sobota, 30 marca 2013

Axana - ,,Drugi poranek w rezydencji młodego Trancy'ego''

Piąta rano... Zerwałam się. Nawet się nie wyspałam. Błyskawicznie umyłam i ubrałam się, a potem poszłam obudzić moich przyjaciół. Lyka jednak zignorowała mnie i machnęła ręką mówiąc, bym dała jej jeszcze trochę pospać, a Wolpyx usiadł na swoim łóżku i zaczął wgapiać się w przestrzeń jakby miał kaca. Westchnęłam i poszłam sprawdzić, czy Panicz już nie śpi.
Jak się wkrótce okazało - spał. Położyłam mu dłoń na ramieniu i uśmiechnęłam się.
- Paniczu, pora wstać, już ranek... - powiedziałam łagodnie. Alois lekko się uśmiechnął, co spowodowało falę ciepła w moim sercu, która mnie dogłębnie rozczuliła.
- Jeszcze trochę, Hannah... - przekręcił się na drugi bok - ...Claude mnie obudzi...
- Yes, you're Highness... - powiedziałam i ukłoniłam mu się z szacunkiem po czym poszłam do kuchni, gdzie uwijali się już Timber, Catenburry i Thompson. Gdy mnie zobaczyli stanęli w jednym rzędzie i bez słowa ukłonili mi się. Uwijali się dalej. Wtedy do kuchni wszedł Claude. Już nie tak niezwykły jak poprzedniego wieczora, taki jakiego go znaliśmy od początku - przystojny ( jak zawsze ), wredny i chłodny.
- Co się obijasz? - ofuknął mnie - Do patelni i robić jajka sadzone, a wy trzej - wtedy zmierzył wzrokiem moich przyjaciół - Nie pomagacie jej.
Gdy wyszedł zabrałam się do pracy. Usmażyłam wszystko jak trzeba, a potem elegancko ułożyłam na talerzu. Trojaczki mieli wydzielone inne zadania. Timber robił właśnie napój, Catenburry piekł chleb, a Thompson nakrywał do stołu. A sam Claude... Pfffff... Snuł się po posiadłości, albo przyprowadzał do porządku Aloisa. Gdy wszystko było gotowe Panicz przyszedł na śniadanie. Jadł, aż w końcu jego twarz przybrała niespokojny wyraz. Claude wyszedł z pokoju.
- Hannah... Słuchaj mnie, Hannah! - powiedział chłopiec.
- Tak, mój panie? - spuściłam wzrok i stałam w jak najbardziej uległej, pokornej postawie.
Alois zaczął dźgać nożem żółtko od jajka które miał na talerzu.
- Prawda, że jajka są żałosne? Tylko na pozór są wytrzymałe, ale gdy pozbawi się je skorupy ukazują nam swoje słabe i miękkie oblicze - wtedy rozciapał całe jajko po talerzu. Stałam w kącie słuchając tego i patrząc ze smutkiem w podłogę. Nagle coś huknęło. Na stole przewróciła się szklanka. Wzdrygnęłam się i spojrzałam na to, co się dzieje. Stół był ubrudzony. Chwyciłam ścierkę i podeszłam szybko to wytrzeć. Jednak gdy na kolanach zaczęłam ścierać podłogę, Panicz znów się zdenerwował.
- Hannah! - ryknął mi prosto do ucha i chwycił za kołnierz, a potem potrząsnął mocno - Czy Claude ci nie mówił, że pokojówka nie powinna spoglądać pierwsza na swojego Pana? - przyciągnął mnie do siebie bliżej. Wypuściłam ścierkę z rąk. Tkwiłam na zimnej podłodze, na klęczkach, brutalnie szarpana przez Aloisa.
- Ja przepra... - zaczęłam, ale chłopak mi przerwał.
- Ja cię nauczę wykonywania rozkazów jak trzeba... - mówiąc to zbliżył palce do mojego lewego oka. Wstrzymałam oddech. Dzieciak grzebał mi w oczodole, nie sposób opisać, jak bardzo mnie to bolało.


Oddychałam szybko, gdy chłopak mnie puścił szybko zakryłam rękami miejsce w którym było oko. Tym, które miałam zobaczyłam, że... Że on mi wydłubał oko! Najnormalniej! Ja nie mam oka! Klęczałam na podłodze nie mogąc nic z siebie wydusić. Trojaczki rzucili się mnie podnieść, Alois patrzył na zajście z wrednym uśmieszkiem. W tamtej chwili do sali wparował Claude. Panicz uśmiechnął się serdecznie i z entuzjazmem powitał sługę. Miałam wrażenie, że coś ich łączy, ale nie wiem jeszcze dokładnie co. Gdy lokaj mnie zobaczył, spojrzał na mnie chłodno i nakazał Trojaczkom zabrać mnie stamtąd. Timber i Thompson zajęli się mną, Catenburry musiał zetrzeć moją krew z podłogi, a sam Pajęczy Lokaj wytarł palce Aloisowi. Gdy dawaj przyjaciele ( Timber i Thompson ) zabrali mnie na stronę, wyglądało to jak jakaś komórka, jeden z nich zamknął drzwi, a drugi zaczął wyjmować z jakiejś szafki rzeczy potrzebne do opatrzenia mi ran. 
Zabrali się do żmudnej roboty. Krew ciekła mi z oczodołu. Wolę nie myśleć, jak to wyglądało. Ale oni byli spokojni.
- Panicz nie jest ani trochę uroczy... - skomentował Timber.
- Ani trochę! - powiedział głośno Thompson - Claude też, przypisuje sobie nasze zasłógi i wszystkiego zabrania, a tu nas nie słyszy, hahaha!
- Gdyby nie umowa puścilibyśmy tą posiadłość z dymem bracie... - uśmiechnął sie Thompson - ...Hannah, boli? Wiem, że głupie pytanie...
- Bardzo... - jęknęłam.
- Biedactwo... - powiedział Timber, który właśnie kończył opatrywać mi ranę. 
- Z chęcią zrobiłbym coś Aloisowi, nie ma prawa tak traktować innych. Głupi szczeniak... - Thompson gadał jak najęty. Spojrzałam na nich moim jednym okiem ze smutkiem.
- Nie mówcie tak, to biedne dziecko... Proszę, zróbcie to dla mnie - powiedziałam.
- Jak sobie życzysz... A my już jesteśmy cicho... - odparli bracia chórem i otworzyli drzwi. Wyszłam z zabandażowanym okiem. 
- Dziękuję wam... - szepnęłam, a oni skinęli głowami. Poszłam na schody, prawie wpadłam na Lykę i Wolpyxa. Dziwnie mi było patrzeć na świat jednym okiem. Moim przyjaciołom włosy stanęły dęba jak mnie zobaczyli.


( Lyka? Wolpyx? )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz