Zmobilizowałem się... A właśnie, że pójdę pogadać z Wolpyxem! Noc...
Terra spała, a więc nie zaczai, że wylazłem z łóżka. tym bardziej, że w
wilczej postaci jestem lżejszy i podłoga nie skrzypiała. Z jękiem
zeskoczyłem na cztery łapy z łóżka. Prawa przednia pod wpływem wstrząsu
zabolała mnie piekielnie mocno. Ale cóż, użalanie się nad sobą nic nie
pomoże. Utykając poszedłem w kierunku sąsiedniego pokoju. Wszedłem
niepewnie przez próg i usłyszałem czyjeś warczenie. Na drugim końcu
pomieszczenia wyglądającego na jakąś pracownię lśniła para żółtych oczu.
- Masz szczęście, że mnie przywiązali... - syknął przez zęby.
- Uspokój się, dobrze...? - powiedziałem.
- Ojej, co ty taki opanowany...! - mówił dalej. Oczy błysnęły mi na zielono jak wtedy.
- Uważaj co mówisz! Ja teraz przychodzę z pokojowymi intencjami! Ty też
nie jesteś cudowny... Ja nie piłem krwi własnego rodzeństwa...! -
powiedziałem trafiając go w słaby punkt.
- Czemu ty zawsze rzucasz mi w twarz najgorszymi prawdami o moim życiu!? Skąd ty to wiesz! - podniósł głos.
- A stąd... - odparłem pokazując mu nagranie filmowe z jego życia, na
którym pije krew własnego rodzeństwa. Wilk warknął. Było cicho. Żaden
się nie odzywał. Postanowiłem przerwać ciszę.
- Wolpyx... Ja... Przepraszam... - powiedziałem.
- Pffff... - parsknął tylko - ...Ty to miałeś dobrze, nikt ci nic nie kazał...
- Skąd wiesz? - powiedziałem - A przytykali do ciebie rozpalone żelazo,
wymordowałeś pół watahy, byłeś dręczony przez szamanów, wiele razy
masakrowany...?
- Czekaj, to coś mi przypomina... - powiedział wilk.
- Tak... A co...? - powiedziałem, chodź wiedziałem o co mu chodzi.
- Ja... Mordowałem i... Znęcali się nade mną...
- ... też patrzyłeś na życie oczami śmierci... Lecz nie tak jak ja... -
powiedziałem. Potem wziąłem głęboki oddech. To jedyna okazja, żeby się
przyznać...
- Znienawidzisz mnie jeszcze bardziej... - powiedziałem szybko. Wolpyx zrobił dziwną minę. Ja mówiłem dalej.
- Bo... Widzisz... Pamiętasz jedną z wojen w swojej watasze?
- Tak, a co? - spytał.
- Ja tam byłem... Biegłeś do swojej matki by jej pomóc... I... Ja...
Byłem tam... Wtedy, gdy ujawniało się, kim jestem naprawdę...
- Kim? - powtórzył zirytowany jak zawsze na mnie Wolpyx.
- Śmiercią, przypominam ci! Nie słuchałeś, jak miałem ci dowalić i ci mówiłem...?
- ...Nie wziąłem tego na poważnie... - przyznał się Wolpyx. Przewróciłem
dalej zielonymi oczami. Ile im można powtarzać. Postanowiłem się jednak
ogarnąć, dokończyć i mieć już czyste sumienie. Zamknąłem na chwilę
oczy. Gdy je otworzyłem zielony kolor zniknął, a ja czułem się już
normalnie.
- .. Ja tam byłem... I... Zanim ty podbiegłeś do niej, ja... Przyszedłem
tam. Wiedziałem, że ma zbyt porachowane kości, by przeżyć i...
Rozprułem jej brzuch. To ja rozbryzgałem jej krew na ścianach groty...
I... To ja nakreśliłem tam ,,Śmierć dosięga zabójcy''... Ja ci to
chciałem teraz powiedzieć. Żebyś poznał prawdę. Przepraszam...
( Wolpyx? Nie zabij mnie tylko XD )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz