niedziela, 27 stycznia 2013

Greill C.D. Saraginy

Zaatakował mnie... Wilk! Jakiś obcy, dziwny! Na pierwszy rzut oka był podobny do mnie...Lecz patrząc na niego drógi raz, można było zauważyć, że jest on podobny do... O matko, do Saraginy! Odpychałem go łapami i gryzłem wszystko co popadnie... W tem śniegu nic nie było widać. Czułem, jak przeciwnik przymurowywuje mnie do ziemi... Jednak nagle poczułem, że ktoś go odpycha. Słyszałem wyraźne słowa Saraginy...
- To ty żyjesz!? - mówiła z nienawiścią.
- A jakby! - wrzasnął basior na całe gardło. Zerwałem się i pognałem w ich kierunku. Z tego, co udało mi się wywnioskować, to jakiś wilk z jej poprzedniej watahy... Jej... Były chłopak? Odgłosy sytuacji stawały się coraz bardziej niepokojące. Widać między tą dwójką toczyła się zażarta walka. Stanąłem w miejscu... Byłem bezsilny... Nic nie widząc, nic nie zdziałam... Zamknąłem oczy wsłuchując się w odgłosy walki. Chciałem... Chciałem, żeby tu przyleciał... Lost - mój towarzysz. Udało się... Po chwili czułem jego ciepło. Zawisł nade mną w powietrzu, płomień jego skrzydeł był tak gorący, że zaczął topić się śnieg... Powiedziałem zwierzęciu, żeby wskazało mi drogę... Lost posłusznie ruszył przed siebie... Jemu śnieg nie przeszkadzał... Jego płomień był nie do ugaszenia... Gdy dotarliśmy na miejsca, spojrzałem ze spokojem na Saraginę, oraz naprzykrzajacego się jej natręta.
- Za to, co mi wtedy zrobiłaś... Zabiję! - wrzeszczał.
- Nie bądź taki pewien... - powiedziałem. Wilk spojrzał się na mnie.
- Znowu ty? - warknął. 
- Saragina, pokaż co potrafisz! - dałem rozkaz, a oczy błysnęły mi na jasnozielono... Wadera widać potraktowała moje słowa bardzo poważnie. Ja wiedziałem, że może wydobyć z siebie więcej... Saragina momentalnie zerwała się z ziemi... Przewróciła napsatnika, po czym zaczęła wbujać zęby w jego gardło. 
- Teraz odejdziesz na serio!!! Masz to, co chciałeś...! - syczała przez zęby. Za to do mnie powróciła ta myśl, że dzisaj prócz wampira będę musiał sprzątnąć kogoś jeszcze... Blask moich oczu się nasilał. Pięknie kontrastował z blaskiem mojego towarzysza. Nagle na polanie zrobiło się ciemno jak w grobie. Podszedłem do szarpiących się... Zajrzałem w oczy tego nieznajomego, agresywnego wilka.
- Przykro mi... - powiedziałem z udawanym smutkiem - ...zaraz zakończysz swą drogę życiową... - gdy to powiedziałem, z ciemności wyłonił się niebieski płomień... Życia tego wilka... Zgasiłem go. Robiłem to powoli - w ten sposób ktoś będący w planach Kosiarza może trochę dłużej się podusić... Gdy zakończyłem gaszenie płomienia, znów zrobiło się jasno.
- Załatwione... - powiedziałem - Chodźmy, mój feniks doprowadzi nas do watahy... - z kamienną miną ruszyłem w stronę, w którą poleciał Lost. Za mną podążyła Saragina.

( Saragina? )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz