- No chodź do mnie... - powiedziałem biorąc rannego, niepanującego nad własnym ciałem Wolpyxa na ręce.
- Co ty sobie ze mnie robisz? - powiedział drżącym głosem.
- On ci pomaga... - Saragina wyprzedziła mnie myślami. Zanieśliśmy
Wolpyxa ( który cały czas zwijał mi się na rękach - z trudem go
utrzymywałem - był ciężki ) do Rose i Terry, które już zajmowały się
robieniem mikstury.
- Jeśli uda ci się w miarę szybko dojść do siebie, może zdążysz się z
nami zabrać do ludzi. - powiedziałem puszczając oko do mojego byłego
wroga. Potem usunąłem się w najciemniejszy kąt chatki naszej szamanki
czekając na werdykt jej i naszej alfy.
( Wolpyx, Saragina, Rose, Terra? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz