Popatrzyłem na wilczycę badawczo.
- Jeżeli tego właśnie chcesz, to nic nie powinno ci przeszkodzić. -
powiedziałem - Musisz decydować sama, nikt nie powie ci, co masz robić.
Jesteś w końcu alfą.
Jęknęła cicho. Idiota ze mnie.
- Przepraszam. - rzuciłem jej roześmiane spojrzenie - zapomniałem, że
dzisiejszej nocy to ja podejmuję decyzje. Ale tą dotyczącą żywiołu
podjęłaś już sama, więc to się nie liczy. Chodźmy.
Droga nie była daleka. Gdy dotarliśmy na miejsce, zasłoniłem jej oczy łapą.
- Ufasz mi? - wyszeptałem jej do ucha.
- Tak. - odszepnęła. Pchnąłem ją lekko i oboje straciliśmy grunt pod
nogami, spadając prosto w szczelinę w ziemi. Blue wydała z siebie krótki
krzyk, ale zaraz zamilkła zdziwiona, gdy opadliśmy miękko na łoże z
lian.
- Co... co to jest? - wyjąkała zaskoczona - Calthaniel, gdzie my jesteśmy?
- Spójrz w dół.
Posłuchała mnie i pisnęła z zachwytu, widząc pod sobą lśniący staw.
Liany tworzyły nad taflą mocny dywan, chroniąc nas przed upadkiem do
wody i pozwalając ułożyć się wygodnie. Światło księżyca było jedynym,
jakie dostawało się przez szczelinę, przez którą wpadliśmy. Wystarczyło
jednak wyczarować jeden, malutki płomyczek, by jego odbijający się w
wodzie blask oświetlił wszystko, ukazując w pełni piękno podziemnego
świata.
Mógłbym bez końca podziwiać zachwycony uśmiech Blue.
<Blue?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz