Tolan jest fajny i... Nie wiem czemu, ale przy nim moje
serce szybciej biło...
Pokazałam mu teren watahy i jego jaskinię.
Później postanowiłam wykroczyć nieco za nasz teren...
Chodziłam i rozglądałam się dookoła.
Nagle doszłam do ślicznego wodospadu.
Jego piękno, aż przyciągało.
Mogłabym tak stać i patrzyć na to miejsce całymi wiekami,
gdyby nie...
Jakiś wilk unosił się na powierzchni wody... Z takiej
odległości widziałam tylko kolor jego sierści... Czarno- niebieskie futro...
Skąd ja je znam?..
Zanurzyła się w wodzie i podpłynęłam do wilka.
Dopiero teraz ujrzałam lśniące na wodzie szkarłatne plamy.
„ Sayona!”- chciałam krzyknąć.
Przyśpieszyłam i wyciągnęłam wilczycę na suchy ląd.
- Słyszysz mnie!?- wrzeszczałam.- Sayona!! Co się stało!?
Wilczyca powoli otworzyła oczy. Odetchnęłam z ulgą.
- Ra-raiser...- wymamrotała
- Co?...- odwróciłam się i zrozumiałam.
Koło wodospady leżał głaz a koło niego... Raiser... Cały we
krwi, a jakaś koszmarna i obrzydliwa wilczyca stała koło niego. Gdy zrozumiała,
że ją widzę wzbiła się w powietrze dzięki błoniastym skrzydłom.
Na sekundę zapomniałam o Sayonie i pobiegłam do Raisera.
- Raiser!- krzyknęłam.
Nie odpowiadał.
Przerzuciłam go sobie przez grzbiet. Podeszłam do Sayony i,
i ją zabrałam z powrotem na bezpieczne tereny watahy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz