wtorek, 26 lutego 2013

Greill CD Wolpyxa

Przechadzałem się w wilczej postaci po watasze, gdy usłyszałem jakiś wrzask w chatce Terry. Przybiegłem tam - wiedziałem, że Rose i Terra próbują tam pomóc Wolpyxowi. A ten hałas był bardzo złowróżbny. Gdy wbiegłem do środka, zobaczyłem, jak Rose rozpaczliwie próbuje odzyskać chociaż troszkę eliksiru mającego pomóc wyzdrowieć wilkowi. Pokręciłem tylko głową patrząc na to wszystko z niedowierzaniem. Za mną, na topniejącym pomału śniegu widoczne były ślady krwi.... Tak, własnie jego, ja - śmierć we własnej osobie, znam zapach krwi każdej istoty żyjącej... Tak więc pognałem przed siebie, ile sił w łapach. TRZEBA GO RATOWAĆ! FACET NIE WIE CO ROBI! Gdy mogłem już dojrzeć jego sylwetkę, przypomniało mi się coś.
- Grell! Kretynie! - wrzasnąłem do samego siebie i zawróciłem. Biegłem tak szybko, że z trudem łapałem oddech. Wreszcie z poślizgiem znów wpadłem do szamanki i naszej alfy ( przy okazji zdążyłem wywalić kilka półek w domu Terry ). Spojrzały na mnie z przerażeniem. Wyrwałem Rose buteleczkę z ostatnimi kroplami eliksiru, po czym znów puściłem się za Wolpyxem. Nigdy sobie nie wybaczę tego, że... Właśnie... Kto komu zrujnował życie? Ja jemu, czy on mi...? Nie ważne... Biegłem za krwią na śniegu aż do granic naszej watahy. Potrzebujący pomocy Wolpyx był już dziesięć metrów ode mnie. Zmieniłem się więc w człowieka, podparłem się piłą łańcuchowa by wyskoczyć na niego z większą siłą i przesadziłem calutki dystans za jednym zamachem. Runąłem prosto na niego, przygniotłem go do ziemi, żeby mi się nie szarpał.
- Puść mnie! - wrzasnął - Ja to robię dla dobra wszystkich, daj mi odejść! Lyka, ty, wasze dzieci! - mówił, jakby miał omamy wzrokowe - Ja wam nie chcę niszczyć życia!
- A ja nie chcę mieć tego poczucia, że nie zrobiłem tego, co muszę... - mówiąc to, spróbowałem wlać mu do pyska pozostałości po eliksirze, ale niestety, nie udało się to. W zanadrzu mam inną, bardziej agresywną metodę. Wolpyx nie miał siły wstać, więc mogłem szybko od niego wstać, by pójść po piłę łańcuchową. Zaczął czołgać się do tyłu po ziemi.
- Nie zabijaj... Albo zabij, żebym nie cierpiał... - mówił histerycznie - RÓB CO CHCESZ!
Nie zwracałem jednak na to uwagi. Podchodziłem do niego wolno, lecz zdawało mu się, że biegnę do niego z zawrotną prędkością. Moje oczy lśniły zielenią, wokół zapanował mrok. Byłem tylko ja i on... Kiedy przymurowałem basiora do najbliższego drzewa, zamachnąłem się moją kosą i wbiłem ją w jego serce. Wrzasnął z bólu, trysnęła krew, a ja wyjąłem z niego piłę. Z piersi Wolpyxa wydobywała się teraz taśma filmowa z jego życia.
- Już nie będziesz pamiętał, tego, co cię zniszczyło... - szepnąłem wyjmując z kieszeni Nożyczki Śmierci i zacząłem ciąć ją na kawałki nie zwracając uwagi na okrzyki bólu lewitującego wilka. Gdy wszystko było gotowe, zamknąłem oczy i siłą woli... Zadecydowałem o ocaleniu go... Wszystko zaczęło się rozświetlać, ponacinane w odpowiednich momentach nagranie zniknęło, wróciło do swego właściciela... Wolpyx leżał teraz w plamie krwi, jednak już nie miał na sobie ran. To był atak na jego wspomnienia, nie ciało. Uklęknąłem przy nim i otworzyłem mu dłonią oczy. Powrócił mu oddech, wyglądał na zdezorientowanego.

( Wolpyx? )

2 komentarze:

  1. jedyny sensowny komentarz, jaki mi się nasuwa, ma jedynie trzy litery: WTF?! Greil jest wilkiem czy Bogiem, bo już nie łapię? taśma życia, lewitacja i wilk, który wciąż żyje pomimo kosy w sercu - tak, to brzmi baaardzo logicznie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Moce Kosiarza się kłaniają złotko...

    ~Greill

    OdpowiedzUsuń