Razem z Rose zawyłyśmy jak najgłośniej. Poczułam jak drży powietrze.
Zrobiło mi się cieplej w sercu - taki hałas to usłyszy cały las! Po paru
minutach ujrzałyśmy biegnącego wilka- to była Sayona! Byłyśmy
uratowane. Wilczyca zniknęła nam z pola widzenia chowając się za gęstą
kępą drzew. Ale nie pojawiła się po drugiej stronie tak jak powinna.
Zamiast tego usłyszałyśmy wołanie o pomoc. Nie czekając zbiegłyśmy na
dół w stronę, gdzie powinna się znajdować nasza przyjaciółka. Widok był
przerażający: wielki, czarny wilk z posklejaną od brudu sierścią
próbował udusić Sayonę. Gdy nas ujrzał zawarczał, zjeżył sierść i ruszył
w naszym kierunku. Razem z Rose związałyśmy go łańcuchami z powietrza.
Niestety nie potrwało to długo: wilk uwolnił się odrzucając nas do tyłu.
Zrobiło mi się słabo. Ale dojrzałam pewną okazję! W pobliżu czarnego
wilka nie było żadnej z nas. Podniosłam się więc, stanęłam mocniej na
łapach po czym z całą swoją mocą szczeknęłam. Fale powietrza tym
spowodowane wyrzuciły wilka wysoko w powietrze. Spadł i nie podniósł
się. Ostrożnie do niego podeszłam. Nie żył. Odwróciłam się więc, żeby
zobaczyć co z dziewczynami. Nie zdążyłam zrobić nawet kroku, gdy
poczułam okropny ból na prawej tylnej nodze. Przecież wilk był martwy!
Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, wilk rozpłyną się w powietrzu. Rana po
ugryzieniu bardzo przeszkadzała, jednak udało mi się dojść do Rose i
Sayony. Wyglądały dobrze.
- Nic wam nie jest? - zapytałam.
- Nam nie. - odpowiedziały. - Ale ty...
- To nic... Teraz mamy ważniejsze sprawy na głowie. Chyba czas wracać do domu...
<Sayona albo Rose, dokończycie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz