sobota, 24 listopada 2012

Od Calthaniela

Och, na litość, te jelenie w ogóle nie mają instynktu samozachowawczego czy co? Już drugi przebiegł mi przed nosem, chociaż wlokłem za sobą jego martwego już pobratymca. W mojej dawnej watasze polowania były wyzwaniem, ale tu wszystko wydawało się proste... czasami aż za proste.
Byłem zamyślony, ale moje zmysły automatycznie rejestrowały nietypowe oznaki czyjejś obecności. W sumie lubiłem tą moc, chociaż gdy wyczulony węch wyrwał mnie z zadumy, przez chwilę nie do końca orientowałem się, co się stało. Dobrze, że moje ciało wiedziało lepiej - wyczułem wilka.
Trop był świeży, miał najwyżej godzinę. W korę dębu, obok którego stanąłem, wczepił się kłaczek białej sierści - stąd zapach, który mnie zaalarmował. Zaintrygowany podążyłem za śladami. Nie znałem tego tropu, ale byłem pewien, że to nikt z watahy. Nie musiałem długo szukać - wilczyca znalazła mnie. Pierwsze co pamiętam, to białe futro zwalające się na mnie z góry z głośnym piskiem.
- Calthaniel! - wydyszało białe futro.
- Istiss? - spytałem z niedowierzaniem. Wilczyca uśmiechnęła się szeroko. Wpatrywałem się jak urzeczony w śnieżnobiałą sierść mojej najlepszej przyjaciółki i czułem, że robi mi się ciepło na sercu.

<Istiss? witamy w watasze >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz