- Zachowaj pełną gotowość, bo starcie już blisko... - chwycił mnie za szyję i uderzając mną o ścianę przycisnął do niej jakiś metr nad ziemią.
- Claude... - szeptałam - ...dlaczego?
- Mówię Ci, pełna gotowość słaba pokojówko... - uśmiechnął się i puścił mnie. Osunęłam się na podłogą z trudem łapiąc oddech. Wysyczałam imię demona przez zęby i przytrzymując się ściany poszłam szukać chłopców. W mojej głowy dźwięczały słowa małego Luki: ,,Proszę Cię, uszczęśliw braciszka, skoro mam umrzeć... Proszę Cię... I dziękuję...'' mówił zamykając oczy. Czułam zbliżające się niebezpieczeństwo... Musiałam znaleźć Aloisa. Ciel też był w niebezpieczeństwie. Jeżeli byli razem, im obu coś zagrażało. Weszłam w jeden z pustych korytarzy i z czymś się zderzyłam. Przewróciliśmy się na podłogę. Gdy otworzyłam oczy, wisiał nade mną wściekły... Alois?
- Hannah! - zawołał - Wszystko zepsułaś! - zszedł ze mnie.
Po chwili dobiegł do nas Ciel i rzucił się na mojego pana, który jak się okazało zabrał mu przepaskę na oko... Przypatrzyłam się dokładniej chłopcu... Na tym oku Sebastian wypalił mu swoją pieczęć. Zamknęłam oczy i przez krótką chwilę stałam i... Porównywałam wspomnienia tych dzieci. Obaj byli biedni... Ciel stracił rodziców w pożarze, odebrali mu godność. Lecz Alois... On nie miał życia... Ono było większym piekłem, niż te, która miał i ma Ciel. Szkoda mówić. Miałam ochotę płakać widząc tego małego, okrutnego blondynka który wydłubał mi oko bitego, wręcz rozdzieranego na kawałki... Szczególnie wewnętrznie. On płonął... Tańczył w ogniu, który go nie pochłaniał. Skoczyłam do chłopców, żeby ich rozdzielić. Ciel prędzej się opamiętał, a Alois wstał i kopnął mnie w brzuch. Przybiegli Trojaczki i zawołali, że wszystko gotowe. Pytałam się ich o czym mówią, a oni mówili o miejscu walki...
- No co, Trancy... Pole do Danse Macabre? - spytał Ciel.
- Oczywiście... - klasnął w ręce Alois, który gwałtownie poweselał. Nagle jego twarz przybrała marudny wyraz - Wstawaj Hannah i się przebieraj w normalne ciuchy, czas zatańczyć Taniec Śmierci!
Potem pognał gdzieś, wrócił normalnie ubrany i cisnął we mnie moją sukienką, wpychając do najbliższego pokoju bym się przebrała. Potem pognał na tak zwane ,,Miejsce Walki''. Zdążyłam się przebrać... A Ciel dalej spokojnie szedł przez korytarz, podszas gdy Alois już dawno czekał na dole. Minęłam chłopca lekko uśmiechajac się do niego, lecz szatyn spojrzał na mnie ostrzegawczo.
- Nie przeliczaj swoich sił, bo Sebastian zgniecie was na proch. Powodzenia... - powiedział z lekką szyderą na twarzy. Uśmiechnęłam się do niego i też pożyczyłam mu wygranej. Wyprzedziłam go...
***
Gdy byłam na miejscu okazało się, że wszyscy goście już odjechali... Alois i Ciel siedzieli w bezpiecznych miejscach, a ja Trojaczki, Claude i Sebastian staliśmy naprzeciw siebie. Mieliśmy zatańczyć ,,Danse Macabre'' - stoczyć walkę na śmierć i życie. O honor, o godność... Mieliśmy zacząć, gdy nagle Claude zniknął i przyprowadził ze sobą spóźnionego gościa, który dobijał się do bram rezydencji. Był to wicehrabia Druitt Lord Aleister Chamber, który wykazywał rodzinne podobieństwo do Aloisa. Jako, że bal któy się odbył był balem przebierańców, miał on niebieskiego homara na głowie. Wyglądał komicznie. Nie dość, że nie dał się zaprowadzić kamerdynerowi na trybunę, to jeszcze przybiegł do mnie trzymajacej wielki karabin w dłoniach i zaczął bić pokłony.
- Piękna jak bogini! A zarazem przerażająca niczym demon! Co ja gadam! Istota magiczna...! Roooooozebellleeee belle belle rooooozeeeee! - zaczął wyśpiewywać. Ciel zakrył twarz dłońmi w geście zażenowania, a Alois śmiał się do rozpuku. Gdy wreszcie Claude uporał się z wprowadzaniem kłopotliwego gościa na widownię walka mogła się zacząć.
Trojaczki ruszyły na Sebastiana z włócznią, lecz on przebił nią ich głowy. O dziwo chłopcy przeżyli. Potem wkroczyłam ja, z pistoletami, skakałam jak dzika puma i oddawałam celne strzały... Sebastian jednak ich unikał. Claude i on wlaczyli nożami kuchennymi które mnożyły im się w dłoniach jak króliki. alois dopingował kamerdynera, Druitt śpiewał w moją stronę arię operowłą, Ciel patrzył na niesamowite wyczyny swego lokaja ze znużeniem. Ja też rzucałam sztućcami. Po raz pierwszy w życiu... Byłam wściekła... Bezlitośnie napastowałam Sebastiana wraz z Trojaczkami. Walka była krwawa i zażarta. Potem była przerwa na popołudniową herbatę dla naszych panów. Sebastian i Claude zabrali się za przygotowanie podwieczorku. Ja poprawiałam włosy stojąc w kącie i znów ładując broń. Nagle usłyszałam za sobą głos Lyki.
- Na bogów! Co się tutaj dzieje?! - spytała.
- Walczymy... To walka na śmierć i życie, o honor. Ty powinnaś też walczyć... - podałam jej lśniący w słońcu miecz.
Przyjaciółka się załamała i rzuciła go na ziemię. Ukryła twarz w rękach.
- Ja... Ja nie mogę! Ja służę Cielowi i Sebastianowi! - wychlipała - Przepraszam! Robię to dla dobra was wszystkich! Jestem zakłamana! Jestem szpiegiem!
Otworzyłam szerzej oczy, ale po chwili się uspokoiłam.
- Jeśli nie chcesz walczyć przeciwko mnie... Dogadaj się jakoś z Sebastianem, będziesz pilnowała paniczów, tam na górze... - wskazałam na trybunę. Lyka nawet nie poszła się spytać o pozwolenie Michaelisa, tylko pognała tam chcąc uniknąć starcia. Gdy mieliśmy zacząć drugą rundę, Claude złapał mnie w ramiona. Zarumieniłam się lekko.
- Tak? - szepnęłam.
On bez słowa zdjął zębami rękawiczkę z lewej dłoni, prawą ręką mnie podtrzymywał. Wyszeptałam błagalnie jego imię. Zdawałam sobie sprawę z tego, co ma zamiar zrobić. Położył mi palce na ustach.
- Masz w sobie wielką broń, wiesz? - powiedział.
Patrzyłam na niego błagalnie, gdy wkładał mi dłoń do gardła. Potem już tylko nie mogłam oddychać, po włożył mi rękę po ramię do przełyku. To potwornie bolało, tym bardziej, że... Gdy ją wyjmował dość zdecydowanym ruchem ogarnęło mnie przerażenie. Wyjął mi z gardła miecz! Jakim cudem! Opadłam na kolana dusząc się. Sebastian spojrzał na Claude'a z tą swoją szyderą na twarzy... Ale było w tym też nieco podziwu.
- No proszę, miecz na demony? - machnął ręką.
- Tak... - Claude ostrożnie obchodził się z mieczem - ...Ta istota mogłaby nas zamordować gdyby chciała, nie zawała sobie sprawy od początku swego życia, że ma do pomocy ten oto miecz. Ale ona jest głupia... - powiedział gwałtownie podnosząc mnie z ziemi. Bieganina zaczęła się od nowa. Szybko powróciły mi siły. Claude biegał z mieczem i zadawał Sebastianowi groźne ciosy, których tamten unikał. W końcu osaczył demona i w dziwny sposób odblokował jakąś ukrytą broń - mnóstwo długich żyletek odcięło Sebastianowi drogę. Nie mógł się ruszyć, bo inaczej ostrza by go pocięły. Natomiast Claude Faustus chodził sobie po nich z tryumfalną miną.
- To już koniec Sebastianie, Phantohive będzie mój czy tego chcesz, czy nie... - uniósł miecz do góry i nagle otworzył szerzej oczy. Patrzył w stronę trybun... Szlachciców gdzieś zmyło! Lyka zemdlała, a Wicehrabia Druitt też gdzieś zniknął. Pobiegłam szybko do ogromnego holu w rezydencji Aloisa. Nie obchodziło mnie teraz co robią demony, czułam coś strasznego. Gdy z impetem wpadłam do holu prawie wyrywając drzwi z zawiasów, zobaczyłam, jak Panicz i Ciel walczą mieczami na schodach.
- Mój panie...! - zawołałam rozpaczliwie, lecz Alois był zbytnio rozochocony, by słuchać kogokolwiek. Wstrzymałam oddech. Panicz chwycił Ciela za gardło i przerzucił go przez barierkę. Chłopak spadł na dół, na podłogę. Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Gdzie ci dwaj idiotyczni lokaje!? No GDZIE!? Alois zeskoczył zwinnie ze schodów i usiadł okrakiem Cielowi na brzuchu przygniatając go do ziemi, by nie mógł się ruszyć.
- Czas zakończyć zabawę... Phantomhive... - zaśmiał się złośliwie.
- NIE!!!!!!!!!!!!!!! - wrzasnęłam ze łzami w oczach. Widziałam, co zamierza Ciel. Puściłam się w stronę chłopców, Musiałam ratować Aloisa. Blondyn już miał podciąć gardło Phantomhive'owi...
...Byłam już blisko nich, prawie w połowie tego przeklętego holu, gdy nagle tryumfalny śmiech Aloisa przerwał zduszony jęk. Chłopak miał... Miecz w brzuchu! Ciel dźgnął go ostatkiem sił! Teraz młody Trancy drżąc na całym ciele opadł na podłogę. Wił się na niej... Miotał z bólu. Ciel wstał i ponownie ujął miecz w dłonie. Już miałam na niego skoczyć, gdy poczułam, że ktoś mnie chwyta za nadgarstki.
- Lyka! - wrzasnęłam przewracając się na podłogę. Ona wywróciła się ze mną i zaczęłyśmy ze łzami w oczach się szarpać. Wtedy do sali wpadli Sebastan i Claude. Ciel miał już wbić miecz w błagającego o życie Aloisa, gdy Claude pojawił się za nim i przytrzymał mu dłonie. Dzieciak uderzył demona w twarz zostawiając mu ślad krwi na policzku. Ręka dziecka była rozcięta. Sebastian rzucił się do swego pana i wziął go na ręce.
- Jeszcze się spotkamy Claude... - mówił wściekłym tonem - ...Paniczu, straciłeś dużo krwi, przestań się miotać, proszę!
- Puszczaj! Puszczaj! - krzyczał Ciel, lecz mało miał do powiedzenia, bo Sebastian wyniósł go z holu i przeniósł do rezydencji Phantomhive tanecznym krokiem. Ja dalej szarpałam się z Lyką. Alois płakał, krew mu ciekła z ust, a Claude stał... Dotknął ręką swój splamiony krwią Ciela policzek. Wziął nieco czerwonej cieczy na palce i polizał. Jego oczy zapłonęły szkarłatem, źrenice stały się wąskie. Otworzył lekko usta w rozkoszy.
- Ta krew... - szeptał - ...Ciel...
Otworzyłam szeroko oczy, Lyka przestała mnie szarpać, patrzyła z niedowierzaniem na to, co się dzieje. Alois czołgał się kamerdynerowi pod nogami, a jego mało to obchodziło. Czternastolatek rozpaczliwie wołał do demona. Brzmiało to jak jakaś pieśń. Lecz tamten z okrucieństwem i nudą spoglądał na cierpiącego. W końcu młody Trancy opadł wyczerpany na podłogę, a Claude wziął go z niechęcią na ręce i gdzieś zabrał. Ja i Lyka nie ruszałyśmy się z miejsca. Wmurowało nas w glebę...
< Lyka? Rozpisałam się, co? :P >
- Na bogów! Co się tutaj dzieje?! - spytała.
- Walczymy... To walka na śmierć i życie, o honor. Ty powinnaś też walczyć... - podałam jej lśniący w słońcu miecz.
Przyjaciółka się załamała i rzuciła go na ziemię. Ukryła twarz w rękach.
- Ja... Ja nie mogę! Ja służę Cielowi i Sebastianowi! - wychlipała - Przepraszam! Robię to dla dobra was wszystkich! Jestem zakłamana! Jestem szpiegiem!
Otworzyłam szerzej oczy, ale po chwili się uspokoiłam.
- Jeśli nie chcesz walczyć przeciwko mnie... Dogadaj się jakoś z Sebastianem, będziesz pilnowała paniczów, tam na górze... - wskazałam na trybunę. Lyka nawet nie poszła się spytać o pozwolenie Michaelisa, tylko pognała tam chcąc uniknąć starcia. Gdy mieliśmy zacząć drugą rundę, Claude złapał mnie w ramiona. Zarumieniłam się lekko.
- Tak? - szepnęłam.
On bez słowa zdjął zębami rękawiczkę z lewej dłoni, prawą ręką mnie podtrzymywał. Wyszeptałam błagalnie jego imię. Zdawałam sobie sprawę z tego, co ma zamiar zrobić. Położył mi palce na ustach.
- Masz w sobie wielką broń, wiesz? - powiedział.
Patrzyłam na niego błagalnie, gdy wkładał mi dłoń do gardła. Potem już tylko nie mogłam oddychać, po włożył mi rękę po ramię do przełyku. To potwornie bolało, tym bardziej, że... Gdy ją wyjmował dość zdecydowanym ruchem ogarnęło mnie przerażenie. Wyjął mi z gardła miecz! Jakim cudem! Opadłam na kolana dusząc się. Sebastian spojrzał na Claude'a z tą swoją szyderą na twarzy... Ale było w tym też nieco podziwu.
- No proszę, miecz na demony? - machnął ręką.
- Tak... - Claude ostrożnie obchodził się z mieczem - ...Ta istota mogłaby nas zamordować gdyby chciała, nie zawała sobie sprawy od początku swego życia, że ma do pomocy ten oto miecz. Ale ona jest głupia... - powiedział gwałtownie podnosząc mnie z ziemi. Bieganina zaczęła się od nowa. Szybko powróciły mi siły. Claude biegał z mieczem i zadawał Sebastianowi groźne ciosy, których tamten unikał. W końcu osaczył demona i w dziwny sposób odblokował jakąś ukrytą broń - mnóstwo długich żyletek odcięło Sebastianowi drogę. Nie mógł się ruszyć, bo inaczej ostrza by go pocięły. Natomiast Claude Faustus chodził sobie po nich z tryumfalną miną.
- To już koniec Sebastianie, Phantohive będzie mój czy tego chcesz, czy nie... - uniósł miecz do góry i nagle otworzył szerzej oczy. Patrzył w stronę trybun... Szlachciców gdzieś zmyło! Lyka zemdlała, a Wicehrabia Druitt też gdzieś zniknął. Pobiegłam szybko do ogromnego holu w rezydencji Aloisa. Nie obchodziło mnie teraz co robią demony, czułam coś strasznego. Gdy z impetem wpadłam do holu prawie wyrywając drzwi z zawiasów, zobaczyłam, jak Panicz i Ciel walczą mieczami na schodach.
- Mój panie...! - zawołałam rozpaczliwie, lecz Alois był zbytnio rozochocony, by słuchać kogokolwiek. Wstrzymałam oddech. Panicz chwycił Ciela za gardło i przerzucił go przez barierkę. Chłopak spadł na dół, na podłogę. Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Gdzie ci dwaj idiotyczni lokaje!? No GDZIE!? Alois zeskoczył zwinnie ze schodów i usiadł okrakiem Cielowi na brzuchu przygniatając go do ziemi, by nie mógł się ruszyć.
- Czas zakończyć zabawę... Phantomhive... - zaśmiał się złośliwie.
- NIE!!!!!!!!!!!!!!! - wrzasnęłam ze łzami w oczach. Widziałam, co zamierza Ciel. Puściłam się w stronę chłopców, Musiałam ratować Aloisa. Blondyn już miał podciąć gardło Phantomhive'owi...
...Byłam już blisko nich, prawie w połowie tego przeklętego holu, gdy nagle tryumfalny śmiech Aloisa przerwał zduszony jęk. Chłopak miał... Miecz w brzuchu! Ciel dźgnął go ostatkiem sił! Teraz młody Trancy drżąc na całym ciele opadł na podłogę. Wił się na niej... Miotał z bólu. Ciel wstał i ponownie ujął miecz w dłonie. Już miałam na niego skoczyć, gdy poczułam, że ktoś mnie chwyta za nadgarstki.
- Lyka! - wrzasnęłam przewracając się na podłogę. Ona wywróciła się ze mną i zaczęłyśmy ze łzami w oczach się szarpać. Wtedy do sali wpadli Sebastan i Claude. Ciel miał już wbić miecz w błagającego o życie Aloisa, gdy Claude pojawił się za nim i przytrzymał mu dłonie. Dzieciak uderzył demona w twarz zostawiając mu ślad krwi na policzku. Ręka dziecka była rozcięta. Sebastian rzucił się do swego pana i wziął go na ręce.
- Jeszcze się spotkamy Claude... - mówił wściekłym tonem - ...Paniczu, straciłeś dużo krwi, przestań się miotać, proszę!
- Puszczaj! Puszczaj! - krzyczał Ciel, lecz mało miał do powiedzenia, bo Sebastian wyniósł go z holu i przeniósł do rezydencji Phantomhive tanecznym krokiem. Ja dalej szarpałam się z Lyką. Alois płakał, krew mu ciekła z ust, a Claude stał... Dotknął ręką swój splamiony krwią Ciela policzek. Wziął nieco czerwonej cieczy na palce i polizał. Jego oczy zapłonęły szkarłatem, źrenice stały się wąskie. Otworzył lekko usta w rozkoszy.
- Ta krew... - szeptał - ...Ciel...
Otworzyłam szeroko oczy, Lyka przestała mnie szarpać, patrzyła z niedowierzaniem na to, co się dzieje. Alois czołgał się kamerdynerowi pod nogami, a jego mało to obchodziło. Czternastolatek rozpaczliwie wołał do demona. Brzmiało to jak jakaś pieśń. Lecz tamten z okrucieństwem i nudą spoglądał na cierpiącego. W końcu młody Trancy opadł wyczerpany na podłogę, a Claude wziął go z niechęcią na ręce i gdzieś zabrał. Ja i Lyka nie ruszałyśmy się z miejsca. Wmurowało nas w glebę...
< Lyka? Rozpisałam się, co? :P >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz