niedziela, 28 października 2012

Od Seitti C.D. Rose


-Jak to?! Mam tu siedzieć i nic nie robić! Co on sobie wogóle myśli! Mam czekać nie wiadomo ile i się denerwować? Jeśli im nie pomogę i przegramy bitwę i tak czeka mnie śmierć! Przecierz byliśmy razem od początku! Tyle przeszliśmy... Nie musiał się o mnie martwić. Wiem, że Juan jest troskliwy, to miłe z jego strony, że się o mnie troszczy, ale jestem jego siostrą i mam tyle samo lat co on! I nie zniosę tego jak mu się coś stanie! -mówiłam do siebie chodząc po jaskini bez celu. W końcu nie mogłam wytrzymać i pobiegłam na pole bitwy. No cóż, to nie był przyjemny widok... Juan był cały... na razie! Ale moją uwagę zwróciła leżąca, biała wiczyca. Coś się jej stało... Biegłam do niej co sił w łapach. Leżała nieprzytomna, zaniosłam więc ją do chatki Terry. Szamanka miała mnóstwo roboty na głowie. Nie ucieszyła się za bardzo na widok nowego pacjenta. Oddałam ranną wilczycę pod opiekę Terry a sama czekałam przed jej domem. Martwiłam się o wilki. Tak bardzo nie lubię cierpienia! Ale zachowywałam względny spokój, wierząc w możliwości szamanki... dopóki nie zjawiły się wilki z naszej watahy, które jeszcze przed chwilą walczyły, a teraz niosły rannych, w śród których był... Juan...
-Bracie... -szepnęłam i zalałam się łzami...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz