czwartek, 10 stycznia 2013

Greill CD Wolpyxa

- Ona i tak by nie przeżyła... Nie uratowałbyś jej... - powiedziałem ni to do siebie, ni to do Wolpyxa, który za oknem biegał masakrując się... Ja wiedziałem, że nikt jej nie pomoże. Połamane żebra tylko wbijały jej się we wnętrzności. Wolniej umierała, ja ją tylko przeprowadziłem na inną stronę... Gdyby wiedział, że mogę kogoś przywrócić do życia... Ja jego siostrę wyrzuconą na brzeg... Dziwne, że ja i mój wróg dzieliliśmy wspólną historię nie znając się... Tak wiele... Pamiętam Saraginę. Leżała całą zimna na brzegu. Podbiegłem do niej. Wiadomo, że ekscytują mnie wszelkie pokrwawione rzeczy, jakiekolwiek trupy... W końcu to kawałek mojej niedoszłej profesji. Specjalnie puściłem nagranie z jej życia. Czułem, że nie zasługuje na śmierć, że jeszcze nie jej czas. Więc dałem jej szansę, moc do tego, by wstała i szła dalej... Ale on nigdy się tego nie dowie... Zabicie jego matki, to za wielka rana. Jego ojciec zamieniał się w demona... Wolpyx jest więc dzieckiem jednego z tych najgorszych. Co martwiące, mógł sam zacząć cierpieć przez bycie potomkiem tego wilka... Na dworze zaczął wrzeszczeć głośno:
,,Zapłacisz mi za to szubrawcze!''
Zamknąłem oczy... A więc chce wojny? Będzie ją miał... Włączyłem czar czytania myśli. Była w nich nienawiść, był w nich żal, coś jak nóż wciśnięty prosto w serce.
- On jest chory... - szepnąłem. Podniosłem się. Bandaże opadły. Nie czułem już bólu.
- Chcesz walki? TO BĘDZIESZ JĄ MIAŁ! - powiedziałem ostro. Znów obudził się w mnie morderca. Obaj jesteśmy naznaczeni przez krew, przez coś, co sprawia, że zmieniasz się w krwiożerczą bestię. Nie boję się... Jego nigdy, ewentualnie siebie samego i swoich odruchów. Wybiegłem przed chatkę. Terra pewnie to zauważy. Ale teraz mam ważniejsze sprawy na głowie. Rozpędziłem się i dogoniłem szalejącego Wolpyxa.
- Uspokój się! - wrzasnąłem.
- Nigdy! Nigdy nie będę sie kogokolwiek słuchał! - darł się wilk na całe gardło i w odpowiedzi ugryzł mnie wściekle w przednią łapę. Trysnęła krew...
- Teraz ty zaczynasz? - powiedziałem nieswoim głosem, jakby dochodzącym z zaświatów.
- Terra! Rose! - wrzasnął ktoś rozpaczliwie.
- Nie będzie gicio, nie miałem zamiaru nawet czegoś takiego robić. Chciałem zachować jednak resztkę mojej godności do samooceny!
Wolpyx nic sobie nie robił, rzucił się na mnie. Błyskawicznie zmieniłem się w człowieka. Czemu w rękach miałem kosę? Nie wiem, ale szczęście, że coś miałem. Wilk miał mi się wgryźć w gardło, ja jednak osłoniłem się i ugryzł tylko rękojeść kosy.
- Ty paskudny, ludzki fantomie! - wrzasnął Wolpyx.
- Racja, jestem jak widziadło! - powiedziałem i odepchnąłem go jakiś kawałek. Jakieś wilki chciały nas rozdzielić, ale ja wrzasnąłem, żeby się nie mieszały.
- To walka o honor, o coś niewyobrażalnego, o coś ważniejszego od świata... To walka na skalę większą niż życie! - wrzasnąłem. No co? Samoobrona, ja chciałem na spokojnie, a on co sobie robi?
- Zabiję! - wrzeszczał wilk jak ja niedawno.
- Bardzo pięknie, będzie - bardzo dużo krwi... - powiedziałem.
- TAK! - wrzasnął przeciwnik i znów natarł na mnie. Tym czasem nie zdążyłem osłonić się bronią. Runęliśmy na ziemię. Dalej mocowałem się z rozszalałym Wolpyxem moją kosą. Pogryzł mnie w ręce, próbował rozszarpać mi gardło. Wreszcie uznałem, że fajnie byłoby wypróbować ostrze morderczego narzędzia. Udało mi się. Zahaczyłem o bok wilka. Na moje ręce i ubrania trysnęła struga krwi.
- Zabiję cię cholerniku, zabiję! - wrzasnął na całe gardło i podniósł się.
- Zwariowałeś! Nie masz dan sobą kontroli! - wrzasnąłem. Ale on nie zwracał na nic uwagi. Nastawiłem się do niego z kosą... Nie to była pamiętna piła! Pcha się w zaświaty to jego sprawa! NAstawiłem się by jak najlepiej odbić atak, uśmiechając się żeby go jeszcze bardziej rozjuszyć.





- TY! - krzyknął tylko i pięknie wyminął cios. Na szczęście udało mi się drasnąć go po pysku przy oczach, co go trochę unieszkodliwiło. KREW! KREW! KREW! Czułem, że jestem w swoim żywiole. Walka na śmierć i życie, ale o stawkę większą niż wszystko! Dla mnie to zabawa, tym bardziej, że znów odczułem chęć mordowania dla przyjemności. To wbrew kodeksu, ale cóż... On przez chwilę miotał się w miejscu obryzgując mnie krwią.
- Za moją matkę!!! - ryknął na mnie. Nagle przybiegła Axana.
- Przestańcie! - krzyknęła.
- Nie twoja sprawa! Nie mieszaj się! - krzyknąłem agresywnie. No ładnie, okazało się, że udaje mi się zmieniać przedmioty służące do walki. Teraz miałem kosę. Całą ociekającą krwią. Nie wiem co mnie podkusiło, by ku zniesmaczeniu wszystkich świadków liznąć spływającą stróżkę czerwonej, słonej cieczy... Krwi... Wolpyx rzucił się na mnie z wściekłością, ale ja nadszarpnąłem mu ucho. Cienkie, wilcze ucho... Tak łatwe do rozerwania... Z niego, po szyi Wolpyxa ściekała stróżka krwi. Pozbawiłem go małego kawałka ucha. Cóż, muszę bronić swego życia, gdy ktoś biega i drze się jak opętany, a na dodatek próbuje mnie zabić. Wolpyx odczuł utratę skrawka ucha.
- Śmierć...! - powiedziałem wibrującym głosem, zadowolony z samego siebie... 

 

Mój ton był lekceważący i irytujący, a mówiony w ten sposób sprawiał mi nieokiełznaną rozkosz. Wolpyx dalej ponawiał ataki. Sam zachowywałem się przerażająco. Albo zadawałem mu następne rany, albo rozmazywałem krew po twarzy, czy na przykład rzadziej usilnie zniesmaczałem innych zlizywaniem krwi z kosy. Wiedziałem, że to obrzydliwe, ale sam wyczuwałem zapach śmierci, która buszowała jak szalona wokół. Kocham walkę! Kocham krew na ustach, na rękach! Do tego on jeszcze chce krwi, chce tego co ja... Zmieniłem się w wilka. Całą sierść miałem pozlepianą przysychającą krwią. Wolpyx wykorzystał chwilę mojego rozkojarzenia i skoczył na mnie od tyłu. Uwiesił mi się na plecach i wgryzł niemiłosiernie w kark. Ugięły się pode mną łapy, w oczach ciągle płonęła zieleń. Zawsze przybierały ten kolor, gdy miałem mordercze przebłyski. Muszę przyznać, że Wolpyx z tym talizmanem wyglądał moim zdaniem niepozornie, słabiutko, ale to ciało miało mocniejsze mięśnie. Cóż to dla shinigami? Przyszło mi coś do głowy. Lyka wkurzy się na mnie, jeśli go zabiję, ale... Gdyby wiedziała, że to on teraz zaczął, oraz co nim zawładnęło, czym się kieruje, oraz znała jego myśli i przeszłość jak ja, załamałaby się i skoczyła z klifu. Nic co stracone, nie wróci... Więc muszę dbać również sam o siebie. Mogę się wydawać na pozór mało inteligentny, lecz jest to mylne... Bardzo... W takich sytuacjach nie można mieć irracjonalnych pomysłów. Kretyństwem byłoby zmienić się teraz w człowieka. Szarpałem się. Ale zęby Wolpyxa coraz mocniej wbijały się we mnie coraz mocniej, jak on to robił...? Bolało piekielnie, nie mogłem powiedzieć słowa... Byłem zmęczony. Jeszcze mocniej! Jakie on ma szczęki! Jak on to robi?! Wreszcie zebrałem wszystkie siły, skoczyłem do tyłu i wywróciłem się na niego. To mnie uratowało, ale i tak z karku płynął potok krwi. Jestem dość kościsty, więc wbiłem mu się w żebra łopatkami, że aż zawył. Szybko podniosłem się i odskoczyłem. Wolpyx ruszył za mną. Próbował za wszelką cenę wymusić ode mnie ucieczkę, by zacząć morderczą pogoń... Ale ja nie dałem się sprowokować, dopiero się rozkręcam! Z całej siły uderzyłem szaleńca tępą stroną kosy...

( Wolpyx, mój wrogu? ) 

2 komentarze:

  1. A uprzedzałem U_U

    ~Greill

    OdpowiedzUsuń
  2. Takie życie. Niektórzy po prostu to lekceważą.

    ~Rose

    OdpowiedzUsuń