-Dobra, to ja lecę, pilnuj Lyki i Wolpyxa, dobrze? - powiedział Grell. Tak... To jego prawdziwe imię...
-Postaram się zrobić co trzeba – uśmiechnęłam się – Tylko nie zostawiaj nas na długo, proszę...
- Spróbuję... Pa siostrzyczko... - gdy tylko to powiedział, ucałował mnie w policzek.
-Pa... - odparłam.
Widziałam, jak idzie w międzyczasie do innej grupy. Kazał nam powybierać sobie imiona i nazwiska. Ja i Lyka... To znaczy tutaj Angelina, ale już wiemy, za kogo chcemy się podawać. Stałam tak patrząc za moim bratem, który najpewniej wybierał się zobaczyć, co u innych... Lub przygotować się do odesłania kilku osób na tamten świat. Nagle odwrócił się gwałtownie i z daleka zawołał:
-Prześlij całusy Lyce!!! Powiedz jej, że ją kocham! - wrzasnął na calutkie gardło. Zachichotałam i pokiwałam tylko głową. To takie urocze, że on się zakochał... Szkoda tylko, że ja nie mam co liczyć na przychylność losu. Spojrzałam w niebo.
-Aren... Szkoda, że cię tutaj nie ma... - westchnęłam a z oczu popłynęła mi łza. Jednak nie mam teraz czasu na rozczulanie się. Podeszłam do Lyki, która gadała z jakimś uśmiechniętym, nieco opasłym mężczyzną i jadła szaszłyki.
-A ta piękna pani czegoś sobie życzy? - spytał przymilnie uśmiechając się.
Pomyślałam przez chwilę.
-Ja nie, ale potrzebuję dla przyjaciela... - powiedziałam uśmiechając się ujmująco. Facet odwzajemnił uśmiech.
-Dla was mogę dać wszystko za free... - powiedział spoglądając zalotnie. Ja udawałam, że tego nie widzę. Poszłam z szaszłykami do Wolpyxa. Gdy je zobaczył, dosłownie rzucił się na nie.
-Emmm... Dziękuję... - mówił prawie dławiąc się jedzeniem. Zaczęłam się śmiać.
- Tam gdzie jest Lyka jest tego więcej, chodź...!
Nic więcej już nie powiedziałam. Pociągnęłam go po prostu delikatnie za rękę. Gdy doszliśmy na miejsce, ja i Lyka wycyganiłyśmy od niego więcej szaszłyków za pomocą swego wrodzonego, kobiecego wdzięku. Po jakimś czasie zauważyłam, że Lyka napełniła swój żołądek.
-A gdzie Greill? - spytał Wolpyx pochłaniając dwudziestego szaszłyka.
-Poszedł przygotować się do nocnego koszenia osób którym wyznaczona jest na dzisiaj śmierć, albo do innej grupy... Obie opcje są bardzo prawdopodobne.
-A kiedy wróci? - spytała Lyka.
-Nie powiedział, ale kazał przekazać ci, że cię kocha i masz od niego całusy... - oświadczyłam rozczulona. Moja rozmówczyni lekko się zarumieniła. Spojrzałam kątem oka na Wolpy'ego. Za gestykulowałam, żeby Lyka przybliżyła się do mnie, bo chcę jej coś powiedzieć na ucho. Zrobiła to, o co prosiłam. Wskazałam palcem na jednego chłopca z blond włosami, któremu towarzyszył kruczoczarny mężczyzna.
-Co do nich masz? - spytała Lyka.
-Nie wiem, może by nawiązać znajomości... Wyglądają na... Ważnych... Zaraz włamię im się do myśli... - zatarłam ręce uradowana, zaczęłam szeptem cytować co właśnie myślą ci dwaj. Przy okazji dowiedziałam się nieco o tym, kim są - ...Ten mały ma czternaście lat ludzkich, u wilków rozpatrywany jako około 1 roku i 3 miesięcy, jest szlachcicem, ma na imię Alois i ma ochotę powytrząsać się nad swoim lokajem Claude'm, bo nie znalazł mu jeszcze sługusów... - na chwilę przerwałam czytanie w myślach chłopaka
- ...Idziemy tam – powiedziałam tak zdecydowanie jak nigdy.
-Czekaj Axana, czemu?! - spytała Lyka.
-Nie słyszałaś? Oni szukają ludzi do pracy, tak więc moglibyśmy się u nich stawić, a dzięki nim mielibyśmy jedzenie, dom... Czuję, że życie może obrać bardzo ciekawą drogę, chodźcie, jeśli tylko będziemy razem przetrwamy i jeszcze będziemy płakać ze śmiechu wspominając nasze perypetie... Chodźcie... - powiedziałam.
-Że też kobietom trzeba ustępować... - warknął Wolpyx, który wziął w swoje ramiona tyle szaszłyków ile się da.
-Eeeeech... Wyglądają interesująco, ale... Ogarnia mnie niepokój na widok tego lokaja...
-Mnie też, jego złote oczy... Są takie nienaturalne, a wyraz twarzy obojętny, jakby był znudzony, niezadowolony. Chcę spróbować i tyle, przeżyć coś ciekawego... - więcej nie zdążyłam powiedzieć, bo dwaj... No mężczyzna to jeden, drugi to chłopiec, więc nie mogę ich dosłownie nazwać mężczyznami, bo mężczyzna odnosi się tylko do dorosłego chłopaka... Już sama gubię się w przemyśleniach. A jeśli coś by się działo, zawsze mogłabym telepatycznie zawołać Grella. Ale mniejsza o to, tamci dwaj podeszli do nas. Spojrzałam na nich niepewnie. Chłopiec był mojego wzrostu... Czyli średni. Ale tan młody facet obok niego... Sięgałam mu najwyżej do ramienia.
-Witam. Nazywam się Claude Stroud. Jestem uniżonym kamerdynerem rodu Trancy. To jest mój najzacniejszy panicz – Alois Trancy. - powiedział bez wielkich emocji cały czas trzymając fason – Szukamy osób chętnych do pracy u nas. Muszą być to osoby młode i utalentowane... Przynajmniej na takie panie i pan wyglądają. Mogę poznać godność? - pochylił się nade mną.
-Eeeeee... Hannah Anafeloz! - odparłam lekko rumieniąc się. Potem przedstawiła się Lyka ( oczywiście jako Angelina Barnett ). Ogarnął mnie jednak niepokój względem Wolpyxa. On... Zapytany o imię odparł ostro: ,,Tajemnica państwowa, nazywam się dostojnie, powiem później...Jak mi się zachce... - powiedział Wol. Pokręciłam głową. Gadanie lokaja przerwał głos owego Aloisa.
-Dobra, skończ z tym Claude... To nic nie wniesie, spytaj się ich o konkrety... - mówiąc to zmierzył mnie badawczym i przenikliwym spojrzeniem raz ciemnobłękitnych, dużych, niewinnych oczu.
-Yes, you're Highness... - powiedział lokaj ( znaczy to dosłownie ,,Tak, wasza Wysokość'', jakby ktoś nie wiedział ;3 ) - Czy zgadza się państwo na pracę u nas? Gwarantujemy dobrą płacę.
Brzmiało to zachęcająco, a ja, osoba zajmująca się obecnie w grupie biznesami załatwiłam odpowiedzi na pytania o nocleg, jedzenie, ect. Jak się okazało, gwarantują to wszystko. Claude spojrzał na Wolpyxa.
-Stroje Pań mogą zostać, wasz towarzysz powinien włożyć frak – zadecydował.
Wolpyx wyglądał na nieco zagubionego.
-A co to frak? - spytał. Wtedy młody hrabia, który jak do tej pory się nie odzywał wybuchnął śmiechem i wyjaśnił, że frak to specjalny strój dla kamerdynerów i nie tylko... Często dyrygenci ( o co mu chodzi! My – proste wilki mamy wiedzieć co to dyrygent? XD ). Stałam w trudnym punkcie... Ale cóż, Grell kazał nam się usamodzielniać, a co ja biedna poradzę? Przybliżyłam się do Lyki.
-Eeeeeeee... Co ty na to? - spytałam drżącym głosem.
( Lyka? )
-Postaram się zrobić co trzeba – uśmiechnęłam się – Tylko nie zostawiaj nas na długo, proszę...
- Spróbuję... Pa siostrzyczko... - gdy tylko to powiedział, ucałował mnie w policzek.
-Pa... - odparłam.
Widziałam, jak idzie w międzyczasie do innej grupy. Kazał nam powybierać sobie imiona i nazwiska. Ja i Lyka... To znaczy tutaj Angelina, ale już wiemy, za kogo chcemy się podawać. Stałam tak patrząc za moim bratem, który najpewniej wybierał się zobaczyć, co u innych... Lub przygotować się do odesłania kilku osób na tamten świat. Nagle odwrócił się gwałtownie i z daleka zawołał:
-Prześlij całusy Lyce!!! Powiedz jej, że ją kocham! - wrzasnął na calutkie gardło. Zachichotałam i pokiwałam tylko głową. To takie urocze, że on się zakochał... Szkoda tylko, że ja nie mam co liczyć na przychylność losu. Spojrzałam w niebo.
-Aren... Szkoda, że cię tutaj nie ma... - westchnęłam a z oczu popłynęła mi łza. Jednak nie mam teraz czasu na rozczulanie się. Podeszłam do Lyki, która gadała z jakimś uśmiechniętym, nieco opasłym mężczyzną i jadła szaszłyki.
-A ta piękna pani czegoś sobie życzy? - spytał przymilnie uśmiechając się.
Pomyślałam przez chwilę.
-Ja nie, ale potrzebuję dla przyjaciela... - powiedziałam uśmiechając się ujmująco. Facet odwzajemnił uśmiech.
-Dla was mogę dać wszystko za free... - powiedział spoglądając zalotnie. Ja udawałam, że tego nie widzę. Poszłam z szaszłykami do Wolpyxa. Gdy je zobaczył, dosłownie rzucił się na nie.
-Emmm... Dziękuję... - mówił prawie dławiąc się jedzeniem. Zaczęłam się śmiać.
- Tam gdzie jest Lyka jest tego więcej, chodź...!
Nic więcej już nie powiedziałam. Pociągnęłam go po prostu delikatnie za rękę. Gdy doszliśmy na miejsce, ja i Lyka wycyganiłyśmy od niego więcej szaszłyków za pomocą swego wrodzonego, kobiecego wdzięku. Po jakimś czasie zauważyłam, że Lyka napełniła swój żołądek.
-A gdzie Greill? - spytał Wolpyx pochłaniając dwudziestego szaszłyka.
-Poszedł przygotować się do nocnego koszenia osób którym wyznaczona jest na dzisiaj śmierć, albo do innej grupy... Obie opcje są bardzo prawdopodobne.
-A kiedy wróci? - spytała Lyka.
-Nie powiedział, ale kazał przekazać ci, że cię kocha i masz od niego całusy... - oświadczyłam rozczulona. Moja rozmówczyni lekko się zarumieniła. Spojrzałam kątem oka na Wolpy'ego. Za gestykulowałam, żeby Lyka przybliżyła się do mnie, bo chcę jej coś powiedzieć na ucho. Zrobiła to, o co prosiłam. Wskazałam palcem na jednego chłopca z blond włosami, któremu towarzyszył kruczoczarny mężczyzna.
-Co do nich masz? - spytała Lyka.
-Nie wiem, może by nawiązać znajomości... Wyglądają na... Ważnych... Zaraz włamię im się do myśli... - zatarłam ręce uradowana, zaczęłam szeptem cytować co właśnie myślą ci dwaj. Przy okazji dowiedziałam się nieco o tym, kim są - ...Ten mały ma czternaście lat ludzkich, u wilków rozpatrywany jako około 1 roku i 3 miesięcy, jest szlachcicem, ma na imię Alois i ma ochotę powytrząsać się nad swoim lokajem Claude'm, bo nie znalazł mu jeszcze sługusów... - na chwilę przerwałam czytanie w myślach chłopaka
- ...Idziemy tam – powiedziałam tak zdecydowanie jak nigdy.
-Czekaj Axana, czemu?! - spytała Lyka.
-Nie słyszałaś? Oni szukają ludzi do pracy, tak więc moglibyśmy się u nich stawić, a dzięki nim mielibyśmy jedzenie, dom... Czuję, że życie może obrać bardzo ciekawą drogę, chodźcie, jeśli tylko będziemy razem przetrwamy i jeszcze będziemy płakać ze śmiechu wspominając nasze perypetie... Chodźcie... - powiedziałam.
-Że też kobietom trzeba ustępować... - warknął Wolpyx, który wziął w swoje ramiona tyle szaszłyków ile się da.
-Eeeeech... Wyglądają interesująco, ale... Ogarnia mnie niepokój na widok tego lokaja...
-Mnie też, jego złote oczy... Są takie nienaturalne, a wyraz twarzy obojętny, jakby był znudzony, niezadowolony. Chcę spróbować i tyle, przeżyć coś ciekawego... - więcej nie zdążyłam powiedzieć, bo dwaj... No mężczyzna to jeden, drugi to chłopiec, więc nie mogę ich dosłownie nazwać mężczyznami, bo mężczyzna odnosi się tylko do dorosłego chłopaka... Już sama gubię się w przemyśleniach. A jeśli coś by się działo, zawsze mogłabym telepatycznie zawołać Grella. Ale mniejsza o to, tamci dwaj podeszli do nas. Spojrzałam na nich niepewnie. Chłopiec był mojego wzrostu... Czyli średni. Ale tan młody facet obok niego... Sięgałam mu najwyżej do ramienia.
-Witam. Nazywam się Claude Stroud. Jestem uniżonym kamerdynerem rodu Trancy. To jest mój najzacniejszy panicz – Alois Trancy. - powiedział bez wielkich emocji cały czas trzymając fason – Szukamy osób chętnych do pracy u nas. Muszą być to osoby młode i utalentowane... Przynajmniej na takie panie i pan wyglądają. Mogę poznać godność? - pochylił się nade mną.
-Eeeeee... Hannah Anafeloz! - odparłam lekko rumieniąc się. Potem przedstawiła się Lyka ( oczywiście jako Angelina Barnett ). Ogarnął mnie jednak niepokój względem Wolpyxa. On... Zapytany o imię odparł ostro: ,,Tajemnica państwowa, nazywam się dostojnie, powiem później...Jak mi się zachce... - powiedział Wol. Pokręciłam głową. Gadanie lokaja przerwał głos owego Aloisa.
-Dobra, skończ z tym Claude... To nic nie wniesie, spytaj się ich o konkrety... - mówiąc to zmierzył mnie badawczym i przenikliwym spojrzeniem raz ciemnobłękitnych, dużych, niewinnych oczu.
-Yes, you're Highness... - powiedział lokaj ( znaczy to dosłownie ,,Tak, wasza Wysokość'', jakby ktoś nie wiedział ;3 ) - Czy zgadza się państwo na pracę u nas? Gwarantujemy dobrą płacę.
Brzmiało to zachęcająco, a ja, osoba zajmująca się obecnie w grupie biznesami załatwiłam odpowiedzi na pytania o nocleg, jedzenie, ect. Jak się okazało, gwarantują to wszystko. Claude spojrzał na Wolpyxa.
-Stroje Pań mogą zostać, wasz towarzysz powinien włożyć frak – zadecydował.
Wolpyx wyglądał na nieco zagubionego.
-A co to frak? - spytał. Wtedy młody hrabia, który jak do tej pory się nie odzywał wybuchnął śmiechem i wyjaśnił, że frak to specjalny strój dla kamerdynerów i nie tylko... Często dyrygenci ( o co mu chodzi! My – proste wilki mamy wiedzieć co to dyrygent? XD ). Stałam w trudnym punkcie... Ale cóż, Grell kazał nam się usamodzielniać, a co ja biedna poradzę? Przybliżyłam się do Lyki.
-Eeeeeeee... Co ty na to? - spytałam drżącym głosem.
( Lyka? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz