czwartek, 27 lutego 2014

Od Alice

Swoją historię zacznę od samego początku. Urodziłam się w jednej z tych cudownych watah, pełnych miłych, życzliwych i wyrozumiałych wilków, które wszelkie spory rozwiązują pokojowo, szybko i bezboleśnie, każdy nowy dzień witany jest huczną imprezą a pojawienie się nowego członka tej wielkiej rodziny to ogromne wydarzenie, o którym powinno się pisać w gazetach.
Właściwie należałoby powiedzieć, że prawie każdego.
Moi bliscy byli przesądni równie bardzo co radośni. Tylko w jeden, jedyny dzień w roku wataha nie witała słońca. Lasy i łąki pustoszały, nikt nie wychodził poza jaskinie. Te kilkanaście godzin przeznaczone były na głębokie przemyślenia. O tym, co było i przede wszystkim o tych, którzy już na zawsze odeszli do na drugą stronę. Dzień Cienia. Kiedy to teraźniejszość się nie liczy. Tak jak ci, którzy w ten dzień przyjdą na świat.
Osobiście wiem najlepiej jak to jest być przeklętym. Rodzice próbowali mnie ukryć przed resztą wilków, w końcu jednak musiało się wydać, że dzień moich urodzin był właśnie tym jednym, jedynym dniem w roku, kiedy to nie czci się wschodzącego słońca a tym samym nie jest ono nam przychylne. Z godnie ze starymi podaniami w naszej wielowiekowej społeczności zdarzyło się 5 takich przypadków i każdy z nich przyniósł zgubę dla swojego plemienia. Wina za wszelkie katastrofy zwalana była na te właśnie Wilki Cienia. Zwykle skazywane zastawały na karę śmierci i były to jedyne okazje, kiedy ją stosowano, gdyż normalnie ceniono dar życia. Taka egzekucja miała być jednak oczyszczeniem, dzięki któremu świat odzyska swój dawny porządek.
Mój przypadek miał być wyjątkowo nie do zniesienia. Dodatkowo byłam szóstą w historii, czyli pechową liczbą. Rada starych dziadków, którzy nazywali siebie szamanami oznajmiła, że sprowadzę na nas wszystkich śmierć. Tradycyjnie. Sęk w tym, że wcale mnie nie ciągnęło do walki. Dorastałam więc w zamknięciu, pod czujnym okiem specjalistów do spraw beznadziejnych z Dziadkami na czele. Czemu od razu mnie nie zabili? Jak mówiłam, ceniono tam życie i , na szczęście czy nie szczęście, najpierw musiałam zawinić, a dopiero potem zostać obdarzona karą specjalnie zarezerwowaną dla takich jak ja.
Czas mijał a ja w samotności spędzałam czas ucząc się książek na pamięć, rysując co tylko przyszło mi do głowy, rozmawiając sama ze sobą... a potem, gdy nabrałam wystarczająco dużo mocy, zaczęłam wykorzystywać zaklęcia. Z początku patrzenie na to, jak strażnicy uciekają w popłochu gdy płomienie w ogniskach, przy których stali nabierają kształtów żywych istot sprawiało mi wiele radości, z czasem jednak samotność coraz bardziej dawała mi się we znaki. Na nic zdały się błagania, żebym została wypuszczona, lub chociaż żeby ktoś mnie odwiedził. Wzbierała we mnie złość. "To dla twojego dobra" - nadal pamiętam ostatnie słowa moich rodziców, którymi pożegnali się ze mną, tuż przed tym jak zostałam uwięziona. To dla naszego dobra raczej powinni powiedzieć. Wataha dbała o dobre samopoczucie. Póki jestem w środku, nie stanowię dla nich zagrożenia. Och, jak bardzo się mylili!
Jestem Alice, Wilk Cienia, zabójczyni większości wilków z mojej rodzinnej watahy.
Nie wiem, jakim sposobem do tego doszło, pewnego jednak dnia wroga siła przejęła nade mną kontrolę i wykorzystując wszystkie moce zabrane przez dotychczasowe życie, łącznie z tymi, które nieświadomie kradłam ze strażników i specjalistów, wydostałam się na zewnątrz więzienia, a potem w szaleńczym transie wybiłam po kolei każdego, kogo napotkałam na swojej drodze. Niektórzy może uciekli, pochowali się po kątach... w każdym razie nadal pewnie gdzieś tam żyją. Tego już nie wiem. Zaraz po tym jak odzyskałam nad sobą panowanie i zorientowałam się co się stało, uciekłam jak najdalej tylko mogłam. Biegłam wykorzystując wszystkie swoje siły, unikając kontaktów z wilkami, wszystkimi watahami, żeby tylko nie dopuścić do takiej sytuacji. Nie udało mi się powstrzymać jeszcze tylko jeden raz.
Od tej pory przerażona własnymi możliwościami szukam kogoś, kto mógłby mi pomóc i nauczyć jak mam kontrolować zabójcze moce.
I tak któregoś dnia przybyłam do Watahy Żywiołów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz