Przechadzałem się po watasze. Lubiłem wiedzieć, że wokół wszystko jest dobrze...
Skąd można wiedzieć, czy nie grasują tu znów jakieś demony?
Trzeba bardzo uważać.
Chodząc tak ze znudzeniem wokół, spojrzałem w niebo przewracając oczami.
Nuda... Nic się prawie nie dzieje. Zaprawdę dziwny był ten incydent z kurkiem. Zastanawiało mnie, gdzie on mógł teraz być.
Zmieniłem się w człowieka. Przeczesałem palcami swoje długie, szkarłatne włosy.
Tak długo je zapuszczałem, żeby wyglądać po ludzku. Oblizałem swoje trójkątne kiełki i zdjąłem okulary.
Cóż, nic nie było bez nich widać. Dla Shinigamiego okulary to priorytet. Ale ja zawsze ignorowałem wszelkie zasady, przeczyłem im na każdym kroku. Gdyby wszyscy ich przestrzegali, byłoby nudno.
Przeciągnąłem się. Czułem każde drgnięcie na moim ciele.
- Jestem chudy... - zaśmiałem się cicho rozpinając sobie koszulę i przejeżdżając palcem po wystających żebrach.
Kiedy wróciłem do zwykłej pozy, efekt ten zniknął. Poprawiłem sobie ubrania. Było mi strasznie ciepło.
Zazwyczaj ubieram się w ciemne stroje, a to tylko potęguje siłę, z jaką naświetla mnie słońce.
Nic nie widziałem, wszystko było zamazane... A jednak...
Znalazłem drogę do skał i w jakiś sposób znalazłem drogę do skał. Przynajmniej one mogą być w miarę chłodne.
Jak dobrze, że już stopniał śnieg...
Wlazłem na jedną i klapnąłem na nią wachlując się dłonią. Spojrzałem na nią.
Nadgarstkiem była zapewne ta cielista plama, a rękawiczką spory, czarny punkt zlewający się z poprzednim.
Miałem się położyć, gdy nagle uderzyłem plecami o coś kudłatego.
Wzdrygnąłem się i spojrzałem za siebie.
Zapewne jakiś wilk.
Oczy błysnęły mi zielenią, jak zwykle, gdy byłem nieco zdezorientowany, zdenerwowany, bądź miałem zacząć bawić się moją kochaną, niezastąpioną piłą łańcuchową.
Szybko nasadziłem na nos okulary.
W mojej ''podpórce'' rozpoznałem waderę, którą widziałem przelotnie, tylko raz szukając Rose.
Jej było na imię Alice... Chyba tak... Przynajmniej tak raz słyszałem.
- W...Witaj, przepraszam... - przechyliłem lekko głowę - ...Ty jesteś Alice, prawda?
Odsunąłem się od niej nieco.
Ciekawiło mnie, dlaczego siedzi w samotni ukrywając się przed pozostałymi wilkami. Nie przedstawiła się praktycznie nikomu.
Ach... Do dziś pamiętam, jak to trafiłem do watahy... Zamordowana rodzina, potem spotkanie z nieobecną już Valixy...
A potem... Potem ta furora, że umiem przybierać ludzką postać. Szał i sprawdzanie, kto jaki będzie w takowej postaci.
Wolpyx... Wolpyxa już nie ma... Dopiekłem mu w życiu. Jakby nie patrzeć, zabrałem mu dziewczynę, oraz kilka razy usiłowałem zabić. Tyle krwi rozlanej na białym śniegu. Tyle bólu ze strony każdej strony.
Wspomnienie cierpień z młodości. Nikt z mojej poprzedniej watahy nie chciał przygarnąć pod swoje skrzydła Śmierci... Tak... Tej śmierci, która wyprawia innych na tamten świat, bądź decyduje o powrocie umierających na ziemię.
Zabicie kilku krewnych przekreśliło mój los. Potem okazało się jeszcze, że to ja byłem winien śmierci Wolpyxa... A nim zacząłem panować dan samokontrolą nie wiedziałem, co tak właściwie więc działo.
Krew na ścianach jaskiń. ,,Śmierć doścignie również posyłającego ją'' - pisałem niekiedy na miejscach dramatycznych wydarzeń krwią mych ofiar.
Jestem Grell - śmierć. Po prostu śmierć, która sama byłaby jakby przez chwilę martwa.
Potem przyszła Axana... Moja siostra. Zabrałem wszystkich do świata ludzi. Działy się tam straszne rzeczy.
Ona tam została. Wyzwoliła spod ucisku kilka dusz swą miłością. Pokochała swoich wrogów.
Zawsze była dla mnie cierpliwa... Nawet gdy umierała, kierowała się miłością do nas wszystkich.
Ona była jedną z moich pierwszych ofiar. Nawet teraz potrafię przypomnieć sobie jej błagalny szept i odgłos jej łamanych kości.
Teraz boli mnie to wspomnienie.
W świecie ludzi zmarła niestety moja przyjaciółka. To było dzień po moim i Lyki ślubie... Potem wróciliśmy.
A ja zapadłem w dziwny sen o samorealizacji. Gdy wróciłem, mojej ukochanej nie było. Nie było połowy bliskich mi osób. Wróciłem. Wróciłem z Kraju Umarłych. Czy to było karą za wszystkie moje wykroczenia?
Przyglądałem się z zainteresowaniem nowej waderze. Po jej minie mogłem stwierdzić, że była nieco zagubiona w tej sytuacji.
Miałem jednak nadzieję, ze się nie przestraszyła.
Niektórzy reagowali na mnie czasem... W nieco histeryczny sposób...
<Alice? Ja się nie boję, też byłem w tej watasze psychopatą! ~*^*~ I JA CI POMOGĘ! =w=>