Uśmiechnąłem się lekko. Zaczął wiać lekki wiatr. Wziąłem od Wolpyxa jego talizman. Zawiesiłem go sobie na szyi.
- Dziękuję... - powiedziałem, po czym wyciągnąłem z kieszeni coś, co chciałem mu dać dawno. - Co to? - spytał cały czas trwający w pokłonie Wolpyx. - To talizman zmieniający wilka w człowieka. Ja i pozostali specjalnie czekaliśmy, aż wszystko będzie dobrze... Bo Saragina... Też bardzo by chciała... Pójdziesz z nami do świata ludzi? - spytałem zmieniając się w wilka - Proszę, nie kłaniaj mi się, nie oczekiwałem tego... Nie jestem tu po to, by być bożkiem, mentorem, czy czyimś panem... Każdy jest wolny, a to nie ty powinieneś mi dziękować. Ja powinienem podziękować tobie za to, że wiele mnie nauczyłeś... Wolałbym, żebyś był moim przyjacielem... Nie podwładnym... Wszyscy się o ciebie martwiliśmy - mówiąc to zmieniłem się w wilka i położyłem przed Wolpyxem talizman. ( Wolpyx? ) |
|
czwartek, 28 lutego 2013
środa, 27 lutego 2013
Wolpyx c.d. Greill
tak nagle.. z wielkiej nienawiści do siebie i niemal śmierci.. do..
pustki..byłem.. radosny... od kilku tygodni tak się nie czułem.
Spojrzałem na kałużę krwi. Po woli wstałem.. zamknąłem oczy.. (zawsze
tak miałem, zamykając oczy widziałem różne rzeczy..) widziałem siebie..
niszczącego swój talizman przemiany. Otworzyłem oczy. Zrzuciłem z szyi
talizman. Wiedziałem, co mam zrobić.. Resztkami mej tymczasowej siły
rozszarpałem stalowy wisiorek. Nie wiedziałem, co mówić. Wstałem, prawie
zacząłem biec. Spojrzałem zza ramienia na podnoszącego się z ziemi
Greilla. Zerwałem zębami mój amulet... dzięki niemu, ''ktoś'' unosił
mnie na duchu.. Podszedłem do człowieka z amuletem w pysku. Puściłem na
ziemię przedmiot.
-Jedyne, co mogę dla Ciebie zrobić.. - powiedziałem i podałem jemu mój talizman. Westchnąłem - Z..Zostanę twym obrońcą, poddanym, zrobię dla Ciebie WSZYSTKO, Zgodziłbym się nawet na bolesne i krwawe mordowanie mnie, bylebym się odwzajemnił. Pokornie Błagam. Jeśli chcesz.. odejdę z watahy, rzucę się twemu największemu wrogowi do gardła!.. zrobię wszystko, mój Panie..
Powiedziałem i pokłoniłem się
<Greill?>
-Jedyne, co mogę dla Ciebie zrobić.. - powiedziałem i podałem jemu mój talizman. Westchnąłem - Z..Zostanę twym obrońcą, poddanym, zrobię dla Ciebie WSZYSTKO, Zgodziłbym się nawet na bolesne i krwawe mordowanie mnie, bylebym się odwzajemnił. Pokornie Błagam. Jeśli chcesz.. odejdę z watahy, rzucę się twemu największemu wrogowi do gardła!.. zrobię wszystko, mój Panie..
Powiedziałem i pokłoniłem się
<Greill?>
Lyka CD Greilla
Nie wiedizłam czy sie smuce czy ciesze. Z jednej storny Greill i Wolpyx
sa pogodzeni i juz nie walczą a nawed Greillowi zależy na nim. Jednak z
drugiej strony Wolpyx przeżywa teraz katusze za któree czuję sie głupio
winna. Nagle zauważyłam jego słodko rozczulony wzrok. Usmiechnęłam sie.
Jednak w głowie miałam obawy o Wolpyxa.
-Moon!-krzyknęłam. Zza krzaków wyleciał mały kotek który radośnie do mnie podbiegł. Kucnęłam do neigo i słuchałam co w watasze. Był dla mnie najwiarygodniejsza informacja na świecie. Wsztko co mówił zawsze się zgadało. Wstałam smutko.
-Co jest?-zapytał Greill robąc dziwną minę. Spojrzałam na niego ze zdziweniem odsuwajać się kawałek.
-Nic. Z Wolpyxem jest źle-spojrzałam porozumiewawczo na kotka.
(Greill?)
-Moon!-krzyknęłam. Zza krzaków wyleciał mały kotek który radośnie do mnie podbiegł. Kucnęłam do neigo i słuchałam co w watasze. Był dla mnie najwiarygodniejsza informacja na świecie. Wsztko co mówił zawsze się zgadało. Wstałam smutko.
-Co jest?-zapytał Greill robąc dziwną minę. Spojrzałam na niego ze zdziweniem odsuwajać się kawałek.
-Nic. Z Wolpyxem jest źle-spojrzałam porozumiewawczo na kotka.
(Greill?)
wtorek, 26 lutego 2013
Greill CD Lyki
- Moje metody wychowawcze nigdy nie działają. Wy kobiety macie większy
talent do tego... - uśmiechnąłem się, po czym objąłem Lykę ramieniem i
zacząłem iść z nią sam właściwie nie wiem dokąd.
- Niedługo będzie wiosna... - stwierdziłem, gdy owiał mnie jeszcze zimny wiatr. Czułem w nim jednak zapach wiosny.
- Naprawdę...? Zima jest fajna, ale łatwiej jest żyć w czasie wiosny. - odparła Lyka. Mi nagle coś się przypomniało.
- Pamiętasz nasze plany z wyprawą do ludzi? - spytałem.
- Tak, a co? - wadera spojrzała na mnie porozumiewawczo.
- Postanowiłem, że skoro jest już wszystko gotowe, to można tylko... Tylko... Jakoś tak bardzo chciałbym pomóc w jakiś sposób Wolpyxowi, tym bardziej, że Saragina sama sobie by z nim nie poradziła. Nie widziałaś go jeszcze w takim stanie, do jakiego doprowadziło go przekleństwo. Poza tym... Jakoś mi go szkoda - dodałem.
- Dobrze, że się pogodziliście - stwierdziła zadowolona Lyka. Zawsze mnie zadziwia. W praktycznie każdej chwili jest niczym promień słońca, rozświetlający smutki tego dziwnego życia. Spojrzałem na nią rozczulony.
( Lyka, skarbie? ^^ )
- Niedługo będzie wiosna... - stwierdziłem, gdy owiał mnie jeszcze zimny wiatr. Czułem w nim jednak zapach wiosny.
- Naprawdę...? Zima jest fajna, ale łatwiej jest żyć w czasie wiosny. - odparła Lyka. Mi nagle coś się przypomniało.
- Pamiętasz nasze plany z wyprawą do ludzi? - spytałem.
- Tak, a co? - wadera spojrzała na mnie porozumiewawczo.
- Postanowiłem, że skoro jest już wszystko gotowe, to można tylko... Tylko... Jakoś tak bardzo chciałbym pomóc w jakiś sposób Wolpyxowi, tym bardziej, że Saragina sama sobie by z nim nie poradziła. Nie widziałaś go jeszcze w takim stanie, do jakiego doprowadziło go przekleństwo. Poza tym... Jakoś mi go szkoda - dodałem.
- Dobrze, że się pogodziliście - stwierdziła zadowolona Lyka. Zawsze mnie zadziwia. W praktycznie każdej chwili jest niczym promień słońca, rozświetlający smutki tego dziwnego życia. Spojrzałem na nią rozczulony.
( Lyka, skarbie? ^^ )
Witamy człowieka :D
Wiek: 18 lat
Płeć: Mężczyzna
Moce: Strzelanie z łuku, szermierka (Walka szablą)
Żywioł: Ziemia
Charakter: Zbuntowany, pobudliwy, miły, zabawny
Patron: Artemida
Stanowisko: Łowca
Zauroczenie: brak
Rodzina: Zginęła
Talizman: Worek z ziemią
Jako wilk:
Dom:
Greill CD Wolpyxa
Przechadzałem się w wilczej postaci po watasze, gdy usłyszałem jakiś
wrzask w chatce Terry. Przybiegłem tam - wiedziałem, że Rose i Terra
próbują tam pomóc Wolpyxowi. A ten hałas był bardzo złowróżbny. Gdy
wbiegłem do środka, zobaczyłem, jak Rose rozpaczliwie próbuje odzyskać
chociaż troszkę eliksiru mającego pomóc wyzdrowieć wilkowi. Pokręciłem
tylko głową patrząc na to wszystko z niedowierzaniem. Za mną, na
topniejącym pomału śniegu widoczne były ślady krwi.... Tak, własnie
jego, ja - śmierć we własnej osobie, znam zapach krwi każdej istoty
żyjącej... Tak więc pognałem przed siebie, ile sił w łapach. TRZEBA GO
RATOWAĆ! FACET NIE WIE CO ROBI! Gdy mogłem już dojrzeć jego sylwetkę,
przypomniało mi się coś.
- Grell! Kretynie! - wrzasnąłem do samego siebie i zawróciłem. Biegłem tak szybko, że z trudem łapałem oddech. Wreszcie z poślizgiem znów wpadłem do szamanki i naszej alfy ( przy okazji zdążyłem wywalić kilka półek w domu Terry ). Spojrzały na mnie z przerażeniem. Wyrwałem Rose buteleczkę z ostatnimi kroplami eliksiru, po czym znów puściłem się za Wolpyxem. Nigdy sobie nie wybaczę tego, że... Właśnie... Kto komu zrujnował życie? Ja jemu, czy on mi...? Nie ważne... Biegłem za krwią na śniegu aż do granic naszej watahy. Potrzebujący pomocy Wolpyx był już dziesięć metrów ode mnie. Zmieniłem się więc w człowieka, podparłem się piłą łańcuchowa by wyskoczyć na niego z większą siłą i przesadziłem calutki dystans za jednym zamachem. Runąłem prosto na niego, przygniotłem go do ziemi, żeby mi się nie szarpał.
- Puść mnie! - wrzasnął - Ja to robię dla dobra wszystkich, daj mi odejść! Lyka, ty, wasze dzieci! - mówił, jakby miał omamy wzrokowe - Ja wam nie chcę niszczyć życia!
- A ja nie chcę mieć tego poczucia, że nie zrobiłem tego, co muszę... - mówiąc to, spróbowałem wlać mu do pyska pozostałości po eliksirze, ale niestety, nie udało się to. W zanadrzu mam inną, bardziej agresywną metodę. Wolpyx nie miał siły wstać, więc mogłem szybko od niego wstać, by pójść po piłę łańcuchową. Zaczął czołgać się do tyłu po ziemi.
- Nie zabijaj... Albo zabij, żebym nie cierpiał... - mówił histerycznie - RÓB CO CHCESZ!
Nie zwracałem jednak na to uwagi. Podchodziłem do niego wolno, lecz zdawało mu się, że biegnę do niego z zawrotną prędkością. Moje oczy lśniły zielenią, wokół zapanował mrok. Byłem tylko ja i on... Kiedy przymurowałem basiora do najbliższego drzewa, zamachnąłem się moją kosą i wbiłem ją w jego serce. Wrzasnął z bólu, trysnęła krew, a ja wyjąłem z niego piłę. Z piersi Wolpyxa wydobywała się teraz taśma filmowa z jego życia.
- Już nie będziesz pamiętał, tego, co cię zniszczyło... - szepnąłem wyjmując z kieszeni Nożyczki Śmierci i zacząłem ciąć ją na kawałki nie zwracając uwagi na okrzyki bólu lewitującego wilka. Gdy wszystko było gotowe, zamknąłem oczy i siłą woli... Zadecydowałem o ocaleniu go... Wszystko zaczęło się rozświetlać, ponacinane w odpowiednich momentach nagranie zniknęło, wróciło do swego właściciela... Wolpyx leżał teraz w plamie krwi, jednak już nie miał na sobie ran. To był atak na jego wspomnienia, nie ciało. Uklęknąłem przy nim i otworzyłem mu dłonią oczy. Powrócił mu oddech, wyglądał na zdezorientowanego.
( Wolpyx? )
- Grell! Kretynie! - wrzasnąłem do samego siebie i zawróciłem. Biegłem tak szybko, że z trudem łapałem oddech. Wreszcie z poślizgiem znów wpadłem do szamanki i naszej alfy ( przy okazji zdążyłem wywalić kilka półek w domu Terry ). Spojrzały na mnie z przerażeniem. Wyrwałem Rose buteleczkę z ostatnimi kroplami eliksiru, po czym znów puściłem się za Wolpyxem. Nigdy sobie nie wybaczę tego, że... Właśnie... Kto komu zrujnował życie? Ja jemu, czy on mi...? Nie ważne... Biegłem za krwią na śniegu aż do granic naszej watahy. Potrzebujący pomocy Wolpyx był już dziesięć metrów ode mnie. Zmieniłem się więc w człowieka, podparłem się piłą łańcuchowa by wyskoczyć na niego z większą siłą i przesadziłem calutki dystans za jednym zamachem. Runąłem prosto na niego, przygniotłem go do ziemi, żeby mi się nie szarpał.
- Puść mnie! - wrzasnął - Ja to robię dla dobra wszystkich, daj mi odejść! Lyka, ty, wasze dzieci! - mówił, jakby miał omamy wzrokowe - Ja wam nie chcę niszczyć życia!
- A ja nie chcę mieć tego poczucia, że nie zrobiłem tego, co muszę... - mówiąc to, spróbowałem wlać mu do pyska pozostałości po eliksirze, ale niestety, nie udało się to. W zanadrzu mam inną, bardziej agresywną metodę. Wolpyx nie miał siły wstać, więc mogłem szybko od niego wstać, by pójść po piłę łańcuchową. Zaczął czołgać się do tyłu po ziemi.
- Nie zabijaj... Albo zabij, żebym nie cierpiał... - mówił histerycznie - RÓB CO CHCESZ!
Nie zwracałem jednak na to uwagi. Podchodziłem do niego wolno, lecz zdawało mu się, że biegnę do niego z zawrotną prędkością. Moje oczy lśniły zielenią, wokół zapanował mrok. Byłem tylko ja i on... Kiedy przymurowałem basiora do najbliższego drzewa, zamachnąłem się moją kosą i wbiłem ją w jego serce. Wrzasnął z bólu, trysnęła krew, a ja wyjąłem z niego piłę. Z piersi Wolpyxa wydobywała się teraz taśma filmowa z jego życia.
- Już nie będziesz pamiętał, tego, co cię zniszczyło... - szepnąłem wyjmując z kieszeni Nożyczki Śmierci i zacząłem ciąć ją na kawałki nie zwracając uwagi na okrzyki bólu lewitującego wilka. Gdy wszystko było gotowe, zamknąłem oczy i siłą woli... Zadecydowałem o ocaleniu go... Wszystko zaczęło się rozświetlać, ponacinane w odpowiednich momentach nagranie zniknęło, wróciło do swego właściciela... Wolpyx leżał teraz w plamie krwi, jednak już nie miał na sobie ran. To był atak na jego wspomnienia, nie ciało. Uklęknąłem przy nim i otworzyłem mu dłonią oczy. Powrócił mu oddech, wyglądał na zdezorientowanego.
( Wolpyx? )
Starshine dorasta!
Starshine właśnie kończy swoje szczenięce lata, czyli obchodzi 2 urodziny :)
Ale uwaga, wyglądu nie zmienia!
Ale uwaga, wyglądu nie zmienia!
niedziela, 24 lutego 2013
Emily c.d. Carlito
Łzy spływały strumieniami po policzkach.
Carlito odszedł. I tak pozostanie w moim sercu na zawsze. Spojrzałam na
miejsce, w którym przed chwilą był. Zniknął. Nie mam mu za złe. Jest mi
ciężko bez niego, ale jakoś sobie poradzę. Może...
-------------------------------------Kilka dni później-----------------------------------------
Moje życie straciło sens. Długo mieszkałam u mojej siostry, która próbowała mi pomóc jak tylko mogła. Nic nie pomagało. Ściągnęła nawet Dokamiego, ale to na nic. Cała misterna więź między mną, a Carlitem fizycznie zniknęła, ale jednak jeszcze trwa...
-------------------------------------Kilka dni później-----------------------------------------
Moje życie straciło sens. Długo mieszkałam u mojej siostry, która próbowała mi pomóc jak tylko mogła. Nic nie pomagało. Ściągnęła nawet Dokamiego, ale to na nic. Cała misterna więź między mną, a Carlitem fizycznie zniknęła, ale jednak jeszcze trwa...
Nowa wilczyca!!!
Płeć: Wadera ( Samica)
Wiek: 5 lat ( nieśmiertelna)
Moce: Sterowanie wodą, przewidywanie przyszłości, porozumiewanie się z magicznymi istotami wodnymi...
Na czym polegaja jej mnoce:
*Sterowanie wodą- umie sterować wodą (np. wywoływać tssunami)
* Przewidywanie przyszłości- wpada w trans i wie co się zdarzy w przyszłości
* Porozumiewanie się z magicznymi istotami wodnymi- umie rozmawiać i stworzeniami żyjącymi pod wodą (np. syrenami)
Żywioł: Woda
Charakter: Miła i nieśmiała, po bliższym poznaniu niezastoąpiona przyjaciółka. Kocha wodę i wszystko co z nią związane.......
Patron: Posejdon
Stanowisko: Rozjemca
Zauroczenie: Szuka
Rodzina: Nie chce o tym mówić...
Talizman:
sobota, 23 lutego 2013
Wolpyx CD Rose
Wziąłem delikatnie w łapy fiolkę, lecz
znowu straciłem nad sobą panowanie..! Łapy mnie piekły. Nagle (wbrew mej
woli) rzuciłem fiolką w.. R-Rose, po czym zanurzyłem swe pazury w
głowie, po której spłynęła mi masa czarnej krwi, która zaczęła płonąć.
Nie wiedziałem co robić, aż z paniki... Padłem prosto twarzą w ogień.
I.. począłem ziarno ulgi, lecz prawie straciłem wzrok. Już czułem
jedynie jak ogień niszczy me ciało. J-Ja.. widziałem w tej chwili
(według mnie) przyszłość.. coś, jak krótki film ze starego kanału..
Widziałem wielką łąkę, wiosnę, kwiaty, kwitnące wiśnie.. Lykę, Greilla, i.. ich potomstwo, całą ich rodzinę, szczęśliwą.. oraz.. mnie, samotnego, zmasakrowanego przez los. Zacząłem uciekać .. Tak.. to cały ja.. uciekam przed przeszłością bez nawet małej garści wiary w dobro.. żyję chwilą, staram się zniszczyć przeszłość.. dla lekko lepszej przyszłości..
<Rose? Ktokolwiek..?!>
Widziałem wielką łąkę, wiosnę, kwiaty, kwitnące wiśnie.. Lykę, Greilla, i.. ich potomstwo, całą ich rodzinę, szczęśliwą.. oraz.. mnie, samotnego, zmasakrowanego przez los. Zacząłem uciekać .. Tak.. to cały ja.. uciekam przed przeszłością bez nawet małej garści wiary w dobro.. żyję chwilą, staram się zniszczyć przeszłość.. dla lekko lepszej przyszłości..
<Rose? Ktokolwiek..?!>
Nowy wilk!!!
Imię:Bloodspill
Wiek: 3 lata (nieśmiertelny)
Płeć: Basior
Moce: Rząd ognia, chodzenie po ogniu, wysuwa skrzydła
Żywioł: Ogień
Charakter: Zwinny, miły, mądry, gotów oddać życie
Patron: Ares
Stanowisko: Wojownik
Zauroczenie: Szuka
Rodzina: Nie zna swojej rodziny
Talizman: brak
Wiek: 3 lata (nieśmiertelny)
Płeć: Basior
Moce: Rząd ognia, chodzenie po ogniu, wysuwa skrzydła
Żywioł: Ogień
Charakter: Zwinny, miły, mądry, gotów oddać życie
Patron: Ares
Stanowisko: Wojownik
Zauroczenie: Szuka
Rodzina: Nie zna swojej rodziny
Talizman: brak
Lyka CD Greilla
Uśmiechnełam sie. prezent mu sie podobał wiec i ja byłam szcześliwa.
Spjrzłam słodko na czekoladki. Już czyłam ich przepyszny smak. Lost
latał tworzac ogniste kegi w powietrzu. Byłam radosna. Rzadko robiłam
idealne prezenty. Nie byłam idealna a prezenty to było coś dla mnie
obcego ale...
-Lost-wyszeptałam do feniksa. Zawirował przed grelem robiac szlaczki. Nagle w powietrzu udazało sie jego imie z wciata w litery piła. Feniks zawirował szcześliwy.
-Jak on to...-wymamrotał wrecz zaniemówiony.
-Nauczyłam go paru sztuczek i pokazów-uśmiechnełam sie do malucha.
<Greill?>
-Lost-wyszeptałam do feniksa. Zawirował przed grelem robiac szlaczki. Nagle w powietrzu udazało sie jego imie z wciata w litery piła. Feniks zawirował szcześliwy.
-Jak on to...-wymamrotał wrecz zaniemówiony.
-Nauczyłam go paru sztuczek i pokazów-uśmiechnełam sie do malucha.
<Greill?>
Carlito CD Emily
W moich oczach zakręciły się łzy.
Tak bardzo chciałbym móc stanąć koło niej, chciałem powiedzieć jej, że zostanę przy niej. Na zawsze. Że będę ją chronił i zawsze będę ją kochał.
Ale wiedziałem dobrze, że nie mogę.
Po policzku spłynęła mi gorąca łza i moje usta złożyły się w dwa słowa.
- Kocham cię- szepnąłem tak cicho, że nie mogła tego usłyszeć.- I cokolwiek by się nie stało zawsze będę cię kochał.
Odwróciłem się i odbiegłem. By już nigdy nie powrócić. By już nie zadawać jej bólu.
< Emily? Ja już nie odpiszę... ale może dokończysz?>
Tak bardzo chciałbym móc stanąć koło niej, chciałem powiedzieć jej, że zostanę przy niej. Na zawsze. Że będę ją chronił i zawsze będę ją kochał.
Ale wiedziałem dobrze, że nie mogę.
Po policzku spłynęła mi gorąca łza i moje usta złożyły się w dwa słowa.
- Kocham cię- szepnąłem tak cicho, że nie mogła tego usłyszeć.- I cokolwiek by się nie stało zawsze będę cię kochał.
Odwróciłem się i odbiegłem. By już nigdy nie powrócić. By już nie zadawać jej bólu.
< Emily? Ja już nie odpiszę... ale może dokończysz?>
piątek, 22 lutego 2013
Terra C.D. Dokami
-Nie. Zostawmy to na 1 marca.-powiedziałam.
<Dokami? Sorry, ze tak późno, ale kompletnie wyleciało mi to z głowy.>
<Dokami? Sorry, ze tak późno, ale kompletnie wyleciało mi to z głowy.>
Rose c.d. Starshine
-Zdażyłaś w samą porę.-powidziałam. Udałam, ze nie zwracam uwagi na to jak wygląda. Szybko wymieszałam wszystkie składniki i podałam eliksir Wolpyx'owi.
<Starshine? Wolpyx?>
<Starshine? Wolpyx?>
Od Ankary
Nie ma to jak pierwszy dzień w nowej watasze. Tyle nowych wilków, miejsc sprawiło, że poczułam się zmęczona. Postanowiłam pójść w stronę Wodospadu Smutku, aby troszeczkę się zrelaksować. Kiedy doszłam, nikogo nie było w pobliżu. „Fajnie, będzie ciszej.”
Położyłam się na brzegu wodospadu tak, że ogon wpadł mi do wody. Zamknęłam oczy. Kiedy wsłuchiwałam się w szum wodospadu, usłyszałam głos basiora dochodzący zza mnie.
-Czy przeszkadzam? Jestem Deniro.
-Ankara… - wtrąciłam niewzruszona dalej mając zamknięte oczy.
-Właśnie przechodziłem obok, aby rozejrzeć się po okolicy. Kiedy cię zauważyłem, postanowiłem….
„Proszę, pośpiesz się z tą twoją historią i odejdź!!!” Pomyślałam lekko zirytowana przeszkadzaniem mi w chwili relaksu.
-Dobrze, jak chcesz…
-Słucham? – otworzyłam oczy i zwróciłam się w stronę wilka - Skąd ty…
-Czytam w myślach. – wytłumaczył mi.
<Deniro?>
Położyłam się na brzegu wodospadu tak, że ogon wpadł mi do wody. Zamknęłam oczy. Kiedy wsłuchiwałam się w szum wodospadu, usłyszałam głos basiora dochodzący zza mnie.
-Czy przeszkadzam? Jestem Deniro.
-Ankara… - wtrąciłam niewzruszona dalej mając zamknięte oczy.
-Właśnie przechodziłem obok, aby rozejrzeć się po okolicy. Kiedy cię zauważyłem, postanowiłem….
„Proszę, pośpiesz się z tą twoją historią i odejdź!!!” Pomyślałam lekko zirytowana przeszkadzaniem mi w chwili relaksu.
-Dobrze, jak chcesz…
-Słucham? – otworzyłam oczy i zwróciłam się w stronę wilka - Skąd ty…
-Czytam w myślach. – wytłumaczył mi.
<Deniro?>
wtorek, 19 lutego 2013
Greill CD Lyki
To... To piła... I... I serduszko... *_* Cz...Czerwone... Stałem tak
rozczulony i wgapiałem się z otwartymi ustami na prezent od Lyki.
- Dziękuję... - powiedziałem cicho. Nie umiałem powiedzieć nic więcej. Spojrzałem na Losta, który wyglądał... Jakby się uśmiechał. Spojrzałem słodko na Lykę.
< Lyka? >
- Dziękuję... - powiedziałem cicho. Nie umiałem powiedzieć nic więcej. Spojrzałem na Losta, który wyglądał... Jakby się uśmiechał. Spojrzałem słodko na Lykę.
< Lyka? >
Emily CD Carlito
Zdziwiłam się, jego reakcją. Mimo woli
odwzajemniłam pocałunek. Kiedy już skończył, spojrzał na mnie i wolnym
krokiem zaczął się oddalac.
Carlito? Nie ma sprawy.
Carlito? Nie ma sprawy.
Starshine CD Rose
Gdyby nie to, że oni się już pogodzili, z pewnością nic bym nie zrobiła w
tej sprawie. Ale skoro już po wszystkim... Wyszłam przed wspólną
jaskinię z zamiarem wzbicia się w powietrze, ale w ostatniej chwili coś
mi przyszło do głowy...
-Ekhem, Rose? -odkaszlnęłam znów pojawiając się w środku- A co to właściwie jest ten cały "gwiezdny proszek" czy jak go tam nazywasz, i najważniejsze... Gdzie właściwie mam go szukać? -dokończyłam drapiąc się w głowę.
Rose wzięła (naprawdę) głęboki oddech.
-To składnik eliksiru, który ma wyleczyć Wolpyxa. A znajdziesz go... No jak myślisz?! Gdzieś w krzakach za siedmioma górami i bóg wie ile lasami?
-Spodziewam się, że gdzieś... Tam? -wskazałam łapą sufit jaskini. Rose spojrzała na mnie unosząc brew- T... To znaczy tam? -poprawiłam się pokazując tym razem zachmurzone niebo na zewnątrz.
-Moje gratulacje -uśmiechnęła się- A teraz leć już, tylko szybko!
Kiwnęłam głową i wyleciałam z jaskini kierując się ku pojawiającym się już gwiazdom. Jakiś czas temu moja towarzyszka - Lu- złamała sobie skrzydło i teraz musiałam być sama. I nie tylko tutaj... Do świata ludzi pewnie też jej nie wezmę. Nie tylko z powodu skrzydła: Lu jest smokiem. A to chyba dość niespotykane u ludzi zwierzęta... I znowu będę sama... Potrząsnęłam głową. Phi, co to w ogóle za myśli? Poradzę sobie! Poza tym to nie czas na rozczulanie się. Muszę znaleźć ten pył. Za wszelką cenę.
Minęłam już warstwę chmur i powoli zbliżałam się do końca jednej z warstw atmosfery.
(* Tło do opowiadania to tylko te dwie pierwsze melodie)
Śmiałam się po drodze, bo pył nie tylko
łaskotał mnie po twarzy, ale chmury ukazywały obrazy które chyba tylko
ja mogłabym sobie wyobrazić. Parę razy zdarzyło się, że wraz z
powietrzem wciągnęłam też pył. Nie przeszkadzało mi to bardzo bo
wystarczyło trochę pokaszleć, a pył wydostawał się z powrotem na
zewnątrz. Przynajmniej tak mi się wydawało... Nie wiedziałam wtedy, że
metal, który wytworzył proszek, przyciąga niezupełnie przekształcone w
pył światło. Mój medalion działał jak magnes, a niedorobiona materia
przenikała przez moje ciało... Tymczasem ja, szczęśliwa z wypełnionego
zadania, wpadłam do jaskini z fiolką gwiezdnego pyłu...
<Rose? Do dzieła z tą miksturą!>
-Ekhem, Rose? -odkaszlnęłam znów pojawiając się w środku- A co to właściwie jest ten cały "gwiezdny proszek" czy jak go tam nazywasz, i najważniejsze... Gdzie właściwie mam go szukać? -dokończyłam drapiąc się w głowę.
Rose wzięła (naprawdę) głęboki oddech.
-To składnik eliksiru, który ma wyleczyć Wolpyxa. A znajdziesz go... No jak myślisz?! Gdzieś w krzakach za siedmioma górami i bóg wie ile lasami?
-Spodziewam się, że gdzieś... Tam? -wskazałam łapą sufit jaskini. Rose spojrzała na mnie unosząc brew- T... To znaczy tam? -poprawiłam się pokazując tym razem zachmurzone niebo na zewnątrz.
-Moje gratulacje -uśmiechnęła się- A teraz leć już, tylko szybko!
Kiwnęłam głową i wyleciałam z jaskini kierując się ku pojawiającym się już gwiazdom. Jakiś czas temu moja towarzyszka - Lu- złamała sobie skrzydło i teraz musiałam być sama. I nie tylko tutaj... Do świata ludzi pewnie też jej nie wezmę. Nie tylko z powodu skrzydła: Lu jest smokiem. A to chyba dość niespotykane u ludzi zwierzęta... I znowu będę sama... Potrząsnęłam głową. Phi, co to w ogóle za myśli? Poradzę sobie! Poza tym to nie czas na rozczulanie się. Muszę znaleźć ten pył. Za wszelką cenę.
Minęłam już warstwę chmur i powoli zbliżałam się do końca jednej z warstw atmosfery.
(* Tło do opowiadania to tylko te dwie pierwsze melodie)
Chwila... Zorza polarna to chyba dość
sensowne miejsce na "złoże" pyłu? Podleciałam do falującego światła
wyjmując jednocześnie z podróżnej torby fiolkę, do której miał zostać
nabrany składnik. Zmieniłam się w człowieka, żeby móc pewniej trzymać
naczynie, a zaraz potem wykonałam pierwszy ruch... i pył rozsunął się na
boki tak, że ani jedna drobinka nie została w pobliżu mojej ręki.
Spróbowałam jeszcze parę razy, lecz moje starania nie przynosiły żadnych
skutków - pył przemieszczał się błyskawicznie i nie miałam szans go
złapać.
-I jak ja mam się spieszyć?!- szepnęłam do siebie. Machnęłam ręką z rezygnacją, przymknęłam oczy świadoma swojej bezradności i już miałam wracać na ziemię, gdy... Rozległ się delikatny dźwięk dzwoneczków... Odwróciłam głowę, żeby zobaczyć niesamowity widok. Światło księżyca przy zetknięciu z metalowym okuciem fiolki przeobraziło się w kłęby błyszczącego pyłu. Spróbowałam nabrać go do naczynia i z nieopisaną radością stwierdziłam, że TO jest gwiezdny proszek, którego szukałam! Nie rozpływał się na wszystkie strony - przylegał do skóry, choć nie trzymał się mocno. Zagarnęłam pył do fiolki, a gdy już zebrałam wszystko do środka, potrząsnęłam naczyniem, aby zawartość się ułożyła... Jak się okazało, zebrany składnik... To była tylko niewielka część tego, co miałam przynieść z powrotem! Przeszukałam kieszenie z nadzieją znalezienia jakiś spinek do włosów... Ale one nadal nie wystarczały. Ilość pyłu wytworzonego w ten sposób wciąż była za mała. Jeśli nie znajdę jakiegoś... bardziej matalowego przedmiotu, to zbieranie pyłu zajmie mi wieki! Sięgnęłam do szyi... i natknęłam się na swój medalion. Zdjęłam go ostrożnie i wystawiłam na działanie światła księżyca. To było to! Na początek co prawda naszyjnik tylko się świecił, ale potem... Wybuchowa emisja! Pyłu starczyłoby na zapełnienie tysiąca takich fiolek jak ja miałam! Błyskawicznie zebrałam proszek, schowałam naczynie do torby, zmieniłam się z powrotem w wilka i przedzierając się przez kłęby pyłu zlatywałam na ziemię.
-I jak ja mam się spieszyć?!- szepnęłam do siebie. Machnęłam ręką z rezygnacją, przymknęłam oczy świadoma swojej bezradności i już miałam wracać na ziemię, gdy... Rozległ się delikatny dźwięk dzwoneczków... Odwróciłam głowę, żeby zobaczyć niesamowity widok. Światło księżyca przy zetknięciu z metalowym okuciem fiolki przeobraziło się w kłęby błyszczącego pyłu. Spróbowałam nabrać go do naczynia i z nieopisaną radością stwierdziłam, że TO jest gwiezdny proszek, którego szukałam! Nie rozpływał się na wszystkie strony - przylegał do skóry, choć nie trzymał się mocno. Zagarnęłam pył do fiolki, a gdy już zebrałam wszystko do środka, potrząsnęłam naczyniem, aby zawartość się ułożyła... Jak się okazało, zebrany składnik... To była tylko niewielka część tego, co miałam przynieść z powrotem! Przeszukałam kieszenie z nadzieją znalezienia jakiś spinek do włosów... Ale one nadal nie wystarczały. Ilość pyłu wytworzonego w ten sposób wciąż była za mała. Jeśli nie znajdę jakiegoś... bardziej matalowego przedmiotu, to zbieranie pyłu zajmie mi wieki! Sięgnęłam do szyi... i natknęłam się na swój medalion. Zdjęłam go ostrożnie i wystawiłam na działanie światła księżyca. To było to! Na początek co prawda naszyjnik tylko się świecił, ale potem... Wybuchowa emisja! Pyłu starczyłoby na zapełnienie tysiąca takich fiolek jak ja miałam! Błyskawicznie zebrałam proszek, schowałam naczynie do torby, zmieniłam się z powrotem w wilka i przedzierając się przez kłęby pyłu zlatywałam na ziemię.
<Rose? Do dzieła z tą miksturą!>
sobota, 16 lutego 2013
Nowy człowiek ^_^
Imię: Jenny Overland
Wiek: 16 lat
Płeć: kobieta
Moce: strzelanie z łuku,
Żywioł: ziemia
Charakter: miła, sprytna, odważna, przyjacielska, troszeczkę nieśmiała wobec osób których nie zna,
Patron: Artemida
Stanowisko: Łowca
Zauroczenie: -
Rodzina: -
Talizman: -
Dom:
Dokami CD Terry
Wyjdzie za mnie. Byłem przeszczęśliwy.
-To może....20 lutego?To za pięc dni. Napewno damy radę wszystko załatwic.
Terra?
-To może....20 lutego?To za pięc dni. Napewno damy radę wszystko załatwic.
Terra?
Lyka CD Greilla
Obudził mnie pisk kocików. Nie chciało mi sie wstawać przeważnie ze na dworzu było jeszcze ciemno. Przekręciłam sie na drugi bok ignorujac piski maluchów. Nagle poczułam jak wchodza na mnie czyjeś łapki ,a po nich kolejne i pazury. Wystraszyłąm sie i natychmiast wstałam. Moon i Wol piszczaly cały czas a obk stał cicho Lost. Westchnełam.
Olśniło mnei... przecierz mamy dzisiaj WALENTYNKI !!! Moje ulubione świeto pełne miłości i czerwieni. Wziełam kociaki i wzbiłam sie cicho w powietrze. Ominełam wszystkich i wyleciąłm na zewnatrz. Poczułam świezy poranek. Zaczełam kierowac sie z kociakami nad Zamrożony Wodospad.Lost leciał obok. Zmieniłąm sie w człowieka i zaczełam przygotowania. Wyciagnełam metalowy pręd i zaczełam nadawać mu kształty. Lost tryzmał go w powietrzu kiedy sprawdzałam czy jest dobry. Wreście wyciagnełąm cos co miałam ze świata ludzi. To były plastikowe zawieszki. Zaczełam je zaczepiać na niej. Meczyłam sie przy tym prubujac rozkminić czemu nie ktróre elementy nie wchodza i jak zrobić aby sie nie rozpadały.
-Bingo-powiedizłam i włożyłam rękę do lodowatej wody. Zadrżałam z zimna ale od razu dotknełam pedy by choć na chwile pozostał w dobrej formie. Powtarzałam te rcuhy wielokrotnie. Wrescie Lost swoim ogniem stopił metal a ja wkładajac go do wody utwardziłaa.
-Dzieki Lost-powiedizłam do feniksa który wzleciał w powietrze i usidł mi na kapeluszu. Zdjełam go z głowy i położyłąm obok. Po skończonej pracy wróciłam do wspólnej jaskini. Usidłam naprawiajac jeszcze moje dzieło.. Gdy zobaczyłam zbliżajacego sie Grella schowłam je natychmiast. Zmeiniłams ei w wilka i nie zwracłam na niego uwagi. Podeszedł do mnie śmiesznie.
- L... Lyka... - zająknał sie - ...Bo... Emmm... Dziś są Walentynki i... Mam dla ciebie prezent! - powiedziałał szybko. Wyciagnał za pleców pudełko. Wstałam usmeichajac sie i zmieniajac w człowieka. Nagle poczułam ten słodki zapach... Czekolady !!! Znałam to ze swiata ludzi.
-Czelodaki !-zawołałam uradowana
-Nasz ten wytwór ludzki?-zdziwił sie.
-Tak mieszkałam u ludzi i kochałam to-uśmeichnełam sie. Uśmeisnełam go po czm lekko gwizdnełam.
-Lost-pokazaal na fenika.
-Przyszedł do mnei dzisiaj rano-wytłumaczyłam- Ja też mam coś dla ciebie
Nie wiedziłam czy mu sie zpodoba ale tylko to wymysliłam i tylko takie rzeczy miałam do dyspozycki. Kzałam mu zamknąc oczy. Wziełam jego ręke i wsunełam mu bransoletke. Pusciłam ja po czym sie uśmiechnełam. Greill otworzył oczy i przygldał sie branzoledce. Miałą 3 zawieszki. Po prawej wisiała Piła łańcuchowa po lewej serduszko a na środku było wyrzeźbione jego imie i wysiało sobie luźno. Przygldał sie z niedowierzeniem. Poczułam jak Lost sida na moim ramieniu i przyglada sie pudełeczku.
<Greill?>
Olśniło mnei... przecierz mamy dzisiaj WALENTYNKI !!! Moje ulubione świeto pełne miłości i czerwieni. Wziełam kociaki i wzbiłam sie cicho w powietrze. Ominełam wszystkich i wyleciąłm na zewnatrz. Poczułam świezy poranek. Zaczełam kierowac sie z kociakami nad Zamrożony Wodospad.Lost leciał obok. Zmieniłąm sie w człowieka i zaczełam przygotowania. Wyciagnełam metalowy pręd i zaczełam nadawać mu kształty. Lost tryzmał go w powietrzu kiedy sprawdzałam czy jest dobry. Wreście wyciagnełąm cos co miałam ze świata ludzi. To były plastikowe zawieszki. Zaczełam je zaczepiać na niej. Meczyłam sie przy tym prubujac rozkminić czemu nie ktróre elementy nie wchodza i jak zrobić aby sie nie rozpadały.
-Bingo-powiedizłam i włożyłam rękę do lodowatej wody. Zadrżałam z zimna ale od razu dotknełam pedy by choć na chwile pozostał w dobrej formie. Powtarzałam te rcuhy wielokrotnie. Wrescie Lost swoim ogniem stopił metal a ja wkładajac go do wody utwardziłaa.
-Dzieki Lost-powiedizłam do feniksa który wzleciał w powietrze i usidł mi na kapeluszu. Zdjełam go z głowy i położyłąm obok. Po skończonej pracy wróciłam do wspólnej jaskini. Usidłam naprawiajac jeszcze moje dzieło.. Gdy zobaczyłam zbliżajacego sie Grella schowłam je natychmiast. Zmeiniłams ei w wilka i nie zwracłam na niego uwagi. Podeszedł do mnie śmiesznie.
- L... Lyka... - zająknał sie - ...Bo... Emmm... Dziś są Walentynki i... Mam dla ciebie prezent! - powiedziałał szybko. Wyciagnał za pleców pudełko. Wstałam usmeichajac sie i zmieniajac w człowieka. Nagle poczułam ten słodki zapach... Czekolady !!! Znałam to ze swiata ludzi.
-Czelodaki !-zawołałam uradowana
-Nasz ten wytwór ludzki?-zdziwił sie.
-Tak mieszkałam u ludzi i kochałam to-uśmeichnełam sie. Uśmeisnełam go po czm lekko gwizdnełam.
-Lost-pokazaal na fenika.
-Przyszedł do mnei dzisiaj rano-wytłumaczyłam- Ja też mam coś dla ciebie
Nie wiedziłam czy mu sie zpodoba ale tylko to wymysliłam i tylko takie rzeczy miałam do dyspozycki. Kzałam mu zamknąc oczy. Wziełam jego ręke i wsunełam mu bransoletke. Pusciłam ja po czym sie uśmiechnełam. Greill otworzył oczy i przygldał sie branzoledce. Miałą 3 zawieszki. Po prawej wisiała Piła łańcuchowa po lewej serduszko a na środku było wyrzeźbione jego imie i wysiało sobie luźno. Przygldał sie z niedowierzeniem. Poczułam jak Lost sida na moim ramieniu i przyglada sie pudełeczku.
<Greill?>
Carlito CD Emily
Nie wierzyłem, że to się może tak skończyć.
Jeszcze wczoraj byliśmy słodkimi wilczkami hasającymi po łące, a teraz... Nigdy nawet nie przypuszczałem, że będę musiał ją tak okłamać. W głębi duszy bardzo chciałem zostać... albo... odejść z nią. Do innej watahy.
Ale wiedziałem dobrze, że nie mogę.
I ja... musiałem ją okłamać. Ktoś tak cudowny jak ona musi mieć prawo do normalnego życia. Nie mogę jej odebrać tej szansy. Szansy na leprze życie.
- Tak- szepnąłem w końcu.- Muszę odejść.
Nienawidziłem się za to, że to zrobiłem, ale... pocałowałem ją.
< Emily? Sorry, że po raz kolejny tyle czekałaś na odpowiedź...>
Jeszcze wczoraj byliśmy słodkimi wilczkami hasającymi po łące, a teraz... Nigdy nawet nie przypuszczałem, że będę musiał ją tak okłamać. W głębi duszy bardzo chciałem zostać... albo... odejść z nią. Do innej watahy.
Ale wiedziałem dobrze, że nie mogę.
I ja... musiałem ją okłamać. Ktoś tak cudowny jak ona musi mieć prawo do normalnego życia. Nie mogę jej odebrać tej szansy. Szansy na leprze życie.
- Tak- szepnąłem w końcu.- Muszę odejść.
Nienawidziłem się za to, że to zrobiłem, ale... pocałowałem ją.
< Emily? Sorry, że po raz kolejny tyle czekałaś na odpowiedź...>
piątek, 15 lutego 2013
Od Greill'a ,,WALENTYNKI"
-Och! - zawołałem teatralnie budząc się. Dzisiaj... Dzisiaj...!
WALENTYNKI!!! Jedno z moich ulubionych świąt, pełne miłości, czerwieni,
słodkości i ta atmosfera!!! Ja... Nie wytrzymam, muszę dać coś Lyce,
przynajmniej zadedykować! Oj tak, kocham czekoladę, średnio umiem
pichcić jedzenie, ale skoro mamy <3WALENTYNKI<3 (!!!) Mogę...
Postarać się, i... Włożę w to całe me krwistolubne, niemoralne serce i
postaram się zrobić coś ze świata ludzi, co jak najbardziej rozpieści
podniebienie tej cudnej istotki <3... Ok... Od czego zacząć... Skąd
ja tylko wezmę składniki? Ogarnęło mnie przerażenie, ale moja wizja, mój
brak kierowania się rozumem, lecz kierowania się sercem dają zbyt
piękne wyobrażenie mego romantycznego przyjścia do Lyki! Zabrałem się do
roboty. Poszedłem szukać składników... Obudziły się we mnie pewne
wątpliwości... Czy to będzie nadawać się do czegokolwiek? Dobra, mam
przynajmniej dobre chęci i wiele zastępczych składników niż te, co je
mieli w oryginale ludzie... Gdy już wytropiłem wszystkie składniki
niczym Sherlock Holmes bandytę, zrobiłem udane włamanie do Terry i
pożyczkę kilku naczynek. Oddam jej jak skończę me dzieło w imię bogini
piękna i Erosa... Zacząłem wszystko mieszać. Bawię się w cukiernika...
Gdy wszystko było gotowe, pochłonąłem jeden z mych amatorskich wyrobów.
Muszę wiedzieć, jak to smakuje! Wyszło... No... No... Nieźle jak na
amatora! Przez gardło przejdzie - jest dobrze. Zapakowałem prezent dla
Lyki jak trzeba. Byłem szczęśliwy, udało mi się! Poszedłem do mej
wybranki. Była akurat w wilczej postaci. Gdy mnie zobaczyła, uśmiechnęła
się i spytała co mam za plecami.
- L... Lyka... - zająknąłem się - ...Bo... Emmm... Dziś są Walentynki i... Mam dla ciebie prezent! - powiedziałem z jeszcze bardziej ekspresyjnym wyrażeniem uczuć niż zwykle i wyciągając zza pleców te moje czekoladki.
- L... Lyka... - zająknąłem się - ...Bo... Emmm... Dziś są Walentynki i... Mam dla ciebie prezent! - powiedziałem z jeszcze bardziej ekspresyjnym wyrażeniem uczuć niż zwykle i wyciągając zza pleców te moje czekoladki.
( Lyka? ^__^ )
|
|
Subskrybuj:
Posty (Atom)