To był już piąty dzień samotności. Noga prawie się zagoiła, ale jest ryzyko, że rana się otworzy. Byłem zmęczony, głodny, spragniony. Jedyne o czym myślałem to moja samotność. Wilki z tamtej watahy wciąż mnie goniły. Musiałem biec, mimo nogi, która w każdej chwili mogła zacząć ponownie krwawienie. Biegłem przez gęsty las, ciągle potykając się o korzenie. Oni byli coraz bliżej, widziałem jak niektóre wchodzą na drzewa. Pierwszy się na mnie rzucił z gałęzi, przy pomocy telekinezy miotnąłem w niego kamieniem. Odleciał ze skowytem, uderzając o skały. Drugi skoczył na mnie od tyłu, na szczęście byliśmy przy strumieniu, dzięki czemu użyłem wody, aby go rozproszyć. Kiedy już uciekłem wystarczająco daleko, ujrzałem, iż moja noga znów krwawi, zaś na biodrze widać ślad ugryzienia. Musiałem biec dalej, pomimo tego iż kulałem. Kolejne wilki próbowały mnie zabić, lecz ja walczyłem. Krew spływała po mnie, całkowicie zasłaniając me oczy. Strzepałem ją z pyska i kontynuowałem bieg. Ból diabelski przeszywał mnie całego, a jeszcze więcej cierpienia przyprawiała mi myśl o tamtych wilkach. Usłyszałem ich sygnał łowiecki, co oznaczało, że byli coraz bliżej. Wybiegłem na jakąś polane, poczułem się przez chwilę bezpieczniej. Jeden z wilków wyskoczył z lasu, lecz ja uniknąłem jego ataku. Uderzył głową w ogromny głaz, przez co jego czaszka rozpękła się na dwie części. Biegłem dalej, byle jak najdalej. Z lasu poleciała w moim kierunku kula ognia, lecz ja stworzyłem tarcze z wody, która uratowała mi życie. Podążałem dalej, na wielki głazie ujrzałem wilczyce z wielkimi skrzydłami. Pomimo nocy, ujrzałem, że jej wzrok pad na mnie. Nie mogłem już biec, rany były zbyt wielkie. Upadłem, a ona poleciała w moim kierunku. Powoli traciłem przytomność. Już nie słyszałem wilków, uciekły. Cały świat zaczął wirować, a po chwili straciłem przytomność.
(dokończy ktoś, najlepiej Angel)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz