czwartek, 30 maja 2013

Grell CD Rose

- Oczywiście... - powiedziałem i wyciągnąłem moją piłę łańcuchową. Nasunąłem na nos czerwone okulary i zmieniłem się w moją bardziej jaskrawą postać.
Rose i Lyka spoglądały na mnie wyczekująco.
- Odsuńcie się dziewczyny... - powiedziałem i uruchomiłem moją kosę.
Rozległ się ogłuszający huk. Moja przyszła żona, oraz nasza alfa i przyjaciółka zarazem - zrobiły co im nakazałem.
Doszedłem do kłody i zacząłem zręcznie obcinać kawałki drewna tak, by powstała z tego zgrabna ławeczka.
- Załóż biznes! - palnęła nagle Rose.
Spojrzałem na nią jak na wariatkę.
- Przepraszam ale... Czy hormony w czasie ciąży ci nie buzują? - wyszczerzyłem się w moim rekinim uśmiechu.
Rose ryknęła śmiechem.
- Najwyraźniej! - powiedziała z trudem łapiąc oddech.
Nieco się o nią martwiłem - wykazywała niepokojące objawy niestabilności psychicznej przed porodem.
- Ale o co ci chodzi z tym biznesem! - przekrzykiwałem moją piłę.
- Mógłbyś być drwalem lub stolarzem! - wtrąciła Lyka - Gdybyś pracował tutaj, u ludzi!
Wyłączyłem piłę. Skończyłem tę ławkę. Podszedłem do Lyki  i Rose.
- Ja nie jestem stolarzem... Ja jestem SHINIGAMI - wysłannik śmierci. Ja kosze i przeprowadzam zmarłych na drugą stronę, a do spokojniejszej pracy moja kosa też nadaje... - pogładziłem z zadowoleniem metalowe ostrze - Nie sądzisz Lyka, że powinnaś znaleźć jakąś druhnę? - uśmiechnąłem się.
- Druhnę... - powtórzyła Lyka - ...Poszukam jej... - rozpromieniła się.
- Doskonale - zmrużyłem oczy - ...Będę miał problem własnym druhem bądź świadkiem, ale cóż, spytam kogoś... Wolpyx by się nadawał, ale nie wiem, czy się zgodzi... - urwałem nagle i zmieniłem temat - Jaką macie wizję ołtarza? - spytałem.
Lyka spojrzała na kwiaty, które rosły na łące. Wyczytałem w jej myślach, że po głowie chodziła jej altana, więc pościnałem kilka drzew ( wiem, że nieekologiczne, ale drzew nałogowo nie ścinam -,- ) i wystrugałem z nich ładną altankę. Potem przygotowałem z białych kwiatów farbę i pomalowałem ławki które zrobiłem przy okazji, a również altanę. W tym czasie Lyka i Rose nazbierały kwiatów. Przyozdobiliśmy drewniany ''szkielet'' i cieszyliśmy się efektami naszej pracy.

Nagle otworzyłem szerzej oczy.
- Lyka! Jutro piątek! Ściemnia się! - zbladłem.
- A ja nie mam sukni... - przeraziła się moja narzeczona.
- I nie ma jedzenie - Rose zrobiła pokerface'a - ...I zaproszeń!!!
Załamałem ręce.
- Ja skombinuję sobie ciuchy, załatwię jedzenie i zaproszenia, uwijajcie się, BŁAGAM! - powiedziałem.
Rose i Lyka pognały szybko wymyślać jakąś suknię ślubną.
Skoro całą uroczystość miała odbyć się jutro o osiemnastej, musiałem się bardzo uwijać. Nie wiedziałem, co wymyślają Rose i Angelina, ale w każdym razie wiedziałem, ze sobie poradzą. Ja szybko zmieniłęm się w wilka i upolowałem kilka dzikich zwierząt. Potem zacząłem robić z nich delikatne przystawki z aromatycznymi ziołami które znalazłem. Gorzej było  z tortem, ale przypomniało mi się coś. FACET Z BUDKI OD SUSHI, PRZY KTÓYM SPOTKAŁEM WILLIAMA! Pognałem do miasta i ściągnąłem wystraszonego Japończyka wraz z jego stoiskiem na ślub. Wyjaśniłem mu wszystko dokładniej i jak się okazało, będziemy mieli zaserwowaną świeżą, klasyczną kuchnię azjatycką - konkretnie japońską - a do tego jeszcze najzwyklejszy, pyszny OGROMNY tort.
Potem pobiegłem przygotować się jakoś - znów musiałem zasuwać jakbym miał piórko tam gdzie nie sięga zwykłe ludzkie oko latać do miasta i  kupować ubrania, w których całkiem dobrze się prezentowałem.
Mogłem powiedzieć, ze o północy byłęm już gotowy, gdy nagle przypomniała mi się rzecz straszna - ZAPROSZENIA! Szybko wyczarowałem z powietrza plik tematycznie ozdobionej papeterii i napisałem na niej piękne życzenia. Zostało mi czekać na Lykę i Rose wraz z panem Japończykiem i.... Williamem!? Najwyraźniej mój przełożony myślał, ze zamierzam coś zrobić biednemu kucharzowi, ale przecenił swoje przeczucia i stał się moim drugim towarzyszem ostatniego wieczoru, w którym będę mógł być nazywany kawalerem.
Położył mi dłoń na ramieniu, widziałem po nim, ze był całkiem wzruszony.
- Byłeś upie*dliwy, to przyznam... - mówił drżącym głosem - ...Ale znalazłeś kobietę swego serca i ustatkowałeś się! To takie uroczeeeeee! - w końcu się poryczał.
Ja też się poryczałem... Trochę z sentymentu do młodzieńczych wspomnień, a z drugiej strony płakałem ze śmiechu - miałem niezłą bekę z Will'a. Nasz drogi kucharz przyłączył się do grona wyjących. Potem William zadeklarował się, ze podrzuci kartki wszystkim naszym znajomym. Podałem mu zaproszenia, a on w godzinę się uporał.
     Była już druga w nocy, gdy wrócił. Popijałem wino, a pan Japończyk miał już lekkiego kaca, więc żeby wytrzeźwiał do rana zabroniłem mu pić ze mną i Willem, pod groźbą żniw. Niecierpliwiłem się.
- Chciałbym zobaczyć Lykę... - westchnąłem patrząc w kieliszek.
-Pan młody nie może oglądać narzeczonej przed ślubem...! - walnął dłonią w stół pan Tanaka ( czyli pan Japończyk XD ).
- Dokładnie, to podobno przynosi pecha w związku, więc tam nie idź, mówię ci, to przesąd, ale lepiej się nie narażać... - skomentował William.
Niedługo potem lekko pijany pan Tanaka, ja i William posnęliśmy.
Gdy rano się obudziłem, okazało się, że trzeźwi już towrzysze przyprowadzali już moje krwistoczerwone kudły do porządku.
- Łuala! - powiedział William - to teraz czekamy na Lykę i Rose, a także gości - uśmiechnął się.
Potem poszliśmy posprawdzać jeszcze, czy wszystko jest jak należy. Do ślubu zostało jeszcze szesnaście godzin...

< Rose? Ja coś tak od początku czułem, że będziesz pomagać Lyce w sensie druhny XD Mam nadzieję, że nei obraziłaś się opowiadanie XD. A tak w ogóle, to do Rose i Lyki - co z tą suknią? XD >


3 komentarze: