy wszyscy razem pokochamy ten okropny, splamiony krwią świat. Nagle znów trzasnęły drzwi. Otworzyłam szerzej oczy, przyszedł Claude.
- Wiemy, że ty to zrobiłeś! - wrzasnęła Lyka.
- Też go nienawidziłaś, prawda? - uśmiechnął się demon.
Otworzyłam szerzej oczy. Po raz pierwszy ujrzałam uśmiech Claude'a! Miałam ochotę płakać. On się jeszcze cieszył!
Wyszeptałam jego imię najciszej jak umiałam, wtedy spojrzał na mnie zadowolony.
- Chodź, musimy omówić pewne sprawy... - mówiąc to pociągnął mnie za rękę.
Zaprowadził mnie do jakiejś ukrytej sali i niedbale rzucił na wolne krzesło obok Trojaczków.
- Coś się tu zmieniło, prawda? - powiedział.
Trojaczki nic nie wiedziały i poddawały różne dziwne pomysły. Wyglądało to jak jakiś teleturniej. Byłam zażenowana...
- Hannah? Może ty cokolwiek kumasz? - powiedział Claude wchodząc na stół.
- Błękit zmienił się w granat, kamerdynerze... - powiedziałam. Chyba o taką przenośnię mu chodziło, bo zeskoczył zadowolony ze stołu.
- Dokładnie, macie więc robić co wam karzę... Bo wiem, że zaraz to się stanie, oni tu są. - uśmiechnął się. Podświadomie wiedziałam, że mówi o Cielu.
Snułam się po rezydencji, aż w końcu wyszłam do ogrodu. Chciałam być sama z moim kochanym Aloisem, oraz jego młodszym bratem... Wsłuchać się w ciszę. Nagle usłyszałam wściekły wrzask Ciela. Poszłam w tamtą stronę i dostałam od niego laską. Padłam na ziemię, a on odwrócił się. Spojrzałam mu na krótką chwilę w oczy. Miał chyba wyrzuty sumienia, myślał, że to przez niego Alois umarł... To było w połowie prawda w połowie fałsz.
- Bij mnie dalej panie, jestem zwykłą pokojówką... - powiedziałam.
Dziecko przewróciło oczami i podało mi dłoń.
- W tej rezydencji są sami nieuprzejmi ludzie... Wstań... - powiedział ponuro, lecz uprzejmie i spokojnie. Przez chwilę prześledziłam jego wspomnienia. Claude zrobił mu coś dziwnego - wytaplał go w jakiejś magicznej wodzie i odebrał go Sebastianowi. Potem był pewien incydent z myciem zębów, w trakcie którego demon dostał kopniaka w twarz. Wstałam. Wiedziałam, że chłopak nie ufał Faustusowi, powiem nawet, że odczuwał niechęć do bez granic rozkochanego w jego duszy demona.
- Chciałbyś odpocząć paniczu? - spytałam. Wiedziałam, że tym samym, gdy zostanę sama z Cielem pomogę wszystkim - i Cielowi, i Aloisowi, oraz Claude'owi i Trojaczkom. Wiedziałam, ze najbardziej poszkodowany zostanie Sebastian.
- Przydałoby się... - powiedział chłopiec. Oprowadziłam go okrężną drogą, a nie tam, gdzie leżał mój martwy panicz. Po drodze spotkaliśmy Claude'a.
- Co robisz Hannah? Paniczem zajmę się lepiej ja... - zaczął swój zazdrosny monolog, lecz Ciel mu przerwał.
- Pozwolisz, że pójdzie ze mną Hannah... Kamerdyner powinien słuchać rozkazów, nieprawdaż? - powiedział dwunastolatek.
Claude był nieco speszony, gdy Ciel się odwrócił, demon zmierzył mnie od stóp do głów swymi złotymi oczami, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.
Pomogłam się chłopcu przebrać, ułożyłam go wygodnie na łóżku. Nie chciałam dla niego źle, nie chcę dla nikogo...
- Zostań przy mnie...- powiedział, a ja uklękłam obok łoża.
Chłopiec położył mi delikatnie dłoń na policzku. Uśmiechnęłam się do niego ciepło i położyłam na jego dłoni swoją własną.
- Tak  paniczu? - spytałam.
- Jesteś jedyną normalną osobą tutaj... Odnoszę wrażenie, że mogę ci ufać, a Claude'a się boję... - mówił Phantomhive, który po raz pierwszy wykazywał oznaki zagubienia.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Panie, spójrz mi w oczy... - powiedziałam spokojnie. ciel zrobił to co mu kazałam i wtedy zaczęłam czary. Chłopak podskoczył przerażony, wiedziałam, że używam szokujących zaklęć... Powodowały zwidy, ale tylko przez chwilę. Otwarłam usta i wzięłam głęboki oddech... Byłam na tyle blisko ucha chłopca, że nic mi nie mogło przeszkodzić. Teraz na pewno dokona się moja i Aloisa umowa. Czułam, że mój pan przejmuje kontrolę nad Cielem. Teraz ich dusze będą walczyć o to ciało. Wypuszczając powietrze do ucha chłopca wpuściłam do jego ciała duszę Aloisa, a jako że w jednym ciele nie może być dwóch duchów... Chłopcy będą siedzieć na zniszczonej szachownicy i walczyć o ciało Ciela.
Chłopiec opadł bezwładnie na pościel, jego oddech powoli się uspokajał.
- Przepraszam panie... - powiedziałam.
- Hannah... - szeptał - To nie moje wspomnienia... - przyłożył sobie dłoń do czoła.
- To wspomnienia Aloisa Trancy... - powiedziałam.
- Masz rację, to moje wspomnienia! - Ciel poderwał się nagle - Ubieraj mnie i idziemy do labiryntu! Tam poznam prawdę i tam dopełni sie nasza umowa - zeskoczył z łóżka. Wiedziałam, że teraz Alois odebrał Cielowi władzę nad jego własnym ciałem i teraz z bólem serca będę musiała patrzeć na to jak wszyscy cierpią.

***

     Czekałam już na końcu labiryntu wspomnień Aloisa. Chłopak wrzeszczał na całe gardło do Sebastiana.
- Sebastian! Nigdy nie dostaniesz Ciela! Zgubisz się! - nagle przerwał mu Ciel - Sebastian! Pokaż, że jesteś PRAWDZIWYM LOKAJEM! Przyjdź tu! Po moją duszę! Chcesz zmarnować swoją pracę trwającą cztery lata?! Czekam!!!
Teleportowałam się do Claude'a i Sebastiana ( bo Claude właśnie przybył ).
- Jakie są reguły tej walki, Hanno? - spytał. 
- Trawiliście do labiryntu wspomnień Aloisa Trancy, na końcu czekają on i Ciel, jeśli przejdziecie przez ten labirynt uwolnicie Phantomhive'a, lecz ta droga jest trudna... - wróciłam do panicza. Lokaje rozmawiali o czymś, podczas gdy ja pojawiłam się przy ''Cieloisie'', który krzyczał na całe gardło stojąc na krawędzi platformy.
- Claude! Zaraz spadnę i się zabiję! A jak to zrobię to nie dostaniesz ani mnie, ani Ciela!
Zmrużyłam oczy. Jego paliła jeszcze nadzieja, że Claude go chce...
W końcu demony ruszyły do labiryntu. Alois grał po swojemu. Na poszczególnych stacjach w labiryncie były karteczki z pytaniami na temat jego życia, lecz reguły ustawiał on. Specjalnie, by każda odpowiedź mogła być sfałszowana, by Claude wygrał. A cały ogród był pilnowany moją mocą, która na mocy umowy miała karać za każdą błędną odpowiedź pułapkami. Doszło do tego, że kiedy Sebastian był w środku labiryntu Claude dotarł do ostatniej stacji, gdzie pytanie brzmiało: ,,Czemu Claude Faustus zabił Aloisa Trancy?''
- Powiedz to, co wiem, że powiesz i to co chcę usłyszeć! - chłopiec podskakiwał z niecierpliwością. Położyłam mu dłonie na ramionach, bo zaczął samo okaleczać ciało Ciela.
- Proszę, nie rób tego, mój panie... - wyszeptałam. 
W oczach dziecka zapłonęło wściekłością Alois w ciele Ciela przewrócił mnie na ziemię i zaczął kopać.
- Co mi przez to chcesz powiedzieć, co?! Ten głupek zrujnował mi życie! Szkoda ci go!!! Nawet ty jesteś przeciwko mnie!
Zaczęłam pluć krwią.
- To nie tak, mój panie, jeśli zabijesz teraz Ciela, tobie też to nie wyjdzie na zdrowie...
- Ach tak, rozumiem... - chłopak momentalnie przestał. 
Wstałam. Claude po chwili namysłu udzielił odpowiedzi na pytanie.
- Zabiłem Aloisa, bo kochałem tę duszę... - mówił spokojnie, na co Alois zaczął płakać ze wzruszenia - ..Kochałem ją, bo mogła mi posłużyć do zdobycia Ciela, a zabiłem go, gdy już nie był mi potrzebny.
Alois ryknął płaczem. Kilkanaście razy odsyłał Claude'a w to miejsce, a on w końcu polecił szlachcicowi, by przestał, bo odpowiedź od zawsze była i będzie taka sama...
Chłopiec płakał przejmująco. Wtedy przyszłam do niego i przytuliłam go czule.
- Hannah, Hannah! Czemu!? Jakim prawem!? - płakał.
- Mój panie, zawsze próbowałam uświadomić ci to, że on jest niegodny twych uczuć... I pokazać ci, że ja cię kocham...
Chłopiec spojrzał na mnie lekko zmieszany.
- Kochasz mnie?
Uśmiechnęłam się do niego niczym matka do swojego dziecka, które się zgubiło i odnalazło po żmudnych poszukiwaniach.
- Tak... I znam cię od bardzo dawna... - gładziłam czuprynę dziecka - Niedługo pochowamy twoje prawdziwe ciało, wiesz? Niedługo upuścisz Ciela i będziemy żyć w wiecznej światłości... - uśmiechałam się do niego szczęśliwa. Chłopiec wtulił się we mnie mocniej.

- Miłość... To takie dziwne uczucie, prawda? I sprawia, że jest tak ciepło... - wyszeptał szczęśliwy.
Czułam, jak Ciel się do niego dobijał, lecz nie mógł... A mój kochany panicz słabł.
- Chodźmy, widzę, ze jesteś zmęczony... - powiedziałam i zaprowadziłam Aloisa do mrocznej sali w platformie. Chłopiec wziął mnie za rękę, wiedziałam, ze pomimo swoich czternastu lat bał się ciemności, więc rozświetliłam moją magiczną energią mrok. Nasze serca się cieszyły.
Nagle usłyszeliśmy głosy Sebastiana i Claude'a.
- Zrób coś Hannah... Czy raczej Axana... - powiedział Alois.
- Mam ich... - zaniemówiłam na chwilę - ...Mam ich zabić? - moje oczy na chwilę zapłonęły szkarłatem.
- Nie, spraw tylko, by było dobrze... Kocham cię... - spojrzał na mnie zmęczony i uśmiechnięty.
Nagle w jednej chwili poczułam coś dziwnego. Coś zaraz się stanie...
Claude i Sebastian wbiegli do sali, Alois spojrzał z miłością i smutkiem na Claude'a.
- Dowiedziałem się tą okrutną prawdę... Ale ja nigdy nie przestanę cię kochać... Robiłem wszystko tylko dla tego, żeby być dla ciebie kimś ważnym... Zawsze... Zapamiętaj to Claude... - móiąc to chłopiec zemdlał... Ciało Ciela już nie wytrzymywało takiego nawału kontraktów, a do tego jeszcze umowa ze mną... Złapałam chłopca, zanim dotknął ziemi.
Kamerdynerów wmurowało w glebę.
- Hannah, co to ma znaczyć? - spytał Claude z lekka zszokowanym tonem.
Uśmiechnęłam się i poczułam, że siła mojego i Aloisa uczucia zaczyna rekompensować wszystkie moje uszczerbki na zdrowiu, oko, któe straciłam odrodziło mi się...
- Hannah, co to ma znaczyć? - głos Claude'a zdradzał ego lekki szok, podczas gdy jego twarz nie zdradzałą żadnych uczuć.
- Alois Trancy... Jej zakład wygrał... - powiedział Sebastian - ...Oddajcie mi Ciela!
- Wszystko w swoim czasie, znacie zasady gry w Danse Macabre... - wyszeptałam pokornie spuszczając głowę i biorąc Aloisa w ciele Ciela na ręce. Nagle coś mi się przypomniało.
- Pamiętacie legendarną Wyspę Expire? Jest całkowicie zniszczona przez nienawiść, miejsce, w którym będziecie mogli dokończyć swój pojedynek. Próbowałam ją naprawić, ale nie dałam rady w całości... Pójdźcie tam ze mną...
- Dokończyć pojedynek powiadasz? - powiedział Sebastian - To całkiem dobry pomysł, Claude.... Poza tym, kobietom w takich sprawach się nie odmawia.
Faustus przewrócił jedynie oczami. Poszliśmy do łodzi, którą mężczyźni mieli popłynąć ze mną na legendarną wyspę nienawiści. Tam dopełni się przeznaczenie... Moje, Aloisa, Sebastiana, Ciela, Claude'a oraz Trojaczków... Nas wszystkich,a wyspa nienawiści zmieni się w wyspę miłości, czułam w sobie siłę, ale i smutek.
Trzymałam panicza na kolanach bojąc się, że coś może mu się stać. Mieliśmy odbijać, gdy nagle usłyszałam czyjeś krzyki.
- Czekajcie... - zakomenderowałam.
Lokaje posłuchali się mnie w obawie, że zrobię coś, co przesądzi o ich niedalekiej przyszłości. Prawda jest taka - oni sami się skazują.
- Axana!!! - krzyczały Rose i Lyka, a gdy dobiegły zrozumiały, że powiedziały przy niepowołanych osobach moje prawdziwe imię, zaczęłam się śmiać i powiedziałam, że oni już dawno je poznali. Dziewczyny usiadły obok mnie i patrzyły na śpiące oblicze Ciela... Obiliśmy, gdy byliśmy w połowie drogi zaczęłam śpiewać kołysankę, którą kiedyś usłyszałam... Nosiła ona tytuł ,,Suo Gan''.
Zdawała się ona koić wszystkie te straszne uczucia...
Słyszałam myśli Claude'a.
- Co knuje ta kobieta? - zadawał sobie pytanie...
- Dusza mojego panicza w jej rękach... Nie do pomyślenia... - mruknął Sebastian.
Gdy byliśmy na wyspie, przekazałam ciało Ciela w ręce Rose i Lyki.
- Dokończcie tu swój pojedynek... Będziecie kwita... - powiedziałam.
- Hannah... - powiedział do mnie Claude i spojrzał na mnie niedwuznacznie, wiedziałam, że oni potrzebowali miecza, który w sobie nosiłam. Claude poszedł ze mną do pewnego kamienia, na którym usiadł, a potem wziął na kolana i przytrzymał, żebym się przypadkiem nie wyszarpnęła. Lyka i Rose spoglądały na sytuację z przerażeniem i zafascynowaniem.
Sebastian podszedł do mnie i zdjął sobie rękawiczkę, natomiast Claude przycisnął mocniej do siebie. Było to nawet przyjemne, lecz wiedziałam, że nie służyło to ani ukojeniu bólu, ani okazaniu uczuć.
Sebastian zbliżył mi do ust swoją dłoń i otworzył je szerzej, zaczął wyciągać miecz...
,,Sabastianie! Boli!'' - jęczałam w jego myślach, a nareszcie nastała ta upragniona chwila... Wyciągnął miecz... Z trudem łapałam oddech. O dziwo... Claude mnie jeszcze mocniej wtedy przytulił! Poczułam się nieswojo i delikatnie odepchnęłam jego silne ramiona.
- Tak więc zaczynajcie! - powiedziałam i dałam im sygnał, by zaczęli walkę i pobiegłam do przyjaciółek wziąć od nich ciało Ciela. Zaczęłam przybliżać Rose i Lyce rozmowę dwóch szlachciców, którzy już znali zasady mojej i Aloisa umowy.
Ciel: ,,Głupie demony, po co walczą?''
Alois: ,,Nie cieszysz się? Biją się o CIEBIE, kochają cię...''
Ciel: ,,Nie znasz Sebastiana, on traktuje mnie jak smakowitą potrawę, moje życie do tej pory toczyło się tylko po to, by on mógł dostać zapłatę za swój kontrakt...''
Alois: ,,Ale teraz, gdy zawarłem umowę z istotą światła, Hanną...''
Ciel: ,,Ten cel został stracony...''
Z tego wszystkiego wyrwał mnie ogromny huk. Sebastian uderzył Leviatanem o twardą jak kamień ziemię, a cała wyspa zaczęła pękać. Claude na niego nakrzyczał, a ja, Lyka i Rose zaczęłyśmy uciekać z walącej się jaskini, w której zdarzenia miały miejsca. Claude na pajęczynie, a Sebastian na czarnych skrzydłach wzbili się w górę. Doskonale walczyli mieczem, obydwaj byli szybcy, silni i niebezpieczni... Ta walka była wyrównana. Opuściłam Lykę i Rose, byłam zmęczona, stanęłam z paniczem na rękach na krawędzi klifu, gzdie wpadli z rykiem Sebastian i Claude, bo upuścili miecz Leviatan. Znów słyszałam rozmowę ciela i Aloisa.
Alois:,,Skoro taj jest, to znaczy, że...''
Ciel: ,,Są głupi''
Alois: ,,Walczą w walce, w któej i tak żaden nie wygra...''
ciel: ,,Dokładnie i... Gdzie tu jest sens? Jak można wygrać walkę bez wygranej?''
W tamtej chwili obaczyłam, jak Claude opada przypadkiem za sprawa jakiegoś poślizgu na bardziej kruchą skałę, która pękła pod jego ciężarem i upadł. Sytuację wykorzystał Sebastian. Otworzyłam szerzej oczy, podobnie jak Claude, który widział, że Michaelis uniósł miecz do góry.
Po chwili śmiercionośne ostrze wbiło się w serce Claude'a, któremu z ust wyrwał się urywany, cichu jęk.

- Spójrz, jak skończyłeś... - powiedział Sebastian siadając okrakiem na swojej ofierze - Już nie zniszczysz duszy panicza.
- Dusza... Panicza... - wyszeptał Claude - Słodka dusza panicza nas połączyła...
- Dusza panicza? Śmieszne - uśmiechnął się się szyderczo Sebastian - Dusza Aloisa Trancy wyśmiała cię i spisuje cię na straty...
Lokaj wyszeptał imię Aloisa, a z jego ust popłynęła struga krwi.
- ...Byłeś mu oddany do samego końca, przestań się okłamywać... - kontynuował Sebastian.
Claude przez chwilę leżał cicho wbijając nieobecny wzrok w swojego mordercę.
- Jeśli to on, Alois Trancy... Wywołał poruszenie wody ( przenośnia, dotycząca poruszenia uczuć ) w tak długim, próżnym życiu demona... Ach... Tak więc może dusza Aloisa Trancy jest warta mego zniszczenia... - wyszeptał.
Łzy szczęścia zakręciły mi się w oczach.
- Aloisie, mój panie, Claude cię zaakceptował! - zaczęłam płakać ze szczęścia, ciekawa byłam jak zareagowały Lyka i Rose.
- Dziwię ci się, że możesz jeszcze mówić z taką raną - powiedział Sebastian do Claude'a.
- Mogę, to oczywiste, ale koniec jest już bliski... A w takiej chwili śmierć emanuje jeszcze bardziej kuszący zapach... Podaj mi moje okulary, powinienem je mieć w prawej kieszeni...
Sebastian zrobił co nakazał mu pokonany Claude i wsadził to kamerdynerowi na nos.
Lokaj spojrzał w górę na mnie trzymającą w rękach  ciało Ciela, a potem znów skierował swój wzrok na Sebastiana... Powiedział swój tekst, który zawsze go prowadził...
- ,,Zmienić pasję w zdradę - mówił Claude drżącym głosem osoby konającej - fałsz w prawdę, bezpańskiego psa w hrabiego - to jest... lokaja...'' - mówiąc to opadł bezsilnie z sił i zaczął tracić świadomość.
Płakałam po nim. Wiedziałam o co mu chodziło... Na początku zdradził Aloisa... Na koniec zmienił swój fałsz w prawdę, a bezpańskiego, zaszczutego ''psa'' - Aloisa, zrobił wielkim szlachcicem. Przyznał się do nas wszystkich. Wiedziałam, że lada chwila wszyscy będziemy szczęśliwi. Sebastian nagle pojawił się przy mnie.
słyszałam rozmowę Aloisa i Ciela.
Ciel: ,,To już koniec''
Alois: ,,Tak... To już koniec''
Ciel: ,,Szczęśliwy?''
Alois: ,,Jak mogłoby być inaczej? Chociaż sam już nie wiem... A tak właściwie... Dobrze mi z tym, że nic nie wiem...'' - uśmiechnął się smutno. wiedział, co za chwilę się stanie.
- Co dalej Hanno? - spytał Sebastian.
Nie zwróciłam na niego uwagi.
- Szczęście między nami trwało tak długo mój panie... - szeptałam, a potem spojrzałam na Sebastiana - ...Na mocy umowy z moim panem Ciel Phantomhive odżyje, ale stanie się dla ciebie bezwartościowy, a ty zaprzestaniesz być demonem, wrócisz do czasów, gdy byłeś zwykłym człowiekiem... Żegnajcie..'' - szepnęłam i rzuciłam się z klifu. Spadałam, a Sebastian spojrzał na mnie z przerażeniem i w locie zabrał uwolnione już od Aloisa ciało Ciela. Czułam, że Alois i mały Luca są ze mną! Byli głęboko! W moim sercu! Byliśmy razem! Ich dusze, moja dusza! Ocaliłam nas! A jak ocalę Claud'a, to ocalę automatycznie Trojaczki! Wpadłam do wody i zmieniłam się na chwilę w wilka... A z resztą... Zapewne już ostatni raz. Z klifu dochodziło rozpaczliwe wołanie moich przyjaciółek za mną i Sebastianem a także Cielem. Wyszłam z wody i szybko podbiegłam do prawie martwego Claude'a.
,,Alois Trancy... Hannah Anafeloz.... Luca MacCain... Claude Faustus, czy raczek Claude Stroud... Wszyscy razem...'' - to była jedyna myśl, jaka huczała mi w głowie. Wiedziałam, ze w międzyczasie spowodowałam, że Sebastian przestał być demonem, a Ciel stał się nieśmiertelny jak magiczny wilk, przez co nikt nie odpierze mu duszy... Podeszłam jeszcze bliżej do Claudea i wypowiedziałam łągodnie jego imie. Otworzył delikatnie oczy, a drżącymi ustami uśmiechnął się lekko.
Uklękłam obok.
- Wyzwoliłam Aloisa i Lucę... Teraz czas na Trojacki i ciebie... Prawda, że jeśli uczynię cię człowiekiem i cię oczyszczę, to będzie jak dawniej i wszyscy będziecie ludźmi?
Mężczyzna jedynie skinął prawie niezauważalnie głową.
Pamiętam, że jako małe szczenię miała przepowiedziane, że jeśli oddam swój pierwszy pocałunek komuś, kogo prawdziwie pokocham i to z wzajemnością, to wtedy zniszczą się wszystkie jego winy i odwrócę jedną wybraną rzecz z jego życia. Pochyliłam się nad Claudem i uśmiechnęłam się przez łzy. Zbliżyłam się do niego twarzą na tyle, by stykać się z nim nosem, a potem już tylko wpiłam mu się w usta... Drżącymi dłońmi przycisnął mnie do siebie, a wokół pojawiła się tajemnicza aura, która pokonywała ciemność. Czułam uciechę Aloisa, Luki, oraz Trojaczków, oraz moją i... Samego Claude'a... Położyłam się obok niego opierając głowę o jego ramię, ujęłam go delikatnie za rękę, nasze place splotły się razem. Koniec jest bliski... Nasz koniec tutaj... Rana jaką zrobił mi Grell powoli mnie zabijała, a wstrząs wywołany upadkiem do wody z zawrotną szybkością z ogromnej wysokości spowodował jeszcze większe zniszczenie w moim słabym ciele... Może i ciałem byłam i jestem słaba... Ale ducha mam silnego i nic tego nie zmieni... To jest najważniejsze... Miałam przez chwilę wizję jak Grell zabija Trojaczki. Uśmiechnęłam się ze smutkiem.

Koniec był bliski. Moje serce biło coraz wolniej, podobnie jak Claude'a.
- Alois, Claude. Luca, Timber, Catenburry, Thompson... Spotkamy się w wiecznej światłości... - spojrzałam na Claude'a, po którym było już widać, że jest martwy. Moim ciałem wstrząsną dreszcz, przez chwilę wszystko bardzo bolało...
- Kocham cię  Grell, kocham was wszystkich... - wyszeptałam i zamknęłam oczy. Już nic nie czułam. Ja, Alois, Luca i Claude z Trojaczkami trafiliśmy do Elizjum...
Hades uśmiechnął się do nas pod nosem i nawet nic nie powiedział...
Ja, oraz osoby które kocham... Już zawsze będziemy razem! Już nie będziemy cierpieć! Już nigdy nie będziemy samotni!

Nas już nie ma z naszymi znajomymi na ziemi... Ale oni nas nigdy nie zapomną... Zostaną po nas wspomnienia...







Zakończenie - Gdy Axana, oraz najdroższe jej osoby poszły tam, gdzie już nie ma cierpienia, Sebastian i Ciel popełnili samobójstwo - skoczyli z klifu nie widząc sensu życia... Ale również trafili tam, gdzie jest dobrze... Lyka i Rose czekały jeszcze jakiś czas z innymi w rezydencji Trancy.... Zdążyli pogrzebać ciało Aloisa, ale nigdy nie odnaleźli miejsca, w którym umarła szczęśliwa Axana - u boku mężczyzny, którego kochała, połączona z dziećmi, za które oddała życie... Axana, czy raczej może Hannah udowodniła swoim życiem, ze nie potrzeby jest ogrom siły fizycznej i magicznej mocy by zwyciężać - ona zgniotła kark złu za pomocą swej silnej duszy, wierności, dobrego serca, cierpliwości, miłości, braku zazdrości, zawiści.... Pokazała, że kochać można również swoich oprawców, którzy wyrządzili tyle zła... A jak się okazuje - oni też nie byli od początku źli i wrócili na dobrą drogę.... I niech tak będzie zawsze... Grell miał długo wyrzuty sumienia i miotał się ze świadomością, że był bezsilny w tej sprawie, na duchu podtrzymywała go z góry jego siostra, a także wiedza o tym, że wszyscy skończyli dobrze... Kochać można bezgranicznie i ciągle... 
Bo po to się żyje....

< Axana odeszła - umarła... Rose, Lyka, co będzie dziać się dalej? ;_; >

Lyka CD Rose


Nie wiedziałam co zrobić dalej. Byłam zamotana tym wszystkim i sama nie okientowałam sie jak sie w tym wszystkim połapać. Poł okiem zerkałam na Rose,która wciaz patrzała sie na martwego Aloisa. Mój wzork utkwił jednak w Axanie, która zamotana tym wszystkim staął nie odywajac sie ani słowem. jej wzrok wbity był w pierscień, który co jakiś czas rozbłyskiwał.


<Axi?Rose?>

Rose CD Lyka

Siedziałam na ziemi tępym wzrokiem wpatrując się w ciało Aloisa. Myślałam o wydarzeniach ostatnich kilku dni. W pewnym momencie Lyka wstała, poszła kilka kroków w jedna stronę, wróciła i dała Axanie pierścień chłopca. Powróciłam do tępego obserwowania trupa.

<Lyka? Axana? Nie przejmujcie się mną. Axi jak pierścień?>

Masterczulek

Spacerowałem ulicą.W pewnym momencie zobaczyłem sklep z przebraniami superbohaterów. Szybko kupiłem strój Ironmana i na próbę wysadziłem jedno auto. Niestety właściciel wezwał policję i kazali mi zwrócić kasę za auto.. "Trudno. Z tego co wiem to niektórzy bawią się fajnie przy rezydencji jakichś Trancych... Chyba do nich wpadnę."-pomyślałem. Zapytałem ludzi o drogę i po pewnym czasie już pukałem do otwartych drzwi... "Ale tu mają bajzel"-pomyślałem. Wszedłem do środka.

Ktoś z obecnych..?

Lyka CD Rose


Pół okiem zerkałam na Rose. Pocieszała Axane, która jednak mimo pocieszeń nadal trwała w swoim smutku.  Znałam tylko jedną osobę, która mogła zrobić coś takiego Aloisowi. Jedyną osoba, a moze raczej demonem był ten jego niby "lojalny" kamerdynercik. Potrząsnęłam głową. Nie czas było teraz rozpetywac wojne. Choć powiem, że i tak on mnie uznałam za zdajczynie i pachołek Ciela ale mniejsza z tym. Obok mnei przeleciał jakiś duch. Czułam jego zimny jak lód oddech. Odwróciłam sie ale nikogo nie zastałam. Zerknęłam an reke chłopaka. Zadal miał pierścień. Magią powietrza ściagnęłam mu go z palca. Nisko przy ziemi unosiła sie jego dusza. Była radosna a jednoczesnie zmutna jak nigdy. Latał wokół nas jakby tanczac. Podeszłam do ducha i wyciagnełam przed nim zakrwawiony pierścień. Alois,a  moze raczej jego dusza atrzła sie podjarany na pierscionek.  Wytarłam krew z zółtego brylantu, a duch chłopca został wciagniety do środka.
-Prosze-podałam go Axanie gdy ta staal juz na równych nogach. Ona zdziwiona wzieła ode mnie już czysty pierścień.-Dusza Aloisa, która kreciała sie po okolicy została tam zamknieta-szepnęłam. Nie wiedziałm czy dobrze postapiłam. Ale lepiej tak było i dla Aloisa i Axany.

<Axana? Jak sie podoba prezent? Rose?>

Od Lexy

"Nie mam watahy. Nie mam rodziny, no oprócz zaginionej siostry. Nie mam nikogo."
I kiedy tak myślałam nie zauważyłam, że coraz bardziej oddalam się od jaskini. Dopiero kiedy usłyszałam za sobą szelest, zorientowałam się, że zabłącziłam. 
" O,o"
Byłam w jakimś mrocznym lesie, ponieważ była mgła widziałam tylko kilkanaście metrów przedemną. Wdepnęłam w jakąś kałużę. To była krew. Pobiegłam. 
" Byle dalej"
Zdyszana stanęłam i... coś zaczęło złapało mnie za nogi. Ostatnim wysiłkiem wyrwałam się i upadłam. W gęstwinie znowu coś zaszeleściło.

< Czy ktoś, ktokolwiek, może dokończyć?>

Angel CD Break'a

- Jestem Angel, a ty?
- Break, miło mi. - Mówił niewyraźnie. 
Westchnęłam. - Chodź coś Ci upolujemy. Lepiej się poczujesz. - Poszliśmy głębiej w las. Zabiliśmy sarnę. Siedziałam obok czekając aż wilk skończy ucztę. 
- Smacznego. Lepiej Ci? - Zapytałam po chwili oczekiwania.
- O wiele lepiej.
- No to teraz jak już się spotkaliśmy to opowiedz mi coś o sobie.

<Break?>

Rose CD Lyka

Weszłam przez uchylone drzwi i zobaczyłam Axanę płaczącą nad ciałem martwego Aloisa. Wiedziałamile on dla niej znaczył i wiedziałam co teraz czuje. Podeszłam do niej i usiadłam kładac jej rekę na ramieniu.
-Axana...-zaczęłam. Nie umiem pocieszać ludzi, a do tego jest mi głupio, ze wysunęłam wobec niej takie podejrzenie.-Axana Alois gdzieś tu jest. A przynajmniej jego duch. Życie toczy się dalej... Na pewno go jeszcze kiedyś zobaczysz. Wiem jak ci teraz ciężko, ale uwierz mi on jest teraz szczęśliwy...-oparłam sobie głowę na kolanach.-Na pewno jest szczęśliwy.

Axana? Lyka?

piątek, 17 maja 2013

Lyka CD Axany


Chodziłam nerwowo po pokoju. Obijałam sie o prawie każdy przedmiot, który był w tym pomieszczeniu ale nie obchodziło mnie to.Jedno było pewne byłam zamartwiona jak nigdy. Znikł Alois, Claude, Grell i Axana. Połączenie tych czterech osób w jednym miejscu i o nizbyt sprzyjających okolicznościach nie bylo zbyt dobre.
-Lyka-usłyszłam kojacy głos Rose, która siedziałam na łóżku próbujac mnie uspokoic. Spojrzałam na nią spod grzywki, ktora spadła mi na lewe oko. Pokreciłam głowa. Gdyby nie ostatnie zdarzenia nie martwiłabym sie o  nich, jednak wiedzac,że Claude tylko wykorzystuje Aloisa i o miłości Axany do wszystkich tych mieszkańców nie byłam porzekonana czy ich spotkanie wyjdzie bez szkód.
-Nie, nie uspokoje sie!-wybuchłam nagle- Oni są tam razem! i z tego co zauważyłam nic w tej przekletej rezydencji nie dzieje sie po naszych myślach!
Krzyczałam na cały pokój a nawet dalej. Rose patrząła na mnie zdzwiona. Gdy doszło do mnie,że darłam sie jak opetana oparłam sie o sciane. Powoli zaczełam zjerzadzac w dół dopóki nie dotkenałm podłogi. Powoli usiadłam i schowałam twarz w dłoniach.
-Przepraszam-szepnełam cicho. Usłyszłam jak alfa wstaje z łożka. Podeszła do mnie i ubieła. Poczułam sie dziwnie ale z drugiej stronie było mi od razu lepiej. Zaśmiałam sie, kiedy po korytarzach rozległ sie dwiek otwieranych drzwi. Na poczatku uważałam,że to trojaczki znow sie kreca po całej okolicy ale  to było coś innego. To nie były drzwi od żadnego pokoju. Stałam a Rose od razu wyskoczyła przez drzwi. Posżłamm  jej śladem i wyszłam z pokoju. Alfa ustaal kiedy przed nia były dwa zakrety. Srednio znała droge a to można było wywnioskowac z jej dosyc dziwacznego wyrazutwarzy.
-Choć-wyprzedziłam ja i zaczełam kierowac sie do holu. Przez cały czas byślałam o tym co moglo wywować taki hałas. To napewno nie wiatr, którego mieliśmy brak i jedynymi opcjami byly albo trojaczki albo ktoś przybył do rezydencji. Gdy byłyśmy już na dole. Przed drzwiami była kałuża krwi, która ciagnęła sie do sali, w której jeszcze niedawno walczył Ciel z Aloisem. Skierowałyśmy się w tamta strone. Drzwi do sali były uchylone a w środku było słychac płacz. Ustaalm spokojnie spogadajac do środko. Po czym zostawiajac Rose na zewnatrz cicho wparowąłm do srodka.Szłam jak najciszej sie da ale kiedy zrozumiałam ze to Axana chciałam sie na nia chucić  radościa. Przeszkadząła mi jedna rzecz. Axi płakała pochylajac sie nad ciałem zmartwego Aloisa. Dzieciak miała głowe jakby ktoś mu ja zgniutł.
-Axi-szepnęłam i połozyłam jej dłoń na ramieniu. Przez chwile miałam wizje z walki. Widziam jak Claude z łatwoscia zgiata głowe tego dziednego dziecka. Moze i go nie lubiłam ale takiego końca nie życzyłam nikomu. Przytułam Axane, która sie jeszcze mocniej rozpłakała. Słyszałam jej krzyk,który tłumiła w sobie, w śrdku. Usidąłm obok niej puszczajc ją. Ona cicho coś szlochała, ale nie potrafiłam tego dosłyszeć.
-Nie chce zebyś płakała-powiedzialam smutno-Na pewno da sie to jakos naprawić-mowiłam. Chciałam ją pocieszyc ale sama nie mogłam sobie wyobrazić jej bólu. Po stracie bliskiej osoby.
-Już sie nie ta-odparła najciszej jak sie dało. Zamknełam oczy i mi poleciała łza. Obiecłam jej że ochronie Alouisa z całej siły, a nie zrobilam tego. Nie obronilam go przed najgorszym. Obietnica dana Axanie przepadła bez śladu w wielkiej rzece przeznaczenia. Wszystko to zostało zabite i nigdy nie powróci. Rozejrzłam sie wokół.
-Gdzie Grell?-zapytałam nie widzac go nigdzie. Axana na te słowa znow sie rozpłakłaa. nie kumałam co sie działo, ale po reakcjach nei hyło to nic dobrego.


<Axi?Rose?>

czwartek, 16 maja 2013

Axana CD Rose ( uwaga, dość ekstremalne, więc jak nie lubisz dużego rozlewu krwi, to nie czytaj! )

     Zmrużyłam oczy....
- Rose, skąd ten pomysł? - spytałam cicho.
- Jak nam wytłumaczysz miecz Leviatan, zwany również Demon's Duel? - powiedział Grell - Skąd to masz?
- Nie wiem, naprawdę... - powiedziałam - ...Przestańcie mnie posądzać! - w oczach zakręciły mi się łzy.
Nagle pojawili się za mną Trojaczki.
- To nie demon... - powiedział Timber.
- Sami jesteśmy demonami więc umiemy to wyczuć... - mówił Thompson.
- Ona jest zbyt dobra na bycie demonem, a i tak to, kim jesteśmy to nie nasza wina, tylko tego głupiego Claude'a, który nas pozmieniał... - Catenburry machnął ręką - ...Uważajcie na niego, to szaleniec... - chłopak miał dalej kontynuować, gdy obejrzał się za siebie i zobaczył... Claude'a! Widząc jego groźne spojrzenie od razu zaczął się poprawiać ze strachy, że Faustus go zabije.
Na szczęście Claude odwrócił się zażenowany i gdzieś odszedł... Ja i moi przyjaciele staliśmy w ciszy.
- Oddaję ci miecz... - powiedział nagle Grell - ...Jak ty go chowasz w gardle?
Uśmiechnęłam się biorąc broń do ręki.
- Tak... - zamknęłam oczy i wyszeptałam zaklęcie, w czasie którego miecz zaczął znikać.
Patrzyli się na mnie jak wół w malowane wrota.
- Nie gniecie cię tam? - spytała Rose, które przyłożyła sobie dłoń do brzucha czując ruch jednego z dzieci.
- No ja właściwie to tego miecza nie czuję... - powiedziałam.
- Dziwna sprawa... - mruknął Grell.
Nagle coś mi się przypomniało.
- Praca wzywa... - wyminęłam ich i pognałam zmienić paniczowi opatrunek. Gdy tylko weszłam do pokoju i nachyliłam się nad nim i poprosiłam, żeby pozwolił mi zmienić swój opatrunek, odwrócił się do mnie gwałtownie i chwycił za kawałek bandaża od mojego oka i przyciągnął do siebie na tyle blisko, że prawie stykaliśmy się nosami. Odwróciłam wzrok od chłopca i czekałam na to, aż mnie uderzy.
- Hannah! Nie! Przyprowadź Claude'a! Ty jesteś bezużyteczna! - krzyczał Alois i szarpnął bandaż puszczając mnie.
- Tak, mój panie... - skłoniłam mu się lekko i poszłam po Claude'a, który zrobił to, co nakazał mu pan. W każdym razie mnie podczas tego nie było, demon nie pozwolił mi wejść. Wzniosłam oczy do sufitu.
,,Jak mam uwolnić Claude'a od klątwy? A także Aloisa i Trojaczki?'' - spytałam się sama siebie. Grella, Rose i Lykę znów gdzieś zmyło... Zaczęłam spokojna o zdrowie panicza zamiatać podłogę. Czas mijał wolno i spokojnie, była noc... Aż nagle usłyszałam ciężkie stąpanie na korytarzu i wysmukły cień na ścianie. Zamarłam w bezruchu... To był... PANICZ?! Jakim prawem on znowu wstał?! Musi leżeć w łóżku! Do tego krzywo się ubrał!
- Paniczu, pomóc ci w czymś...? - spytałam cicho, a on spojrzał na mnie w gorączce i podszedł szybciej, po czym chwycił mnie za ramiona i przewrócił na podłogę padając na mnie... Otworzyłam szerzej oczy. Co on chciał zrobić?! Przez chwilę ciężko oddychał, aż w końcu z jego oczu zaczęły kapać łzy.
- Hannah... - mówił drżącym głosem - ...Hannah! Zabierz mnie... - mówił, płacząc, słone krople jego perlistych łez spadały mi na twarz...
- Gdzie...? - spytałam kojącym głosem.
- Zabierz... Zabierz mnie... Zabierz... Zabierz do niego! Do Ciel'a Phantomhive'a...! - chlipał zdesperowany chłopiec. Podniosłam się z podłogi i pomogłam mu wstać. Wzięłam go pod ramię. Po raz pierwszy pozwolił mi się dotknąć! w końcu zauważyłam, że był tak słaby, że musiałam wziąć go na ręce. Był lekki... Mój mały, kochany Alois... Czułam w głębi duszy radość jego młodszego brata, który zdawał się być z nami... Jego słodka dusza zawsze nas pilnowała, teraz wiem o tym... W końcu dotarłam z Aloisem do powozu i pomogłam mu wsiąść. Ruszyłam szybko, każda chwila była teraz ważna. Droga była niebezpieczna, prowadziła przez las. Zaczęłam zastanawiać się na sensem wydarzeń i zmian, jakie zaszły w moim życiu. Zmieniłam się - i to bardzo. Byłam nieporadna, a teraz wiem co robić. Stałam się szybsza, odważniejsza.... Po raz pierwszy w życiu walczyłam, a także poznałam mężczyznę, który po części zabił pustkę po moim narzeczonym. Pomyśleć, że tym kimś jest Claude Faustus - kamerdyner, przez którego tyle wycierpiałam... Obrzydliwy demon, który jak się okazało... Był zwykłym człowiekiem, ale wpadł na złą drogę i dlatego stał się teraźniejszym sobą - bezlitosnym, próżnym demonem... A mógł być... Magicznym wilkiem? Mógł być kimś dobrym, dopóki coś go nie zwiodło... To jest głupota tego świata. Nikt nie wie, co go czeka, a nie troszczy się o to, by starać się dbać o swoją przyszłość, bo majątek, oraz inne dobra i kuszące dary nie dadzą mu wiecznego życia, szczęścia. Wiem, że można im pomóc, nie wiem jak. Jestem silna, nie dałam się zniszczyć światu, chociaż moje ciało jest słabe. Lecz czuję, że koniec mojej drogi jest bliski i nie zostawię tego wszystkiego w takim rozgardiaszu. Grell i Lyka wezmą niedługo ślub, ciekawe, jakie będą ich dzieci i życie, które spędzą połączeni razem na wieczność. Czy skończymy razem? Czy skończymy szczęśliwie = ja, Alois, Claude, Luca, oraz nasze fielotwłose Trojaczki? Kocham ich... Kocham ich, kocham ich, kocham ich... Popędziłam szybciej konie, bo nagle zaczęłam mieć wrażenie, że ktoś nas śledzi. Mam swoją mała tajemnicę, wszyscy dowiedzą się o niej na finiszu... 
Czułam to, co panicz. Podświadomie wiedziałam, że bał się, że rozważał teraz sens swego bolesnego życia. Nie kochał go nikt oprócz Luki, jego ojciec był zwyrodnialcem, a matka popełniła samobójstwo. Temu chłopcu odebrano wszystko... Nie miał i nie ma nikogo... Zaufał Claude'owi - to mało powiedziane! On go pokochał! A tamten wykorzystuje uczucia tego biednego dziecka do swoich celów! 
     Z tych rozważań wyrwał mnie ogromny huk, zatrzymałam szybko powóz i stanęłam na zruinowanym dachu, odrzucając kilka belek ujrzałam... Grella! Mojego teraz już jaskrawego brata!
- Przybywam ci powiedzieć smarkaczu, że jesteś w księdze śmierci... - mówił uradowany.
Otworzyłam szerzej oczy i spiorunowałam Grella wzrokiem. Po raz pierwszy... Po raz pierwszy czułam nienawiść do mojego brata! Jak on może! 
- Przybyłem tu w pokojowych zamiarach, nic nie poradzę, ludzie żyją i umierają, taka jest kolej rzeczy... - powiedział spoglądając na swoją obleczoną w czarną, skórzaną rękawiczkę dłoń. Bez słowa strzeliłam w niego piorunem wodnym - jedną z moich mocy. Na to Grell wyparował wkurzony z pojazdu. Staliśmy za nim gotowi do walki.
- Axana, zwariowałaś! - krzyknąć.
- Być może... - syknęłam.
- Pozwól mi go zabić... Nic dobrego nie spotkało cię w życiu, odkąd go spotkałaś!
- NIE!!! - krzyknęłam.
Shinigami westchnął i zaczął bawić się pasmem swoich włosów.
- Przykro mi droga siostro, widać, że muszę zrobić to co kiedyś! - wrzasnął i puścił się w moją stronę z piłą łańcuchową. Stałam w gotowości. Zabije mnie... Ale nie, ja mam jeszcze po co żyć!!!



Zaczęłam śpiewać... To było o moim całym życiu, czułam, jakby Alois palił się w ogniu, wszystko się paliło, a ja byłam zagubiona, pomijana, a teraz czas na to, by wszystko było w moich rękach...
- ,,Zostałam pominięta jak przeklęty przestępca,
Modliłam się o pomoc, bo nie mogłam tego znieść
Nie jestem skończona,
To nie koniec.
Teraz walczę w tej wojnie od dnia upadku
I desperacko dźwigam to wszystko,
Lecz jestem zagubiona,
Jestem tak cholernie zagubiona.

Och, chciałabym, by to był koniec,
I chciałabym, abyś tu był,
Wciąż mam jakąś nadzieję.

Ponieważ Twoja dusza jest w ogniu,
Strzał w ciemności,
Do czego dążyli, kiedy pomijali twoje serce?

Oddycham pod wodą,
Wszystko jest w moich rękach,
lecz cóż mogę zrobić?
Nie pozwolę temu się rozsypać.
Strzał w ciemności...

W mgnieniu oka
Mogę widzieć przez twoje oczy
Gdy leżę rozbudzona, wciąż słyszę płaczących
I to rani,
Tak bardzo mnie rani.
I zastanawiam się, dlaczego wciąż walczę w tym życiu,
Bo straciłam całą wiarę w tym przeklętym zaciętym sporze,
I to przykre,
Tak cholernie przykre.

Och, chciałabym, by to był koniec,
I chciałabym, abyś tu był,
Wciąż mam jakąś nadzieję.

Ponieważ Twoja dusza jest w ogniu,
Strzał w ciemności,
Do czego dążyli, kiedy pomijali twoje serce?

Oddycham pod wodą,
Wszystko jest w moich rękach,
lecz cóż mogę zrobić?
Nie pozwolę temu się rozsypać.
Strzał w ciemności,
Strzał w ciemności,
Strzał w ciemności,
Strzał w ciemności,
Strzał w ciemności...

Czuję, jak gaśniesz
Czuję, jak gaśniesz
Czuję, jak gaśniesz
Czuję, jak gaśniesz...

Ponieważ Twoja dusza jest w ogniu,
Strzał w ciemności,
Do czego dążyli, kiedy pomijali twoje serce?

Oddycham pod wodą,
Wszystko jest w moich rękach,
lecz cóż mogę zrobić?
Nie pozwolę temu się rozsypać.
Och, twoja dusza jest w ogniu,
Strzał w ciemności,
Do czego dążyli, kiedy pomijali twoje serce?

Oddycham pod wodą,
Wszystko jest w moich rękach,
Lecz cóż mogę zrobić?
Nie pozwolę temu się rozsypać.
Strzał w ciemności
Strzał w ciemności
Strzał w ciemności
Strzał w ciemności
Strzał w ciemności...''


- Dziewczyno! Co ty śpiewasz! - rykną Grell.
- Prawdę! - zwołałam przytrzymując jego piłę, którą miał mnie uderzyć...

Zręcznie rzuciłam nim daleko na kilka metrów, jednak on wylądował na równych nogach. Podbiegł do mnie zaczął tłuc mną o drzewo. Odwdzięczałam się mu kopniakami. Biegaliśmy w szaleństwie, byliśmy wściekli. W końcu gdy zniknął, rozejrzałam się spokojnie po okolicy, ale... Nagle Grell wypadł na mnie, przymurował do drzewa i włożył piłę w brzuch. Zwijałam się z bólu, krew bryzgała mi z ust, gdy skończył we mnie wiercić zmyło go gdzieś. 
Osunęłam się ledwo łapiąc oddech pod drzewem, zadawałam sobie pytanie - ,,Dlaczego...? Do tego gdzie są Lyka i Rose?''
O dziwo jeszcze żyłam, a może Claude i mnie zmienił w demona, lub rzeczywiście nie jestem zwykłym magicznym wilkiem, tylko boginią, wyrocznią, czy czym innym? Już sama nie wiem... Podniosłam się i zajrzałam do powozu. Panicza tam nie było. Wstrząsnął mną strach, gdy zobaczyłam ślady krwi na ziemi. Widać rana na nowo się otworzyła, a on poczołgał się do Pajęczego Lasu! Tam, gdzie zawarł umowę z Claude'm! Puściłam się tam krwawiąc, widziałam ich z daleka. Z oczu zaczęły mi tryskać łzy.
- Claude! Nie! paniczu, wilki! Nie pozwól mu na to!


To była prawda - w stronę Aloisa skradał się jakiś dziki nieznajomy wilk, a zaczynałam pojmować, do czego dążył Claude. Widziałam z daleka, jak zwierzę miało rzucić się na bezbronnego nastolatka, lecz Faustus chwycił zręcznie wilka i zabił go... Oświetlony blaskiem księżyca wyglądał niezwykle. 

Alois podczołgał się do niego. Coś do niego mówił, zaczęłam czytać ich myśli - w ten sposób wiedziałam też co mówią, to logiczne.
- Claude... Wróciłeś! - zawołał uradowany Alois z nadzieją w oczach - Jesteś głodny, zrób to... Ja i tak już dłużej nie będę żył...
- Przestańmy się już bawić, paniczu... - powiedział demon.
Wtedy chłopiec na klęczkach objął nogi kamerdynera i zaczął szlochać.
- Zamknij się! Mam tylko ciebie! Jesteś... Jesteś moją wysokością!
Czułam, ze zaraz zacznę płakać. Byłam za daleko, nie umiałam biec tak szybko, by uratować chłopca. Claude ukucnął przed Aloisem i ujął delikatnie jego twarz w dłonie.

- Obdarzasz uczuciem zwykłego lokaja? - powiedział przysuwając się bliżej. Chłopak uśmiechnął się do niego lekko, a Claude... Jednym, zręcznym ściśnięciem dłoni zmiażdżył Aloisowi czaszkę. Padłam na kolana i krzyknęłam z boleścią. Widziałam śmierć mojego pana! 
Do tego ten niewdzięczny Claude! Był wszystkim dla Aloisa, a tak go potraktował! Czułam, że pragnę śmierci, nie mogłam dłużej tego znieść - kamerdyner miał rację - nie uratuję ich! 
     Mężczyzna wstał i spojrzał na sygnet Aloisa, który zdjął mu z palca.
- Spoczywaj w pokoju mój panie... - odwrócił się i odszedł. 
Doczołgałam się do martwego chłopca i rzuciłam obok niego na kolana tuląc do siebie jego nieżywe już ciało. Wstrząsał mną spazmatyczny płacz, nie radziłam sobie z samą sobą! Zabili osobę, którą kochałam, nie spełniłam życzenia Luki, a mało tego nie wiem jak pomóc całej nieszczęśliwej piątce! Jestem beznadziejna. Jednak... Pamiętam, jak Luka zawarł ze mną kilka lat temu umowę.
- Spełnię Twoje życzenie paniczu... - wyszeptałam Aloisowi do ucha - ...Ja nie jestem demonem, jestem magicznym wilkiem, umowa ze mną nie jest czymś złym...
Poczułam, jak owiewa mnie chłodny wiatr. Było ciemno i cicho. Krew moja i Aloisa zmieszała się w jedną kałużę. Wiało ostro, lecz szum przywodził jakby słowa mojego pana, jego życzenie... Bo jego dusza jest nadal...
- Moje życzenie brzmi... - szeptał wiatr - ...By w tej walce ani Sebastian, ani Claude nie dostał duszy Ciel'a...
- Yes, you're Highness... - powiedziałam ocierając łzy - ...Zawarliśmy umowę, będziemy czekać na wieczną światłość... - uśmiechnęłam się smutna i znów się rozpłakałam biorąc zabitego panicza na ręce. Wróciłam całą we krwi z martwym Aloisem do rezydencji. Było zimno i pusto... Długo nie usłyszę śmiechu panicza... Położyłam go na jednej z pięknych tkanin, która w trakcie jakiś walk zleciała na podłogę i czuwałam przy nim. Czułam się słaba, sama jak palec... Nieszczęśliwa... Nagle usłyszałam za sobą czyjeś kroki...

< Lyka, Rose, lub kto inny...? >