- Wiesz co? Tak! To nie ty masz tu problem tylko ja. Ja! A wiesz czemu? Bo zawsze wierzyłam w coś co nie istnieje! W coś co jest nie możliwe! Wiesz w co?
Nie odezwał się, ale lekko pokręcił głową.
- W miłość doskonałą. I w szczęście.
- Co?- powiedział ale jego ton nie różnił się od poprzedniego.
- Tak, dokładnie! Marzyłam o tym, że chłopak zabierze mnie na romantyczny spacer przy świetle księżyca, że co rano będzie mnie budził pocałunkiem a kiedy akurat go nie będzie zostawił koło mnie róże, bym po obudzeniu ją zobaczyła , że..
- Że zawsze będzie się z tobą zgadzał?- przerwał mi ostro.
- Nie. Że nigdy nie będziemy się kłócić, bo oboje będziemy znali słowo "kompromis". Że będziemy o siebie dbali i opiekowali się sobą nawzajem...
< Calrhaniel?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz