Patrzyłam na całą scenę oszołomiona. Zadawałam sobie tylko jedno pytanie - ,,Dlaczego?''. Zamknęłam oczy i osunęłam się na podłogę. Czułam, że energia mnie opuszcza. Lyka wojowała z Claude'm, Wolpyx podbiegł do mnie.
- Coś ci zrobił? - spytał wystraszony.
Otworzyłam lekko oczy.
- Nie wiem... - gdy to powiedziałam, nagle stało się coś dziwnego. Coś jakby stanęło mi przed oczami. To... Jakby dawne wspomnienie. Z oczu znów zaczęły mi cieknąć łzy.
- ,,Luca... MacCain...'' - szepnęłam wręcz niedosłyszalnie. Pamiętam. Luca... Mały chłopiec, którego spotkałam gdy byłam jeszcze bardzo, bardzo młodą i niedoświadczoną waderą. To dziecko było bratem Aloisa. Teraz słowa małego rozbrzmiewały w mej głowie tak, jakby stał tu przede mną i roześmiany mówił
- ,,Braciszek się ucieszy, gdy wszyscy, którzy byli dla nas niedobrzy zginą! Daję ci przysięgę po to, żeby Jim się cieszył...''
Jim... Jim to prawdziwe imię Aloisa... Zdałam sobie sprawę z kilku powiązań. Ale... Luca na zawsze pozostanie w moim sercu, to dzięki niemu jestem jaka jestem... Ale nie czas na wyjaśnianie tego. Wiem jedno - kocham ich wszystkich właśnie dzięki temu chłopcu. Mam powód by ich kochać - ,,Żeby braciszek się cieszył''. Jak tu nie kochać tego chłopca, który tak dbał o Lucę... To mnie będzie podtrzymywało. Nagle cała wizja się skończyła. Claude i Lyka dalej się wykłócali. Wstałam i chwiejąc się podeszłam do magicznej bariery.
- Ann, nie damy mu rady bez Grella, zostaw go... - powiedziałam.
- Ale...? - zaczęła Lyka.
- Zostaw go, on rządzi w tym domu zaraz po Paniczu Aloisie - mówiłam stanowczo i spokojnie tak jak wtedy, gdy kończyłam zabawę z moim młodszym bratem.
- Dobrze mówisz idiotko... - wtrącił Claude - ...Może będzie z ciebie jeszcze pożytek. A ty? Kim jesteś w tej magicznej zgrai?
Zamknęłam oczy i bez słowa zdjęłam naszyjnik zmieniający w człowieka. Stałam teraz naprzeciwko kamerdynera jako wilk.
,,Kocham was wszystkich ze względu na mojego pana, to tyle...'' - powiedziałam mu w myślach, na co Claude złośliwie się uśmiechnął. Kocham go... Jak Aloisa... On nie był od początku zły, on nie był od początku demonem... Muszę się jeszcze tylko upewnić, czy moje dedukcje są słuszne, ale ja umiem wyczuć kto kim jest naprawdę.
- Ja mam żywioł wody... - powiedziałam głośno i wyraźnie. Następnie uderzyłam w barierę Lyki strumieniem wody - Ty Claude jesteś kumoshitsuji ( czytaj kumoszitsudżi ), czyli Pajęczym Lokajem... Nie musisz nic tłumaczyć, chcesz czegoś od nas?
- Na razie niczego - Claude błysnął niebezpiecznie oczami - Ale bądźcie gotowi na atak wroga...
- Kto to? - spytał Wolpyx.
- Sebastian Michaelis i Ciel Phantomhive... - odparł lokaj krótko i poszedł gdzieś w nieoświetlony, ciemny korytarz... Straciłam go z oczu, bo czerń jego ubioru całkowicie zamaskowała go w mrocznym korytarzu. Zmieniłam się na powrót w człowieka.
- Claude to nie demon... - szepnęłam wręcz niedosłyszalnie, a potem powoli podniosłam się z podłogi. Poszliśmy spać do naszych pokoi. Ciekawe, co zdarzy się jutro w tej dziwnej rezydencji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz