Uffff... Dojechaliśmy na miejsce. Było to
dość daleko... Ale konno zawsze jest szybciej. Zsiadłam z konia. Wolpyx
pomógł Lyce zsiąść. Całaa nasz trójka wliczając w to Wolpyxa
pożerającego ostatniego szaszłyka poszła do środka tego domu. Otworzyło
nam trzech niezwykle dziwnych gostków, którzy mieli nienaturalnie
krwiste tęczówki oczu, oraz... Heh... Fioletowe włosy, a cały czas coś
szeptali.
- Przepraszam... - zaczęłam cicho spoglądając na Claude'a który właśnie patrzył się w zegarek.
- Tak? Mów co chcesz... - powiedział oschle.
- Emmmmm... Czemu tamci trzej nie mówią normalnie?
- Są zbyt tępi, żeby mogli głośno się wyrażać, ich plotkowanie jest gorsze od skrzeczenia starych bab... - uznał mój rozmówca. Zdziwiłam się.
- Cóż za piękne określenia lecą z ust kamerdynera przy gościach...
Zgromił mnie swym lodowatym wzrokiem.
- Co ty powiedziałaś? - warknął - Ty tu jesteś pokojówką, więc jesteś od roboty i słuchania rozkazów, a nie sprzeciwiania się komukolwiek... - powiedział, po czym odwrócił się wzruszając ramionami w stronę Wolpyxa - To jak ci na imię?
- Eeeeee... - zaczął Wolpyx - ...Wolfgang Black Fire... - wyjąkał.
- W porządku. Idziesz najpierw w lewo, potem w prawo, następnie w prosto, znów dwa zakręty potem jeden zakręt w lewo i pięć zakrętów w prawo, prosto, lewo, lewo, potem w prawo, a potem znów prosto i po prawej stronie masz garderobę wraz ze swoim pokojem. To znaczy wy wszyscy po jednym niewielkim pokoju w sam raz obok siebie. Zrozumieliście? Powtarzam w lewo, potem w prawo, następnie w prosto, znów dwa zakręty potem jeden zakręt w lewo i pięć zakrętów w prawo, prosto, lewo, lewo, potem w prawo, a potem znów prosto znów w prawo - mówił to w tempie karabinu maszynowego. Powoli zaczynałam gubić się w jego niezwykle szczegółowych i szybkich objaśnieniach. Potem odwrócił się i zadecydował:
- A tak w ogóle to macie być w kuchni za dziesięć minut, bo ja mam wraz z Timberem, Catenburry'm i Thompsonem parę ważnych spraw do załatwienia a ktoś musi zrobić obiad.
Zatkało mnie. Zrobić obiad? W co ja nas wkopałam! Ale trzeba spróbować... Poszliśmy szukać naszych lokum.
( Lyka? Wolpyx? )
- Przepraszam... - zaczęłam cicho spoglądając na Claude'a który właśnie patrzył się w zegarek.
- Tak? Mów co chcesz... - powiedział oschle.
- Emmmmm... Czemu tamci trzej nie mówią normalnie?
- Są zbyt tępi, żeby mogli głośno się wyrażać, ich plotkowanie jest gorsze od skrzeczenia starych bab... - uznał mój rozmówca. Zdziwiłam się.
- Cóż za piękne określenia lecą z ust kamerdynera przy gościach...
Zgromił mnie swym lodowatym wzrokiem.
- Co ty powiedziałaś? - warknął - Ty tu jesteś pokojówką, więc jesteś od roboty i słuchania rozkazów, a nie sprzeciwiania się komukolwiek... - powiedział, po czym odwrócił się wzruszając ramionami w stronę Wolpyxa - To jak ci na imię?
- Eeeeee... - zaczął Wolpyx - ...Wolfgang Black Fire... - wyjąkał.
- W porządku. Idziesz najpierw w lewo, potem w prawo, następnie w prosto, znów dwa zakręty potem jeden zakręt w lewo i pięć zakrętów w prawo, prosto, lewo, lewo, potem w prawo, a potem znów prosto i po prawej stronie masz garderobę wraz ze swoim pokojem. To znaczy wy wszyscy po jednym niewielkim pokoju w sam raz obok siebie. Zrozumieliście? Powtarzam w lewo, potem w prawo, następnie w prosto, znów dwa zakręty potem jeden zakręt w lewo i pięć zakrętów w prawo, prosto, lewo, lewo, potem w prawo, a potem znów prosto znów w prawo - mówił to w tempie karabinu maszynowego. Powoli zaczynałam gubić się w jego niezwykle szczegółowych i szybkich objaśnieniach. Potem odwrócił się i zadecydował:
- A tak w ogóle to macie być w kuchni za dziesięć minut, bo ja mam wraz z Timberem, Catenburry'm i Thompsonem parę ważnych spraw do załatwienia a ktoś musi zrobić obiad.
Zatkało mnie. Zrobić obiad? W co ja nas wkopałam! Ale trzeba spróbować... Poszliśmy szukać naszych lokum.
( Lyka? Wolpyx? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz