Jak on mógł! Ja chcę Lykę! Ja też do końca mu nie ufam, a on do jasnej
ciasnej gdzieś ją zaciągnął! Ale cóż, mi i Wolpyxowi zostało chaotyczne
szukanie naszych pokoi. Minęło pięć minut. ??Czułam, jak nerwy mi
buzują. Ten facet kazał nam być tam za dziesięć minut, a już minęła
połowa wyznaczonego czasu!
- Rozdzielmy się... - powiedziałam do Wolpyxa.
- A co, jak któreś się zgubi? - spytał.
- Umiem posługiwać się telepatią, to bardzo dyskretne - mówiąc to
przytknęłam sobie palec do ust - W ten sposób będziemy mogli odnaleźć
się w tej plątaninie korytarzy.
Jak zaproponowałam tak zrobiliśmy. Jednak nigdzie nie było ani
garderoby, ani pokojów - przynajmniej ja się chyba zgubiłam. Były jednak
drzwi, przez które dokładnie czułam jego zapach... Zapach... Aloisa...
Podeszłam cicho i zapukałam do drzwi.
- Wejść... - mruknął Hrabia.
- Coś Paniczowi potrzeba? - spytałam cicho wchodząc do środka.
Oczy chłopca rozjaśnił świetlisty refleks, a na twarzy pojawił się lekki, tajemniczy uśmieszek.
- Nie... - powiedział, a nagle wściekle poderwał się z krzesła -
...PRZESTAŃ SIĘ PANOSZYĆ! CLAUDE KAZAŁ CI IŚĆ ROBIĆ OBIAD W KUCHNI!
- Przepraszam Paniczu... - spuściłam głowę, jednak on mi przerwał.
- Nie przepraszaj tylko rób co ci się każe! Idiotka...
Cóż mi zostało. Pełna skruchy wyszłam z pomieszczenia. Najwyżej pójdę do
kuchni bez odwiedzin w pokoju. Do kuchni znałam drogę. Wystarczyło
tylko telepatycznie powiedzieć Wolpy'emy, że już czas... Po chwili byłam
na miejscu. Wolpyx spóźnił się. No proszę, nasz cwaniaczek
wycwaniaczkował, gdzie są... Nasze pokoje!
,,Brawo'' - powiedziałam mu ciepło w myślach i podeszłam bliżej, by
poprawić mu krzywo zawiązany krawat. Kamerdyner spojrzał na mnie z
politowaniem.
- Zajmij się lepiej sobą... - powiedział bez uczuciowo - Macie
przyrządzić cielęcinę z lekko pikantnym sosem, oraz makaron - również z
sosem, najlepiej własnej roboty, możecie popisać się i zrobić jaki
chcecie, byleby rozpieszczał podniebienia. Do tego ma być sok z kilku
dowolnych wybranych przez was owoców, może być wszystko prócz cytryny,
lub pomarańczy, bo Panicz tego nie lubi... - mówiąc to wyszedł z kuchni.
Nawet nie zdążyłam zapytać się, czy mamy wszystkie składniki. Ukucnęłam
przy szafce i bez słowa zaczęłam ja przeszukiwać. Kątem oka spojrzałam
na Lykę.
- Lyka... - zaczęłam.
- Szzzzzz... - moja przyjaciółka przytknęła sobie palec do ust.
- Co jest?
- Mów do mnie Angelina lub najlepiej Ann, ten mężczyzna jest dziwny... - Lyka ściszyła jeszcze bardziej głos.
- Wysoki, postawny, przerażający, przystojny... Czego od niego chcesz? - uśmiechnęłam się trochę szczerze, trochę sztucznie.
( Lyka? Wolpyx? To znaczy ...XD
...Ann? Wolfgang? XD )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz