Byłem trochę speszony...
- O...Ok... - powiedziałem nachylając się nad waderą - ...A wiesz, że mógłbym cię zmienić w człowieka? A wilczych metod też cię mogę nauczyć...
- Dobrze, ale mój dziadek, mój brat... - płakała dalej Saragina.
- A właśnie...! - dodałem pewien siebie - ...Wywnioskowałem, że twój dziadek śmiercią nie był... Bo ja krwi nie piję... Ja tylko straszę... Efekty wizualne muszą przerazić wroga... Śmierć to nie zły duch - śmierć to osoba zwiastująca ciszę, odpoczynek i wieczny spokój. Zależy jak kto żył... Twoja matka...
- MOJA MATKA!? - powiedziała wstrząśnięta Saragina. Ja ciągnąłem dalej...
- Tak. Twoja matka też była morderczynią, ale ciebie i Wolpyxa kochała. Widziałem. Nie pytaj się mnie, prędzej czy później zobaczysz... I jak mieliście jedną wojnę w watasze, to pewien wilk zapędził ją w róg jaskini i roztrzaskał jej żebra. Wbiły jej się we wnętrzności. Jako, że w tamtych latach często bywałem w miejscach gdzie się trupy masami układają... Wiedziałem, że twojej matce już nikt nie pomoże. Wiadomo, logika, miała rozszarpane wnętrzności. Poszedłem tam i rozprułem jej brzuch... I napisałem na ścianie napisy... Teraz mnie znienawidzisz, podobnie jak Wolpyx, z którym najpierw pobiłem się o dziewczynę, a potem poszedłem z nim logicznie porozmawiać, ale on nic! On prawie mi rzucił się do gardła, a jak mu się przyznałem do skrócenia cierpień waszej matce, to obiecał mi to, że jak on mnie dorwie, to nawet na tamtym świecie nikt mnie nie pozna... A potem zaczął biegać wokół domu i zaczął się masakrować. Było mi go szkoda, chciałem mu pomóc, co nie znaczy, że mam go w jakiś sposób lubić... A więc co do tego twojego dziadka to on był złym duchem - nie śmiercią jak przed chwilą mogłem osądzić. I wiem, że już mnie nienawidzisz za to morderstwo twej matki, mogłem po prostu zgasić płomień jej życia, zamiast posługiwać się moim sprzętem... Dobrze że mam zapasowy, Lyka mi go wyrzuciła niedawno stawu... Może nawet dobrze... Sam przyznam, że posiadam instynkt mordercy, ale nie byłem taki od urodzenia jak owy dziadek nękający Wolpyxa ^_^. Mnie ukształtowała przeszłość - rodzice pozwalali szamanom mnie podpalać, wbijać we mnie sztylety i zbierać wilczą krew potrzebną do czarów. Aż w końcu... Okazało się kim jestem. Chcesz, to opowiem ci może trochę o tych twoich masakrycznych przodkach, bo kilku sam pamiętam. O ile mnie nie spalisz za to, że ci wyjaśniłem zajście z twoją mamą... Bo ciebie też mogłem zabić jakiś rok temu, gdy to Wolpyx wrzucił cię niechcący do wody... Ale nie zrobiłem tego. Pamiętam, jak leżałaś na brzegu i już instynktownie wiedziałem, że twe serce i tak zaraz przestanie bić... Lecz nie. Nie myśl sobie, posiadam litość, wiedziałem, że w twoim sercu jeszcze nie rozwinęła się do końca ta makabryczna żądza. Gdybym znalazł twego brata, skróciłbym go o głowę, bo szerze mówiąc... Jest on zagrożeniem dla tutejszych istot, nas wszystkich... Nie licząc mnie XD Ale nie dokończyłem ci tej historii o tym, jak cię wyratowałem, bo to dowód na to, że mam w sobie masę litości... To z ciekawości jeszcze sprawdziłem twój Płomień Życia. Ledwie się tlił, nie jak teraz... - mówiąc to zmieniłem się w człowieka, pstryknąłem palcami, a nad nimi zabłysł mały płomyczek. Wokół zrobiło się ciemno, po prostu nicość. Ja mówiłem dalej... Nikt nie zatrzyma mojego potoku słów. Szczęście, że Saragina nie jest tak narwana jak Wol - Widzisz? Pali się... Jest gorący, silny... Jednak wtedy zamiast go tylko dogasić, to rozpaliłem go mocniej. Potem cię zostawiłem, żebyś lepiej myślała o tym tylko jako niefortunnym wypadku i straceniu przytomności... Ale ty już byłaś w trakcie umierania... - powiedziałem, a wszystko zniknęło... I płomień i ta otaczająca nas nicość. Dodałem jeszcze tylko:
- I zapamiętaj raz na zawsze... Nie jestem wampirem, innym krwiopijcą czy czymś tam! Ja jestem tylko Żniwiarzem... Ale nie pełnoprawnym, bo nie chcę... Racja, mordowanie niszczy życie i morale na przyszłość. - powiedziałem wpatrując się z uśmiechem w śnieg.
Saragina stała z otwartą buzią XD
( Saragina? Rozgadałem sie... XD )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz