- Moje metody wychowawcze nigdy nie działają. Wy kobiety macie większy
talent do tego... - uśmiechnąłem się, po czym objąłem Lykę ramieniem i
zacząłem iść z nią sam właściwie nie wiem dokąd.
- Niedługo będzie wiosna... - stwierdziłem, gdy owiał mnie jeszcze zimny wiatr. Czułem w nim jednak zapach wiosny.
- Naprawdę...? Zima jest fajna, ale łatwiej jest żyć w czasie wiosny. - odparła Lyka. Mi nagle coś się przypomniało.
- Pamiętasz nasze plany z wyprawą do ludzi? - spytałem.
- Tak, a co? - wadera spojrzała na mnie porozumiewawczo.
- Postanowiłem, że skoro jest już wszystko gotowe, to można tylko...
Tylko... Jakoś tak bardzo chciałbym pomóc w jakiś sposób Wolpyxowi, tym
bardziej, że Saragina sama sobie by z nim nie poradziła. Nie widziałaś
go jeszcze w takim stanie, do jakiego doprowadziło go przekleństwo. Poza
tym... Jakoś mi go szkoda - dodałem.
- Dobrze, że się pogodziliście - stwierdziła zadowolona Lyka. Zawsze
mnie zadziwia. W praktycznie każdej chwili jest niczym promień słońca,
rozświetlający smutki tego dziwnego życia. Spojrzałem na nią rozczulony.
( Lyka, skarbie? ^^ )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz