wtorek, 19 marca 2013

Lyka c.d. Axany


-Nie jest normalny-wyszeptałam podchodzac do stojacej w rogu ogromnej, masywnej lodówki.
-Jak to nie jest normalny?-zapytała wrecz cytujac moje poprzednie słowa. Spojrzałam się na nia jak na nieświatoma ofiare, która zaraz ma być wciagnięta przez wir wydarzeń.
-Wiesz, pogadamy o tym gdy bedzie na to pora teraz powiedz co mieliście zrobić-machnęłam niecierpliwie ręką patrzac na umieszczony na ścianie zegarek. Spodziewałam sie ze bedzie to naprawde cieżkie danie, którego nei bede potrafiła ugotowac.
-Mamy przyrządzić cielęcinę z lekko pikantnym sosem, oraz makaron - również z sosem, najlepiej własnej roboty, możemy popisać się i zrobić jaki chcemy, byleby rozpieszczał podniebienia. Do tego ma być sok z kilku dowolnych wybranych przez nas owoców, może być wszystko prócz cytryny, lub pomarańczy, bo Panicz tego nie lubi... -mówiła dokładnie identycznie jak ta lokalyka. Uśmiechnęłam sie. Otwórzyłam szybko lodówke patrzac na skaładniki które były w srodku. Wszystko było prawie... ale to co było mi potrzebne znalazłao sie od razu.
-Hanna, sprawdz czy juz wyszli-powiedizłam błagalnym głosem szepczac jak najciszej potrafiłam. Ona skiwnełam głową i pochodziała po okolicy. Gdy wróciła usmiechnęła sie do mnie. Pusciłam składniki na ziemie a gdy juz miały sie zderzyć z ziemia urzydłamm magii powietrza by zanieść je na blad. W taki oto dziwny sposób zaczeło się gotowanie.
Najpier lekko wypiekłam cielencine na złocisty kolorek. Polałam sosem, który miałam przygotowac. Makaron jeszcze sie gotował wiec zajełam sie własnym sosem. Przedmioty latały w ta i z powrotem. Łyżka, nóż i widelec lewitowały nad naszymi głowami. Po 2 godzinach harówy w dziwnych warunkach wrescie cielęncina była wykonana wedle zamówienia. Słysżłma jak Panicz schodzi na dół. Cieszył sie co mnei zdziwiło. Stół był gotowy wiec gdy tylko wszedł do jadalni jakby go zatkało. Stół był pięknie oprawiony a każdy najmniejszy szczegół był gotowy. Hrabia usiałd na swoim miejscu i gdy zawołał danie wyszlismy ustawieni obok siebie. Postawiłam danie naprzeciwko dzieciaka (bo nawed przez myśl mi nie przechodziło że mam do niego mówić Panicz). Mały dziwny chłopchyk spróbowac jedzenia. Chwila ciszy.
-Nie jest najgorsze-powiedział. Uśmiechnął się do nas cipło. Ulzyło mi ale moja twarz w obliczu lokaja była poważna.

<Axana? Wolpyx?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz