Powoli dobiegała godzina 18:00. Goście zaczęli się schodzić, ale nie widziałem nigdzie Lyki i Rose. Uroczystość miała odbyć się za pół godziny, myślałem już, że coś stało się dziewczynom, gdy...
Nadeszła wreszcie moja przyszła żona. Można było zobaczyć ją z daleka, dzięki.... Hmmmm... Zaszalała... Krwistoczerwonej sukni, w której wyglądała spektakularnie. Do tego ozdobiony czarnymi i szkarłatnymi różami karminowo-biały welon i buty na obcasie... Wyglądała nietypowo, aczkolwiek olśniewająco. Z nią szła nasza kochana alfa z brzuszkiem.
- Co o tym sądzisz? - spytała mnie ukochana robiąc piruet, gdy do mnie doszła.
- Doskonale... - ucałowałem jej dłoń.
Spojrzałem życzliwie na Rose.
- Świetnie się spisałaś... - puściłem do niej oko.
- Nie ma sprawy - uśmiechnęła się.
Na ślub przyszły przeważnie wilki, które były z nami w świecie ludzi. Czas szybko płynął. Wszyscy którzy mieli być, przyszli. Wszyscy oprócz... Starshine... Zastanawiałem się, gdzie ona morze być.
Czas szybko płynął, więc wszyscy goście zajęli swoje miejsca w ławkach i czekali. Gdy wszedłem na altanę, rozmowy ucichły.
Rozpoczęła się uroczystość. Rose spoglądała na mnie z pierwszej ławki z dużą życzliwością - widziała, że mam niezłą tremę. Bo miałem.
Zaczął grać marsz weselny. W odpowiednim momencie zza drzewa wyszła Lyka. Jej welon delikatnie powiewał na wietrze, a jej usta wyginały się w uśmiechu. W dłoniach miała bukiet z białych, czarnych, oraz czerwonych kwiatów różnych gatunków, które rosły na tej wyspie.
W głowie histerycznie powtarzałem sobie, co muszę powiedzieć w przysiędze małżeńskiej.
Lyka podeszła do ołtarza, podała mi z gracją w dłoń i podeszła bliżej. Chwyciliśmy się za obie ręce. Podświadomie wiedziałem, że pan Tanaka-san oraz William zaraz się wzruszą do łez.
Ja i moja ukochana powiedzieliśmy sobie przysięgę i nałożyliśmy na palce obrączki. Byliśmy szczęśliwi. Gdy wyznaliśmy sobie miłość z trawy wyleciały barwne motyle, a w koronach drzew zaczęły popiskiwać słowiki.
Przyciągnąłem do siebie Lykę, odrzuciłem welon z jej twarzy i pocałowałem ją. Zastygliśmy tak, a ona uwiesiła mi się na szyi.
Wtedy rozległy się oklaski i szlochy naszego drogiego faceta od sushi i Williama. Rose też otarła tę malutką łezkę z oka.
Ja i Lyka zeszliśmy z ołtarza, i zaprosiliśmy wszystkich na zabawę, ale wtedy usłyszeliśmy przejmujący jęk Rose, która zmieniła się w wilka i nie mogła złapać oddechu. Ja i moja żona podbiegliśmy do niej.
- Co się dzieje? - spytała wystraszona Lyka.
- Ja... Ja zaraz... Ja rodzę! - mówiła Rose dusząc się - Zaczęło się jak tylko powiedzieliście sobie ,,Tak''.
Nagle w myślach usłyszałem głos Terry. Podobno Sayona też zaczęła rodzić.
Załamałem ręce, zamarłem.
- Lyka, zrób coś! Ty jesteś wadera, więc spróbuj jej pomóc... - spojrzałem na nią błagalnie.
- Dobrze, spróbuję - powiedziała Lyka i uklękła bliżej Rose - Oddychaj spokojnie, zamknij oczy.... Zachowa spokój - siliła się na spokojny ton. Ja też co chwila dodawałem co rodząca ma robić i ostrzegałem ją co zaraz będzie się dziać i jak sytuacja wygląda. Ten cudowny czar telepatii i możliwość połączenia się z Terrą dawały wiele otuchy, bo mówiła, co trzeba robić.
Całe szczęście, że goście poszli się bawić, gdy cała ta dramatyczna akcja się zaczęła, mogliśmy przynajmniej w spokoju rozkminiać, co robić dalej. Niepokojące było to, że Rose było trudno złapać oddech.
Na szczęście jednak wszystko skończyło się w przeciągu pół godziny.
Nasza wykończona alfa spoglądała na swoje dziecko, a ja osunąłem się pod drzewem wykończony nerwami. Podeszła do mnie Lyka i przytuliła mnie.
- Dobrze, że wszystko się skończyło dobrze... - powiedziała.
Błysnęło mi żywiej w oczach.
- Poczekajmy chwilę, aż ona odżyje, to pójdziemy do pozostałych, pewnie chcieliby nam złożyć życzenia... - mówiąc to zajrzałem przez ramię mojej kochanej Lyki co dzieje się za drzewami. Jak się okazało, nasz drogi kucharz raczący wszystkich kuchnią azjatycką pięknie zajmował się nimi pod naszą nieobecność. Czekała nas szampańska zabawa - wesele, do tego jeszcze Rose ma dziecko i jest od równej minuty szczęśliwą nowo upieczoną mamą... Ta zagmatwana i dramatyczna przygoda u ludzi, ma naprawdę dobre skutki... Tak jak powiedziała Axi - będziemy szczęśliwi.
<Lyka - jak tam wrażenia, ma luba? Ekstremalny ten nasz ślub XD
Rose - wiedziałem, że chciałaś urodzić to dziecko w trakcie ślubu, więc to opisałem i znów się pytam - nie obraziłaś się na mnie o to?
A może ktoś z gości znalazł naszą trójkę? ;3 >
Nie. Szczerze.. Moje opo o porodzie wyszłoby dramatyczniejsze...
OdpowiedzUsuń