- Tak! -Powiedziałem i Swiftkill żuciłą mi się w ramiona. - Z tej okazji napiszę dla Ciebie wiersz zaczekaj chwilę.
- Dobrze. -Rzekła, a ja napisałem jej wiersz.
- Ach, kocham ciebie łzami i płomieniem,
Tyś moje życie i szczęście, i świat -
Kocham, a nie wiem, ile chwil czy lat,
Jak kocham ciebie...
Ach, kocham ciebie na wieczność, na wieczność,
I nie przez stałość, ale przez konieczność,
Kocham - sam nie wiem, dlaczego i jak,
Jak pluska ryba i jak lata ptak,
Tak kocham ciebie!
Chwilami szczęścia moje życie znaczę,
Z nicości wstaję, kiedy cię zobaczę,
Nic nie chcę widzieć, oprócz twoich lic,
Nie chcę widzieć ani kochać nic,
Lecz kochać ciebie!
Ach, kocham ciebie każdym serca tchnieniem,
Ach, kocham ciebie łzami i płomieniem...
Chciałbym wynaleźć wiele słodszych słów,
Na próżno szukam - i powtarzam znów:
- Ach, kocham ciebie!
- Dziękuję! To jest piękne! -Powiedziała.
- Fajnie, że Ci się podoba! -Powiedziałem.
- Nuit! Nuit! -Krzyczeliśmy.
- Tak? - Wynurzyła się z wody.
- Patrz tam jest orzeł! -Krzyknęła Swiftkill. I zaczęła nucić, a już
potem śpiewać.
My zaczęliśmy razem z nią śpiewać. Obok przechodził Benchmade i dołączył do nas.
- Pójdziemy razem my i ty z Benchmadem? -Zapytaliśmy. - Tylko nie wiemy gdzie.
(Swiftkill? Nuit? Benchmade?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz