Dwunasta w nocy, Big Ben ją wybił...
- ...Czas rozpocząć żniwa! - powiedziałem wręcz wyjąco stojąc na jego czubku. Spojrzałem w dół. Moja ofiara, jest bardzo blisko, ciekawe jak ją sprzątnę... Moją uwagę przykuło młode, szczęśliwe małżeństwo. Byli zadowoleni, wyszli z zakładu fotograficznego. Przyglądałem im się przenikliwie. Cisza, spokój, wszyscy żyją swoim rytmem. Nagle dało się słyszeć huk... I ten wrzask. Otworzyłem szerzej oczy nie dlatego, że mnie to wystraszyło, lecz... Czemu ta dziewczyna zaczęła się sama palić? Dziwna sprawa. Nagle do nosa wpadł mi jakiś pył. Zacząłem kasłać. To chyba... Nie wiem czy to, ale to taki proch, jaki wkłada się do staromodnych aparatów... Srebrny proch... Znam to skądś. Mniejsza o to, przybrałem nieco bardziej normalną postać, która była najzwyklejszą charakteryzacją. Muszę się jakoś zbliżyć do tych ludzi, a spiczaste, zwierzęce kły i krwistoczerwone włosy nie sprawiają wrażenia kogoś, komu można zaufać. Po zmienieniu się zeskoczyłem z ogromnej wieży na której był zegar i przez kilka krętych uliczek błyskawicznie dotarłem na miejsce w którym były już jedynie prochy kobiety.
CDN ( nie dokańczać! )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz