-Och! - zawołałem teatralnie budząc się. Dzisiaj... Dzisiaj...!
WALENTYNKI!!! Jedno z moich ulubionych świąt, pełne miłości, czerwieni,
słodkości i ta atmosfera!!! Ja... Nie wytrzymam, muszę dać coś Lyce,
przynajmniej zadedykować! Oj tak, kocham czekoladę, średnio umiem
pichcić jedzenie, ale skoro mamy <3WALENTYNKI<3 (!!!) Mogę...
Postarać się, i... Włożę w to całe me krwistolubne, niemoralne serce i
postaram się zrobić coś ze świata ludzi, co jak najbardziej rozpieści
podniebienie tej cudnej istotki <3... Ok... Od czego zacząć... Skąd
ja tylko wezmę składniki? Ogarnęło mnie przerażenie, ale moja wizja, mój
brak kierowania się rozumem, lecz kierowania się sercem dają zbyt
piękne wyobrażenie mego romantycznego przyjścia do Lyki! Zabrałem się do
roboty. Poszedłem szukać składników... Obudziły się we mnie pewne
wątpliwości... Czy to będzie nadawać się do czegokolwiek? Dobra, mam
przynajmniej dobre chęci i wiele zastępczych składników niż te, co je
mieli w oryginale ludzie... Gdy już wytropiłem wszystkie składniki
niczym Sherlock Holmes bandytę, zrobiłem udane włamanie do Terry i
pożyczkę kilku naczynek. Oddam jej jak skończę me dzieło w imię bogini
piękna i Erosa... Zacząłem wszystko mieszać. Bawię się w cukiernika...
Gdy wszystko było gotowe, pochłonąłem jeden z mych amatorskich wyrobów.
Muszę wiedzieć, jak to smakuje! Wyszło... No... No... Nieźle jak na
amatora! Przez gardło przejdzie - jest dobrze. Zapakowałem prezent dla
Lyki jak trzeba. Byłem szczęśliwy, udało mi się! Poszedłem do mej
wybranki. Była akurat w wilczej postaci. Gdy mnie zobaczyła, uśmiechnęła
się i spytała co mam za plecami.
- L... Lyka... - zająknąłem się - ...Bo... Emmm... Dziś są Walentynki
i... Mam dla ciebie prezent! - powiedziałem z jeszcze bardziej
ekspresyjnym wyrażeniem uczuć niż zwykle i wyciągając zza pleców te moje
czekoladki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz