-To super! -krzyknęłam nagle i zaczęłam skakać dookoła wilczyc.
-Że co? -zdziwiła się Sayona.
-I co ci się w ogóle dzieje? -dodała Emily.
-Nooo -zatrzymałam się w miejscu- Ty też możesz mi towarzyszyć, nie?
-popatrzyłam na nadal zdziwione wilczyce- No w naukach latania.
Nastała chwila ciszy. Pomachałam im łapą przed oczami, a Emily wskazała
coś, co było za mną. Obróciłam się powoli w tamtą stronę...
-Ach, no co wy! To tylko Uranos! -odetchnęłam z ulgą na widok mojego patrona.
-Tak, to TYLKO ja. -powiedział bóg przekręcając głowę- Widzę, że szybko
znalazłaś sobie towarzyszy, i to nawet dwóch! Więc chyba możemy
zaczynać! Leć wysoko i uważaj na burzowe chmury!
Odkaszlnęłam.
-Przecież miałam się uczyć, prawda? Nie polecę tak od razu...
-A, no tak! Zapomniałem, że mieliśmy zacząć od spadania na dół z
najwyższej góry... Tak na pewno nauczysz się latać! Co tam moje stare
sposoby! Sama wiesz lepiej, co masz robić, prawda? -spojrzał na mnie już
poważnie.
-No nie -wbiłam wzrok w ziemię- Ale jak mam polecieć?
-Po prostu pomyśl, że chcesz wznieść się w powietrze! -uśmiechnął się- Musisz tego bardzo chcieć.
Kiwnęłam głową, po czym skupiłam się jak tylko mogłam... Ale nadal stałam na ziemi.
-Sayona? Emily? Chodźcie tu na chwilę -wilczyce podeszły do Uranosa, a
ten szepnął im coś do ucha. Jak skończył, moje przyjaciółki z niewinnymi
minami podeszły do mnie i mocnym szarpnięciem zabrały mi mój szalik.
Obróciłam się parę razy i padłam na śnieg łapami do góry. A nade mną...
Wisiały uradowane wilczyce z moim cieplutkim, milutkim szalikiem w łapach.
-Ach to tak? -spojrzałam na nie zirytowana i skoczyłam w ich stronę,
żeby odebrać swoją własność i już ją prawie miałam... Gdy wilczyce
podleciały wyżej.
-No co jest, nie dasz sobie rady? -skomentował Uranos nadal leżąc na sniegu.
Postanowiłam spróbować jeszcze raz... Myślałam tylko o tym... Żeby wzbić
się w powietrze... I unosić się nad ziemią... Nie minęła chwila, a
wpadłam ma wilczyce (które unosiły się dość wysoko), zaplątałam się w
szalik... I runęłam z powrotem na ziemię.
-Brawo, brawo! -krzyczał Uranos klaszcząc. Spojrzałam na uradowaną Sayonę i Emily które przyglądały mi się z góry.
-Udało mi się! Udało! -krzyczałam skacząc w kółko. Dopóki... Znowu się nie potknęłam o szalik.
-Dobra, teraz może... -zaczął Uranos, ale przerwał mu inny głos.
-Może przywołasz w końcu te chmury, tak jak cię prosiłam? -powiedziała
zielona wilczyca, która wyglądała zupełnie jak... Gaja- Ile można
czekać? Chcesz, żeby rośliny pousychały? Zwierzęta pomarły? No już!
Uranos przewrócił oczami i skierował się w stronę skąd przybyła bogini. Zwrócił się jeszcze do nas przed odejściem.
-Teraz musicie sobie już radzić same. Eeech... Mam pracę do zrobienia.
Kiwnęłyśmy głowami.
-Takie dzielne wilczki jak wy sobie poradzą -dodała Gaja i też odeszła w swoją stronę.
A jak tylko zniknęli...
-"Wilczki"? Wypraszam sobie! -szepnęła zdenerwowana Emily.
-Ale powiedziała "dzielne"! -poprawiła ją Sayona.
Siostry poszły w drugą stronę nadal rozmawiając a ja patrzyłam się
jeszcze przez chwilę w stronę, gdzie odeszli Uranos i Gaja. Uśmiechnęłam
się na tą miłą myśl, że mogę latać.
<Sayona, Emily ćwiczymy jeszcze? I przepraszam, że tak długo czekałyście >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz