Wstałam
o świcie. Z trudem wyszłam z jaskini. Otworzyłam oczy, jasne światło
dawało się we znaki. Chłodny wiatr i morze rudych liści nie utrudniały
mi wędrówki w stronę wielkiego drzewa. Tam, obok tysiąca kolorowych
kwiatów była drobna polana, ale nie na nią przyszłam. Wspięłam się na
drzewo. Położyłam się na jednej z gałęzi i zachwycając się widokiem
pogrążyłam w marzeniach.
-Ciekawe co by było gdyby nic się nie stało?- pomyślałam Potrząsnęłam głową próbują oczyścić się z tych myśli. -Nie ma starej Savany!- wmawiałam sobie z zamkniętymi oczami Prowadząc ze sobą walkę nawet nie zauważyłam kiedy pod drzewem pojawił się nieznajomy wilk. -Co tam robisz?- krzyknął Otworzyłam oczy. Zapomniałam o tym, że od ziemi dzieli mnie kilka metrów. Próba zejścia skończyła się gwałtownym upadkiem. Przez chwilę przytłoczył mnie ból i zapomniałam o wszystkim. Niestety tylko przez chwilę. -Coś ci jest?- zapytał nieznajomy -Tak... Nie...- odpowiedziałam wstając z trudem -Więc tak czy nie?- dopytywał się Spojrzałam na niego. Jego czerwono-czarna sierść sterczała lekko do góry, a piorunujący wzrok sprawiał wrażenie złego, mściwego i żądnego krwi. Odsunęłam się znacznie - jak zawsze w takich chwilach. -Słyszysz mnie?- zrobił pytającą minę -Tak- powiedziałam niepewnie i z lękiem w głosie -Jak masz na imię? -Savana, a ty?- obolały grzbiet wprost pulsował -Rex- spojrzał na mnie- Na pewno nic ci nie jest? -Nie, zupełnie nic- próbowałam go przekonać -Nie wygląda to tak dobrze jak mówisz- wskazał na grzbiet Spojrzałam do tyłu. Nie krwawiłam zbyt znacząco. Spojrzałam w górę. Gałąź na której leżałam nie była położona na tyle wysoko, abym coś sobie zrobiła. Przyczyna musiała być inna. -Będziesz tak tu stać i krwawić czy mam sprowadzić pomoc?- powiedział Rex z zażenowaniem -Sama wrócę do watahy- spojrzałam mu w oczy i stanowczo ruszyłam do przodu Kiedy wkroczyłam dumnie na plac przed jaskinią od razu usłyszałam głos: -Co ci jest?- stanęła przede mną zdenerwowana wilczyca Ponownie spojrzałam do tyłu. Rana lekko się powiększyła co można było poznać po strużkach krwi ściekających mi po sierści. -Chodź za mną!- pobiegła w stronę lasu -Jestem Savana, a ty?- krzyknęłam próbując ją dogonić -Valixy- odpowiedziała po czym przyśpieszyła -Gdzie biegniemy? -Do szamanki. Na miejscu zastałyśmy rozpadającą się, drewnianą chatkę. -To tu- powiedziała Valixy Weszłam do środka pozostawiając za sobą ścieżkę z krwi. W chatce było duszno. Zapachy oparów i mikstur roznosiły się po jedynym pomieszczeniu. Na drewnianych półkach stały tajemnicze fiolki. Posłanie z liści wydawało się na mnie czekać. -Witajcie!- powitała nas dość stara wilczyca Spojrzała na mnie ze zdziwieniem. -Co ci się stało dziecko?- wskazała posłanie -Sama nie wiem- położyłam się niepewnie -Za kilka dni będzie zdrowa jak ryba- zwróciła się do Valixy Ta bez słowa lecz z uśmiechem wyszła. CDN |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz