- To chodźmy!- rozkazałam i ruszyliśmy w stronę jaskini wilczycy.
Kiedy dotarliśmy upewniłam się, że Rose nie ma w środku.
- Tak.- szepnęłam.- Narcyz, biegnij po róże. Zerwij jak najwięcej.
- Ale...
- Powinny być przy wodopoju.- domyśliłam się co chciał powiedzieć.
Wybiegł z jaskini a ja i Carlito zabraliśmy się za "ozdabianie".
Najpierw odgarnęliśmy kurze z kątów, potem przynieśliśmy z Polany tysiąca westchnień kilka dużych kamieni. Wtedy przybiegł pan młody. Zmarszczył nos.
- A te głazy to po co?
- Masz róże?- kiwnął głową a ja wzięłam je od niego.
- Powinny nie mieć kolców.
- Pięknie! Pomyślałam, że tak będzie fajnie... Wiesz. Rose znaczy róża.
Położyłam kwiaty w kupkach na kamieniach. Efekt nie był tak dobry jak myślałam, ale nie było źle.
Jedną podałam Narcyzowi.
- Tę włożysz jej za ucho.
Kiwnął głową, a ja wyjrzałam przez wejście do jaskini.
- No nie!- powiedziałam ściszonym głosem.- Rose idzie.
Oba basiory odwróciły głowę.
Popchnęłam ich lekko w stronę wyjścia.
Zrozumieli.
Stanęliśmy troszkę dalej i patrzyliśmy jak Rose wpada tanecznym krokiem do jaskini.
- No dobra. Twoja wielka chwila Romeo.- odezwałam się do Narcyza.
< Panie Młody? xp>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz