Był
piękny lipcowy dzień. Słonce przygrzewało, żar lał się z nieba.
Siedziałam w ogrodzie patrząc na otaczającą mnie przyrodę. Myślałam, że
ten dzień minie tak samo nudno jak każdy, jednak się myliłam...
Zostaliśmy zaatakowani przez inne stado, stałam w bezruchu i patrzyłam jak moi rówieśnicy jeden po drugim są zabijani przez obcych, Kiedy się odtrząsnełam przypomniały mi się od razu moje szczeniaki. Biegłam ile sił w łapach. Gdy byłam już niedaleko jakiś wilk na mnie skoczył i spadliśmy z urwiska, walnęłam się w głowę i zemdlałam. -Mamo! Mamo! 'CO?' krzyknęłam obudziwszy się - to był tylko sen? - po chwili poczułam mocny ból na tylnej łąpie i z tyłu głowy, to nic, spojrzałam w górę, pierwsze... pierwsze co zobaczyłam to krew... nie mogłam sobie wyobrazić jak wygląda nasza niegdyś piękna wataha - nie. NIE!!!!! - krzyczałam z łzami w oczach z świadomością że straciłam rodzinę, męża, dzieci i przyjaciół Ledwo wstałam i poszłam kulejąc w górę -nie dam rady - łzy leciały mi z oczu, ale się nie poddawałam Wspinałam się, gdy byłam na górze centralnie kilka centymetrów od mojego pyska... -Rachela, nie! kochanie otwórz oczy, proszę - po chwili nic nie widziałam, byłam zalana łzami - wszystko tylko nie moje dziecko... Nie miałam już sił... puściłam, nie chciałam już żyć Niestety... wpadłam do wody, a tam mnie uratował jakiś wilk i się mną zaopiekował, to była moja kolejna miłość, ale nie potrwała długo... odeszłam, bałam się o niego, bałam się że oni wrócą... Ruszyłam przed siebie biegłam miesiącami aż napotkałam na watahę i tam zamieszkałam, tu czuję się wespiecznie, nie wiem czemu, może przez tą Aurę z wilków? są naprawdę silni pierwszy raz takie wilki widzę... a może to przez to że ktoś mi kogoś przypomina... nie ważne zostanę tu, ale tamta katastrofa zawsze będzie zaprzątać mi głowę. |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz