To miejsce... To znajomy zapach... Mojego kochanego brata... Wszędzie!
On musi tu być! Jedyny wilk z rodziny, który przeżył - i którego rzecz
jasna z całego rodzeństwa ( nawet bardziej od rodziców! ) kochałam i tak
będzie zawsze... Nagle wpadłam na jedną wilczycę.
- Oj! Przepraszam! - powiedziałam nieśmiało.
- Rose. - powiedziała krótko wilczyca - Nic się nie stało. Wyglądasz na zagubioną. Jestem tutaj alfą. Nie masz domu...?
- Nie, moją watahę jakiś czas temu zabito... Ocalał tylko mój kochany,
morderczy braciszek... - powiedziałam rozczulając się przy ostatnim
zdaniu. Moja nowa znajoma otworzyła szeroko oczy.
- Czy on się nie nazywa Greill? I nie zmienia się w takiego wysokiego człowieka z czerwonymi włosami? - spytała.
- Tak! - odparłam szybko - Znasz go?!
Rose uśmiechnęła się.
- Tak. Doszedł tu jakiś czas temu. Mam z nim sporo kłopotów, bo zabiłby
niedawno jednego wilka i... Lepiej nie opisywać teraz tego, jak wygląda
on i jego ofiara. Bo obaj pobili się nadzwyczaj dotkliwie. A ty skąd go
znasz?
- To mój brat... Jak już słyszałaś. - powiedziałam.
- Ach tak! - uśmiechnęła się wadera - To przyjmuję cię do watahy.
- Dziękuję. - powiedziałam uśmiechając się.
Rose spojrzała w niebo. Na jej nos spadł płatek śniegu.
- On niedawno mówił mi o tym, że... Zdarzało mu się znęcać nad tobą... Jak teraz nad Wolpyxem...
- R...Racja... Ale... To nie ma znaczenia... - powiedziałam -
...Najważniejsze jest dla mnie teraz, gdzie mogę go znaleźć. I... Tego
nieszczęśnika, z którym się pobił.
- To chodźmy do Terry... - odparła Rose i pociągnęła mnie w stronę domu
szamanki, jak później później się zresztą dowiedziałam...
( Rose? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz