- Rose, skąd ten pomysł? - spytałam cicho.
- Jak nam wytłumaczysz miecz Leviatan, zwany również Demon's Duel? - powiedział Grell - Skąd to masz?
- Nie wiem, naprawdę... - powiedziałam - ...Przestańcie mnie posądzać! - w oczach zakręciły mi się łzy.
Nagle pojawili się za mną Trojaczki.
- To nie demon... - powiedział Timber.
- Sami jesteśmy demonami więc umiemy to wyczuć... - mówił Thompson.
- Ona jest zbyt dobra na bycie demonem, a i tak to, kim jesteśmy to nie nasza wina, tylko tego głupiego Claude'a, który nas pozmieniał... - Catenburry machnął ręką - ...Uważajcie na niego, to szaleniec... - chłopak miał dalej kontynuować, gdy obejrzał się za siebie i zobaczył... Claude'a! Widząc jego groźne spojrzenie od razu zaczął się poprawiać ze strachy, że Faustus go zabije.
Na szczęście Claude odwrócił się zażenowany i gdzieś odszedł... Ja i moi przyjaciele staliśmy w ciszy.
- Oddaję ci miecz... - powiedział nagle Grell - ...Jak ty go chowasz w gardle?
Uśmiechnęłam się biorąc broń do ręki.
- Tak... - zamknęłam oczy i wyszeptałam zaklęcie, w czasie którego miecz zaczął znikać.
Patrzyli się na mnie jak wół w malowane wrota.
- Nie gniecie cię tam? - spytała Rose, które przyłożyła sobie dłoń do brzucha czując ruch jednego z dzieci.
- No ja właściwie to tego miecza nie czuję... - powiedziałam.
- Dziwna sprawa... - mruknął Grell.
Nagle coś mi się przypomniało.
- Praca wzywa... - wyminęłam ich i pognałam zmienić paniczowi opatrunek. Gdy tylko weszłam do pokoju i nachyliłam się nad nim i poprosiłam, żeby pozwolił mi zmienić swój opatrunek, odwrócił się do mnie gwałtownie i chwycił za kawałek bandaża od mojego oka i przyciągnął do siebie na tyle blisko, że prawie stykaliśmy się nosami. Odwróciłam wzrok od chłopca i czekałam na to, aż mnie uderzy.
- Hannah! Nie! Przyprowadź Claude'a! Ty jesteś bezużyteczna! - krzyczał Alois i szarpnął bandaż puszczając mnie.
- Tak, mój panie... - skłoniłam mu się lekko i poszłam po Claude'a, który zrobił to, co nakazał mu pan. W każdym razie mnie podczas tego nie było, demon nie pozwolił mi wejść. Wzniosłam oczy do sufitu.
,,Jak mam uwolnić Claude'a od klątwy? A także Aloisa i Trojaczki?'' - spytałam się sama siebie. Grella, Rose i Lykę znów gdzieś zmyło... Zaczęłam spokojna o zdrowie panicza zamiatać podłogę. Czas mijał wolno i spokojnie, była noc... Aż nagle usłyszałam ciężkie stąpanie na korytarzu i wysmukły cień na ścianie. Zamarłam w bezruchu... To był... PANICZ?! Jakim prawem on znowu wstał?! Musi leżeć w łóżku! Do tego krzywo się ubrał!
- Paniczu, pomóc ci w czymś...? - spytałam cicho, a on spojrzał na mnie w gorączce i podszedł szybciej, po czym chwycił mnie za ramiona i przewrócił na podłogę padając na mnie... Otworzyłam szerzej oczy. Co on chciał zrobić?! Przez chwilę ciężko oddychał, aż w końcu z jego oczu zaczęły kapać łzy.
- Hannah... - mówił drżącym głosem - ...Hannah! Zabierz mnie... - mówił, płacząc, słone krople jego perlistych łez spadały mi na twarz...
- Gdzie...? - spytałam kojącym głosem.
- Zabierz... Zabierz mnie... Zabierz... Zabierz do niego! Do Ciel'a Phantomhive'a...! - chlipał zdesperowany chłopiec. Podniosłam się z podłogi i pomogłam mu wstać. Wzięłam go pod ramię. Po raz pierwszy pozwolił mi się dotknąć! w końcu zauważyłam, że był tak słaby, że musiałam wziąć go na ręce. Był lekki... Mój mały, kochany Alois... Czułam w głębi duszy radość jego młodszego brata, który zdawał się być z nami... Jego słodka dusza zawsze nas pilnowała, teraz wiem o tym... W końcu dotarłam z Aloisem do powozu i pomogłam mu wsiąść. Ruszyłam szybko, każda chwila była teraz ważna. Droga była niebezpieczna, prowadziła przez las. Zaczęłam zastanawiać się na sensem wydarzeń i zmian, jakie zaszły w moim życiu. Zmieniłam się - i to bardzo. Byłam nieporadna, a teraz wiem co robić. Stałam się szybsza, odważniejsza.... Po raz pierwszy w życiu walczyłam, a także poznałam mężczyznę, który po części zabił pustkę po moim narzeczonym. Pomyśleć, że tym kimś jest Claude Faustus - kamerdyner, przez którego tyle wycierpiałam... Obrzydliwy demon, który jak się okazało... Był zwykłym człowiekiem, ale wpadł na złą drogę i dlatego stał się teraźniejszym sobą - bezlitosnym, próżnym demonem... A mógł być... Magicznym wilkiem? Mógł być kimś dobrym, dopóki coś go nie zwiodło... To jest głupota tego świata. Nikt nie wie, co go czeka, a nie troszczy się o to, by starać się dbać o swoją przyszłość, bo majątek, oraz inne dobra i kuszące dary nie dadzą mu wiecznego życia, szczęścia. Wiem, że można im pomóc, nie wiem jak. Jestem silna, nie dałam się zniszczyć światu, chociaż moje ciało jest słabe. Lecz czuję, że koniec mojej drogi jest bliski i nie zostawię tego wszystkiego w takim rozgardiaszu. Grell i Lyka wezmą niedługo ślub, ciekawe, jakie będą ich dzieci i życie, które spędzą połączeni razem na wieczność. Czy skończymy razem? Czy skończymy szczęśliwie = ja, Alois, Claude, Luca, oraz nasze fielotwłose Trojaczki? Kocham ich... Kocham ich, kocham ich, kocham ich... Popędziłam szybciej konie, bo nagle zaczęłam mieć wrażenie, że ktoś nas śledzi. Mam swoją mała tajemnicę, wszyscy dowiedzą się o niej na finiszu...
Czułam to, co panicz. Podświadomie wiedziałam, że bał się, że rozważał teraz sens swego bolesnego życia. Nie kochał go nikt oprócz Luki, jego ojciec był zwyrodnialcem, a matka popełniła samobójstwo. Temu chłopcu odebrano wszystko... Nie miał i nie ma nikogo... Zaufał Claude'owi - to mało powiedziane! On go pokochał! A tamten wykorzystuje uczucia tego biednego dziecka do swoich celów!
Z tych rozważań wyrwał mnie ogromny huk, zatrzymałam szybko powóz i stanęłam na zruinowanym dachu, odrzucając kilka belek ujrzałam... Grella! Mojego teraz już jaskrawego brata!
- Przybywam ci powiedzieć smarkaczu, że jesteś w księdze śmierci... - mówił uradowany.
Otworzyłam szerzej oczy i spiorunowałam Grella wzrokiem. Po raz pierwszy... Po raz pierwszy czułam nienawiść do mojego brata! Jak on może!
- Przybyłem tu w pokojowych zamiarach, nic nie poradzę, ludzie żyją i umierają, taka jest kolej rzeczy... - powiedział spoglądając na swoją obleczoną w czarną, skórzaną rękawiczkę dłoń. Bez słowa strzeliłam w niego piorunem wodnym - jedną z moich mocy. Na to Grell wyparował wkurzony z pojazdu. Staliśmy za nim gotowi do walki.
- Axana, zwariowałaś! - krzyknąć.
- Być może... - syknęłam.
- Pozwól mi go zabić... Nic dobrego nie spotkało cię w życiu, odkąd go spotkałaś!
- NIE!!! - krzyknęłam.
Shinigami westchnął i zaczął bawić się pasmem swoich włosów.
- Przykro mi droga siostro, widać, że muszę zrobić to co kiedyś! - wrzasnął i puścił się w moją stronę z piłą łańcuchową. Stałam w gotowości. Zabije mnie... Ale nie, ja mam jeszcze po co żyć!!!
Zaczęłam śpiewać... To było o moim całym życiu, czułam, jakby Alois palił się w ogniu, wszystko się paliło, a ja byłam zagubiona, pomijana, a teraz czas na to, by wszystko było w moich rękach...
- ,,Zostałam pominięta jak przeklęty przestępca,
Modliłam się o pomoc, bo nie mogłam tego znieśćNie jestem skończona,
To nie koniec.
Teraz walczę w tej wojnie od dnia upadku
I desperacko dźwigam to wszystko,
Lecz jestem zagubiona,
Jestem tak cholernie zagubiona.
Och, chciałabym, by to był koniec,
I chciałabym, abyś tu był,
Wciąż mam jakąś nadzieję.
Ponieważ Twoja dusza jest w ogniu,
Strzał w ciemności,
Do czego dążyli, kiedy pomijali twoje serce?
Oddycham pod wodą,
Wszystko jest w moich rękach,
lecz cóż mogę zrobić?
Nie pozwolę temu się rozsypać.
Strzał w ciemności...
W mgnieniu oka
Mogę widzieć przez twoje oczy
Gdy leżę rozbudzona, wciąż słyszę płaczących
I to rani,
Tak bardzo mnie rani.
I zastanawiam się, dlaczego wciąż walczę w tym życiu,
Bo straciłam całą wiarę w tym przeklętym zaciętym sporze,
I to przykre,
Tak cholernie przykre.
Och, chciałabym, by to był koniec,
I chciałabym, abyś tu był,
Wciąż mam jakąś nadzieję.
Ponieważ Twoja dusza jest w ogniu,
Strzał w ciemności,
Do czego dążyli, kiedy pomijali twoje serce?
Oddycham pod wodą,
Wszystko jest w moich rękach,
lecz cóż mogę zrobić?
Nie pozwolę temu się rozsypać.
Strzał w ciemności,
Strzał w ciemności,
Strzał w ciemności,
Strzał w ciemności,
Strzał w ciemności...
Czuję, jak gaśniesz
Czuję, jak gaśniesz
Czuję, jak gaśniesz
Czuję, jak gaśniesz...
Ponieważ Twoja dusza jest w ogniu,
Strzał w ciemności,
Do czego dążyli, kiedy pomijali twoje serce?
Oddycham pod wodą,
Wszystko jest w moich rękach,
lecz cóż mogę zrobić?
Nie pozwolę temu się rozsypać.
Och, twoja dusza jest w ogniu,
Strzał w ciemności,
Do czego dążyli, kiedy pomijali twoje serce?
Oddycham pod wodą,
Wszystko jest w moich rękach,
Lecz cóż mogę zrobić?
Nie pozwolę temu się rozsypać.
Strzał w ciemności
Strzał w ciemności
Strzał w ciemności
Strzał w ciemności
Strzał w ciemności...''
- Dziewczyno! Co ty śpiewasz! - rykną Grell.
- Prawdę! - zwołałam przytrzymując jego piłę, którą miał mnie uderzyć...
Zręcznie rzuciłam nim daleko na kilka metrów, jednak on wylądował na równych nogach. Podbiegł do mnie zaczął tłuc mną o drzewo. Odwdzięczałam się mu kopniakami. Biegaliśmy w szaleństwie, byliśmy wściekli. W końcu gdy zniknął, rozejrzałam się spokojnie po okolicy, ale... Nagle Grell wypadł na mnie, przymurował do drzewa i włożył piłę w brzuch. Zwijałam się z bólu, krew bryzgała mi z ust, gdy skończył we mnie wiercić zmyło go gdzieś.
Osunęłam się ledwo łapiąc oddech pod drzewem, zadawałam sobie pytanie - ,,Dlaczego...? Do tego gdzie są Lyka i Rose?''
O dziwo jeszcze żyłam, a może Claude i mnie zmienił w demona, lub rzeczywiście nie jestem zwykłym magicznym wilkiem, tylko boginią, wyrocznią, czy czym innym? Już sama nie wiem... Podniosłam się i zajrzałam do powozu. Panicza tam nie było. Wstrząsnął mną strach, gdy zobaczyłam ślady krwi na ziemi. Widać rana na nowo się otworzyła, a on poczołgał się do Pajęczego Lasu! Tam, gdzie zawarł umowę z Claude'm! Puściłam się tam krwawiąc, widziałam ich z daleka. Z oczu zaczęły mi tryskać łzy.
- Claude! Nie! paniczu, wilki! Nie pozwól mu na to!
To była prawda - w stronę Aloisa skradał się jakiś dziki nieznajomy wilk, a zaczynałam pojmować, do czego dążył Claude. Widziałam z daleka, jak zwierzę miało rzucić się na bezbronnego nastolatka, lecz Faustus chwycił zręcznie wilka i zabił go... Oświetlony blaskiem księżyca wyglądał niezwykle.
Alois podczołgał się do niego. Coś do niego mówił, zaczęłam czytać ich myśli - w ten sposób wiedziałam też co mówią, to logiczne.
- Claude... Wróciłeś! - zawołał uradowany Alois z nadzieją w oczach - Jesteś głodny, zrób to... Ja i tak już dłużej nie będę żył...
- Przestańmy się już bawić, paniczu... - powiedział demon.
Wtedy chłopiec na klęczkach objął nogi kamerdynera i zaczął szlochać.
- Zamknij się! Mam tylko ciebie! Jesteś... Jesteś moją wysokością!
Czułam, ze zaraz zacznę płakać. Byłam za daleko, nie umiałam biec tak szybko, by uratować chłopca. Claude ukucnął przed Aloisem i ujął delikatnie jego twarz w dłonie.
- Obdarzasz uczuciem zwykłego lokaja? - powiedział przysuwając się bliżej. Chłopak uśmiechnął się do niego lekko, a Claude... Jednym, zręcznym ściśnięciem dłoni zmiażdżył Aloisowi czaszkę. Padłam na kolana i krzyknęłam z boleścią. Widziałam śmierć mojego pana!
Do tego ten niewdzięczny Claude! Był wszystkim dla Aloisa, a tak go potraktował! Czułam, że pragnę śmierci, nie mogłam dłużej tego znieść - kamerdyner miał rację - nie uratuję ich!
Mężczyzna wstał i spojrzał na sygnet Aloisa, który zdjął mu z palca.
- Spoczywaj w pokoju mój panie... - odwrócił się i odszedł.
Doczołgałam się do martwego chłopca i rzuciłam obok niego na kolana tuląc do siebie jego nieżywe już ciało. Wstrząsał mną spazmatyczny płacz, nie radziłam sobie z samą sobą! Zabili osobę, którą kochałam, nie spełniłam życzenia Luki, a mało tego nie wiem jak pomóc całej nieszczęśliwej piątce! Jestem beznadziejna. Jednak... Pamiętam, jak Luka zawarł ze mną kilka lat temu umowę.
- Spełnię Twoje życzenie paniczu... - wyszeptałam Aloisowi do ucha - ...Ja nie jestem demonem, jestem magicznym wilkiem, umowa ze mną nie jest czymś złym...
Poczułam, jak owiewa mnie chłodny wiatr. Było ciemno i cicho. Krew moja i Aloisa zmieszała się w jedną kałużę. Wiało ostro, lecz szum przywodził jakby słowa mojego pana, jego życzenie... Bo jego dusza jest nadal...
- Moje życzenie brzmi... - szeptał wiatr - ...By w tej walce ani Sebastian, ani Claude nie dostał duszy Ciel'a...
- Yes, you're Highness... - powiedziałam ocierając łzy - ...Zawarliśmy umowę, będziemy czekać na wieczną światłość... - uśmiechnęłam się smutna i znów się rozpłakałam biorąc zabitego panicza na ręce. Wróciłam całą we krwi z martwym Aloisem do rezydencji. Było zimno i pusto... Długo nie usłyszę śmiechu panicza... Położyłam go na jednej z pięknych tkanin, która w trakcie jakiś walk zleciała na podłogę i czuwałam przy nim. Czułam się słaba, sama jak palec... Nieszczęśliwa... Nagle usłyszałam za sobą czyjeś kroki...
< Lyka, Rose, lub kto inny...? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz