Biegłam ciemny lasem, słysząc za sobą sapanie ścigającej mnie bestii.
Była tuż za mną, czułam jej zęby raz po raz muskające mój ogon i
wiedziałam, że za chwilę mnie dopadnie. Wtedy usłyszałam wilczy skowyt i
dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że to ja go z siebie wydałam.
Bestia zatopiła kły w moim karku...
Obudziłam się zlana potem i przez chwilę nie byłam pewna, gdzie tak
właściwie jestem. Rozejrzałam się dookoła - otaczały mnie kwiaty i
spokojnie falujące trawy. No tak, teraz sobie przypomniałam - byłam na
Łące Spokoju i najwidoczniej przysnęłam.
Podniosłam się powoli, otrzepując futro. Westchnęłam cicho i skierowałam
się w kierunku lasu, oglądając za siebie. No cóż, gdybym się nie
oglądała, prawdopodobnie nie wpadłabym na żadnego wilka. Ale oglądałam
się i wpadłam. Czekajcie, jak on miał na imię...? Ktoś mi go niedawno
przedstawiał. Chyba nazywał się Juan... albo jakoś tak. Nie, na pewno
Juan.
- O, cześć Istiss - wyjąkał zaskoczony - to ty tak wyłaś?
- Wyłam? - byłam w szoku - W sumie to przysnęłam, więc całkiem prawdopodobne. A co u ciebie? Wszystko w porządku?
- Jasne. - spuścił wzrok - Wszystko ok.
- Wiem, kiedy kłamiesz. - powiedziałam łagodnie.
<Juan? opowiesz mi co się stało?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz